Na krótko przed GP Australii pojawił się problem z transportem sprzętu kilku zespołów Formuły 1. Statek utknął w porcie w Singapurze i złapał ponad tydzień opóźnienia. Sytuację uratowała firma DHL, jeden z globalnych partnerów F1. Użyczyła ona królowej motorsportu dwa samoloty, które szybko przetransportowały sprzęt ekip do Melbourne.
Problemy spowodowane są wojną w Ukrainie i sankcjami nałożonymi na Rosję przez Zachód. Aż 20 proc. połączeń lotniczych typu cargo obsługiwały dotąd firmy rosyjskie. Nagle zostały one wyeliminowane z rynku. - Płacimy za fracht lotniczy o 160 proc. więcej niż w roku 2020 - przyznał w Sky Beat Zehnder, menedżer Alfy Romeo.
W obecnej sytuacji ekipy starają się odchodzić od transportu drogą powietrzną, który stał się nieopłacalny, stawiając na fracht morski. Nie jest to idealne rozwiązanie, bo statek płynie dłużej. Na dodatek są one mocniej załadowane niż przed kryzysem spowodowanym wojną w Ukrainie.
ZOBACZ WIDEO: "Trafiony, zatopiony". Nieprawdopodobna skuteczność mistrzyni olimpijskiej
- Te statki stają się coraz większe i większe. Obecnie na pokładzie jednego potrafi się znaleźć ponad 28 tys. kontenerów, więc załadunek i rozładunek zajmuje nawet pięć dni. Kiedyś trwało to półtora dnia - dodał Zehnder.
Formuła 1 na razie nie znalazła sposobu na rozwiązanie problemu. Największe zespoły twierdzą, iż nie mogły przewidzieć tak nagłego wzrostu cen transportu i nie zmieszczą się w limicie wydatków na sezon 2022, który wynosi 142,4 mln dolarów. Część ekip żąda jego podniesienia.
- Przeciwko wyższemu limitowi są trzy ekipy. Chcielibyśmy nieco ulepszyć przepisy dotyczące ograniczania wydatków, bo koszty, zwłaszcza te dotyczące logistyki, wzrosły w sposób obłędny. My jesteśmy obecnie na najlepszej drodze, by przekroczyć ustalony pułap wydatków - przyznał Franz Tost, szef Alpha Tauri.
Pomysł zwiększenia limitu kosztów blokują Alfa Romeo, Haas i Alpine. Zdaniem Zehndera, dla największych zespołów wojna w Ukrainie i wywołana przez nią inflacja to tylko pretekst, by odskoczyć finansowo tym ekipom, które nie zawsze są w stanie dobić do granicy finansowego maksimum. - Tak naprawdę moglibyśmy sobie poradzić nawet za mniej niż 140 mln dolarów - podsumował menedżer Alfy Romeo.
Czytaj także:
Zaczyna płacić za znajomość z Putinem. Tego nie przewidział
Ekipa spod Warszawy chce podbić wyścigi