Igrzyska olimpijskie Paryż 2024 zaczęły się od afery, którą cała Polska żyje do dzisiaj. Rozpętał ją Przemysław Babiarz, który komentował ceremonię otwarcia w TVP. Burza zrobiła się po jego komentarzu na temat utworu "Imagine" Johna Lennona.
- Świat bez nieba, narodów, religii i to jest wizja tego pokoju, który wszystkich ma ogarnąć. To jest wizja komunizmu, niestety - mówił.
Władze Telewizji Polskiej zawiesiły swojego komentatora. Tym samym dla Babiarza igrzyska olimpijskie skończyły się błyskawicznie. Nie usłyszymy jego głosu podczas transmisji z pływania i lekkiej atletyki. Nie pomogły nawet petycje i apele ze strony kibiców, pracowników TVP i znany sportowców.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Ujawnił, co działo się po meczu Świątek. "To był szok"
Już w czwartek Przegląd Sportowy Onet informował, że 60-letni komentator wraca do Polski. To sugerowało, że nie ma już żadnych szans na to, że zostanie przywrócony do pracy. Nie jest to jednak jeszcze takie oczywiste.
Babiarz w czwartek dotarł do Polski. Na lotnisku Okęcie został przyłapany przez paparazzi. Na miejscu czekała na niego żona, z którą potem udał się do domu. "Fakt" jednak zwrócił uwagę na jeden istotny szczegół.
"Babiarz na lotnisko dotarł bez żadnego większego bagażu. Miał przy sobie tylko podręczny plecak. Czy to oznacza, że Babiarz jeszcze wróci do Paryża? To pytanie na razie pozostaje bez odpowiedzi" - czytamy na stronie polskiego tabloida.
Na pewno polski komentator będzie mieć teraz trochę czasu, aby odpocząć od całego zamieszania. W tym czasie będą już trwać zawody lekkoatletyczne w Paryżu. Z informacji WP SportoweFakty wynika, że zastąpi go Szymon Borczuch.
Apel dziennikarzy TVP nie pomógł. Przemysław Babiarz wrócił do Polski >>
Murem za Babiarzem. Polacy podpisują petycję do TVP >>