Michał Kowalski: Ulegliście na wyjeździe Unii Oświęcim 3:8, mimo tego, że w pierwszej tercji graliście naprawdę dobrze. Chyba szkoda kolejnych straconych punktów?
Bartłomiej Niesłuchowski: Dokładnie, szkoda bardzo tych straconych punktów. Był to już dla nas czwarty mecz w tym sezonie i jak na razie tych oczek zdobyć się nam nie udało. Walczymy, wkładamy całe serce w grę, lecz nie udaje się zwyciężać.
Już drugi mecz z rzędu dobrze zaczynacie, a fatalnie kończycie. Z czego może to wynikać?
- Ciężko mi powiedzieć, dlaczego tak właśnie się dzieje. Ale nie ma co się oszukiwać, zarówno w meczu z JKH Jastrzębie, jak i z Unią Oświęcim w pierwszych tercjach oddaliśmy z 6-7 strzałów i 3 z nich lądowały w siatce. Był to chyba przypadek, lub szczęście. Niestety na tym kończy się nasza przygoda ze zdobywaniem bramek. Jest to najprawdopodobniej spowodowane tym, że przeciwnik nas lekceważy, a my po prostu to wykorzystujemy.
Jak ocenisz swoją postawę w meczu z Unią?
- Nie była ona dobra, wymagam od siebie dużo więcej. Nie jestem jeszcze w takiej formie, w jakiej być powinienem, ale wierzę, iż z dnia na dzień będzie ona rosnąć i w końcu moja dyspozycja będzie szczytowa.
Na co według Ciebie stać w tym roku MMKS Podhale?
- Jestem optymistą i wierzę jeszcze w nasze wejście do czołowej czwórki PLH. Chcemy pokazać niedowiarkom, że umiemy grać w hokeja. Mamy kilku bardzo dobrych zawodników, na przykład Cecuła, którzy posyła krążki z zawrotną wprost siłą i szybkością. Ale trzeba jeszcze ten potencjał wykorzystać. Tylko nie można opierać się na indywidualnościach, a zrobić zgraną drużynę. Taką, w której jeden wskoczy za drugim w ogień. Wiem, że jeśli nam się to uda, to wszystko wróci na właściwe tory i zaczniemy wygrywać spotkania.
Kto wydaje się najmocniejszy w tegorocznej PLH?
- Najmocniejsze wydają się być drużyny Ciarko Sanok, GKS-u Tychy i Unii Oświęcim. Pominąłem wśród faworytów Cracovię, co niektórym może wydawać się dziwne, ale mam wrażenie, że w tym sezonie nie zagrają tak, jak w ubiegłym.
Jak mógłbyś porównać obecny zespół MMKS-u do tego z ubiegłorocznych rozgrywek?
- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ większość zeszłego sezonu spędziłem w Kanadzie. Wróciłem na kilka spotkań przed rozpoczęciem fazy play off. Ale na pewno brakuje takich hokeistów, jak Kapica, czy Kolusz.
Jaka atmosfera panuje w zespole po 4 przegranych meczach?
- Atmosfera w drużynie jest dobra, nikt nie spuszcza głowy, chociaż były ciężkie momenty. Ale wtedy trzeba pokazać charakter, zacisnąć zęby i grać dalej do końca. Musimy jak najszybciej wyjść z dołka, w którym się znajdujemy i wówczas wszystko powinno zadziałać.
Czy któryś z wyników w pierwszych trzech kolejkach PLH był dla ciebie szczególnie zaskakujący? Może odrobienie 5 bramek straty przez Zagłębie Sosnowiec w Krakowie?
- Tak, zgadza się, zaskoczyło mnie odrobienie strat przez Zagłębie. Właśnie w tym spotkaniu chłopaki pokazali, że warto grać do końca i można naprawdę dużo zdziałać. Mimo tego, że jak wiemy w Sosnowcu, podobnie jak u nas nie ma jakiegoś super mocnego składu.
Teraz czeka was mecz z GKS-em Tychy, który ma na koncie komplet punktów. Zapowiada się chyba niezwykle ciężki pojedynek…
- Mają komplet, więc czas, żeby w końcu przegrali (śmiech). Ile można wygrywać? Do tego spotkania podchodzimy ze zdwojoną determinacją i walczymy o zwycięstwo.
Czy zarząd klubu postawił przed wami jakiś konkretny cel na sezon 2011/12?
- My sami sobie postawiliśmy cel, ale jaki, to już nie będę zdradzał. Chciałem pozdrowić wszystkich kibiców Podhala i zachęcić ich do przychodzenia na nasze mecze. Są oni nam w tej chwili naprawdę bardzo potrzebni.