F1. Jarosław Wierczuk: Verstappen wchodzi w fazę dominacji. Wygrywanie stanie się normą [KOMENTARZ]

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Max Verstappen
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Max Verstappen

Zwycięstwo Maxa Verstappena w GP Styrii nie jest przypadkiem. Holender razem z Red Bullem wchodzą w okres, gdy zaczynają swoją dominację w F1. Ich wygrane nie będą już kwestią szczęścia, a czymś naturalnym i oczekiwanym.

[tag=31]

Red Bull Racing[/tag] wygrał w jednym z wielu przewidzianych dla nich na ten sezon "domowych" Grand Prix. Emocje co prawda nie były tak duże jak ostatnio na Paul Ricard, gdzie wynik nie był oczywisty do ostatnich metrów, a scenariusz całego wyścigu wydawał się pochodzić z Hollywood, ale to nie zmienia faktu, że dla Maxa Verstappena właśnie GP Styrii stanowiło kluczowe zwycięstwo - zarówno punktowo, jak i psychologicznie.

Holender wraz z Red Bullem powoli wchodzi w fazę dominacji. W etap, w którym nie wygrywa się przez łut szczęścia czy gorszy dzień rywala, ale kiedy zwycięstwo jest jak gdyby czymś naturalnym i oczekiwanym, a takiego stanu rzeczy nie mieliśmy jeszcze kilka tygodni temu. Pamiętajmy też, że ostatnie zwycięstwo Mercedesa, i to w wyniku błędu strategicznego Red Bulla, miało miejsce w Hiszpanii.

Przebieg GP Styrii i tego, co Verstappen robił w poszczególnych etapach wyścigu, to lustrzane odbicie działań Lewisa Hamiltona w ostatnich latach. Bardzo wysokie tempo w kluczowych momentach takich jak pierwsze okrążenia, czyli szybkie wyjście ze strefy DRS, a w pozostałych momentach kompromis pomiędzy szybkością a dbałością o stan opon. Nie od dziś wiadomo, że to duża część sukcesu i to nie tylko ze względu na takie incydenty jak np. w Baku. W tym sezonie, nad czym ubolewam, jest to jeszcze bardziej istotne dla wyniku niż poprzednio, z tej przyczyny, że różnica w osiągach opony nowej i znacząco zużytej jest wyraźnie większa.

ZOBACZ WIDEO: Droga do Tokio: Małachowski i Włodarczyk

Tak więc z tego zadania świadomego kontrolowania wyścigu Verstappen wywiązał się perfekcyjnie. Nie tylko nie popełnił żadnego błędu, podobnie jak w kwalifikacjach, ale bardzo precyzyjnie wykorzystał poszczególne fazy dystansu, a nie było to łatwe, ponieważ tendencja w zużyciu opon była w Austrii taka, że to Mercedes szybciej mógł osiągnąć optymalne tempo, a z kolei po kilku okrążeniach sytuacja się odwracała. To dawało Red Bullowi większe możliwości strategiczne.

Intensywność aktualnej rywalizacji trochę podzieliła nam stawkę na Formułę 1 A i B. Było to widoczne na starcie. Trzech zawodników z topowej dziesiątki startowało na oponach medium, reszta na miękkiej mieszance. To naturalna konsekwencja właśnie ostrej rywalizacji. Teamy ze środka stawki nie walczą z Red Bullem i Mercedesem, za to bardzo mocno ze sobą i na odwrót.

A propos środka stawki. Lekko negatywnym bohaterem wyścigu był dla mnie Charles Leclerc. Zliczyłem trzy incydenty z jego udziałem. Monakijczyk na torze "zahaczył" o Pierre'a Gasly'ego, Kimiego Raikkonena i Fernando Alonso. Miałem wrażenie, że w każdej z tych sytuacji wina leżała właśnie po stronie kierowcy Ferrari, a niektóre tak jak kolizja z bolidem Alpha Tauri były naprawdę łatwe do uniknięcia, a więc nie było żadnego powodu, aby Gasly po pierwszym okrążeniu musiał rezygnować z dobrej, szóstej pozycji startowej.

Ten temat mnie trochę dziwi. Nie w sensie błędów Leclerca, bo zdarzają się przecież każdemu, ale w sensie reakcji sędziów, a raczej jej braku. Dziwne tym bardziej jeśli przypomnimy sobie niektóre inne sytuacje, kiedy sędziowie wykazywali się dużo wyższą determinacją w karaniu. Choćby w inauguracyjnej tegorocznej rundzie w Bahrajnie względem Verstappena.

Wiem, wiem, Leclerc zdobył honor kierowcy dnia ze względu na szybkie odrabianie strat, ale przynajmniej moim zdaniem jego jazda była na Red Bull Ringu daleka od czystej. Swoją drogą Ferrari zrobiło rzeczywiście zauważalny postęp. Włoskiej ekipie dość często zdarzają się przebłyski i w skali sezonu problem jest z regularną, solidną formą, ale o ile we Francji po dobrych kwalifikacjach Ferrari po prostu nie miało konkurencyjnego tempa wyścigowego, o tyle w Austrii było już z tym dużo lepiej. Oby była to faktyczna tendencja wzrostowa. Wejście do grona pretendentów do zwycięstw ekipy Ferrari jeszcze bardziej urozmaiciłoby i tak już zdecydowanie ciekawy sezon.

Jarosław Wierczuk

Czytaj także:
Szef Alfy Romeo grzmi na FIA
Kolejna kłótnia Mercedesa w F1

Komentarze (0)