Koronawirus. Koniec motorsportu w obecnej postaci. Musi być taniej, może być lepiej

Materiały prasowe / DTM / Na zdjęciu: Samochód Audi w specyfikacji DTM
Materiały prasowe / DTM / Na zdjęciu: Samochód Audi w specyfikacji DTM

- Bezpowrotnie skończyły się czasy wydawania zawrotnych sum na motorsport - twierdził na początku kwietnia Jens Marquardt. Szybko okazało się, że szef Roberta Kubicy w DTM miał rację. Motorsport powoli kończy działalność w obecnym kształcie.

W tym artykule dowiesz się o:

Poniedziałkowa decyzja Audi o opuszczeniu DTM była szokiem dla świata motorsportu. Nie minęło bowiem kilka tygodni od momentu, w którym firma z Ingolstadt mocno zaangażowała się w ratowanie serii, po tym jak opuścił ją Aston Martin. Wtedy Audi i BMW solidarnie ogłaszały, że widzą przyszłość w DTM, a silniki spalinowe tak szybko nie odejdą do lamusa. Koronawirus zmienił to wszystko.

BMW zostało osamotnione na placu boju. To zła informacja dla Roberta Kubicy, bo wszedł do DTM z ogromnymi nadziejami. To miał być program rozpisany na kilka lat w sytuacji, gdyby nie udało mu się wrócić do Formuły 1 w sezonie 2021. - To taka F1 z dachem - zwykł mówić Kubica o niemieckiej serii wyścigowej. Polak nie zdążył jeszcze wystartować w ani jednym wyścigu DTM, a już powoli może myśleć o tym, że być może sezon 2020 będzie jego jedynym w tym świecie.

Quo vadis DTM?

Nawet jeśli BMW widzi potencjał w nowych silnikach hybrydowych w DTM, to rywalizacja ledwie jednego producenta pozbawiona jest sensu. Audi swoją decyzję ogłosiło dość wcześnie i teoretycznie zarządcy niemieckiej serii wyścigowej mogą poszukać innych firm. Tyle że takich próżno szukać na horyzoncie.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Paraolimpijczycy o wsparciu sponsorów. "Nikt się nie wycofał"

Już w roku 2019 w stawce zabrakło Mercedesa, który przerzucił swoje siły na Formułę E. Ledwie jeden sezon trwała przygoda z DTM Aston Martina, za którego samochody odpowiedzialny był szwajcarski zespół R-Motorsport. Powód tych decyzji? Pieniądze.

Nawet jeśli samochody DTM bryłą przypominają te znane z dróg publicznych (BMW M4, Audi A5, itd.), to różnią się od nich diametralnie. Zdecydowana część podzespołów jest protypowa i nie wykorzystuje się ich do produkcji seryjnej. W czasach kryzysu wywołanego koronawirusem, gdy liczy się każde euro, to niezwykle ważne. Nie bez znaczenia są też słupki oglądalności i liczba sprzedawanych biletów - pod tym względem DTM z roku na rok notuje spadki, przegrywając z konkurencją. Niekoniecznie tą motorsportową, ale też internetową - Netfliksem, Twitchem i innymi rozrywkami.

Problem DTM polega też na tym, że w Europie trudno znaleźć firmy samochodowe, które byłyby chętne wydawać pieniądze na tę serię wyścigową. Opel należy już do Francuzów z grupy PSA, Volkswagen wycofał się z motorsportu po aferze z silnikami Diesla. Inni są obecni w Formule 1 albo Formule E, które dają znacznie większe profity.

Szef Roberta Kubicy miał rację

- Moim zdaniem, bezpowrotnie skończyły się czasy wydawania zawrotnych sum na motorsport. On pozostanie ważny. Chociażby Formuła E jest tego doskonałym przykładem. Dla nas to laboratorium innowacji i technologii - powiedział w kwietniu Jens Marquardt, szef BMW Motorsport. Niemiec wykrakał, bo to właśnie startom w FE zamierza się teraz w 100 proc. poświęcić konkurencyjne Audi.

Formuła E "pozostanie ważna", bo zwrot rynku motoryzacyjnego w kierunku pojazdów elektrycznych jest nieunikniony i nie da się go cofnąć. Zwłaszcza w dobie coraz ostrzejszych rygorów dotyczących emisji spalin.

Lada moment cierpieć będzie też Formuła 1. W dobie kryzysu ciężko bowiem wytłumaczyć wydawanie kwot przekraczających nawet 400 mln dolarów rocznie, a tyle potrafią wynosić budżety Ferrari i Mercedesa. Na naszych oczach powstaje świat, w którym zespoły nie będą mogły sobie pozwolić na przejadanie takich sum tylko po to, by spędzić godziny w tunelu aerodynamicznym czy symulatorze i zyskać w ten sposób 0,01 sek. na torze.

Taniej i lepiej?

Gdy świat już upora się z koronawirusem, obudzimy się w nowej rzeczywistości. Choćby F1 straci miliony na wyścigach bez kibiców na trybunach. Takie zespoły jak Mercedes, Ferrari i Red Bull Racing mogą się sprzeciwiać cięciu kosztów, ale doprowadzi to do tego, że zostaną w stawce same. Reszty spod znaku Williamsa, Haasa czy Alfy Romeo nie będzie bowiem stać na takie wydatki. Staje się to rozumieć FIA, która ostatnio robi wszystko, by przeforsować w F1 limit wydatków w wysokości 100 mln dolarów. I to mimo sprzeciwu największych tego sportu.

To też koniec DTM w obecnym kształcie. Niemcy mogą spróbować zaprosić do rywalizacji Japończyków. W końcu jesienią ubiegłego roku zorganizowano wspólny wyścig "Dream Race" na torze Fuji, w którym udział wzięły m.in. Lexus, Honda czy Toyota, ale połączenie z serią Super GT sprawi, że powstanie zupełnie nowy twór, a rywalizacja odbywać będzie się też w Azji, a nie tylko na Starym Kontynencie.

Wyjściem dla DTM może być postawienie na samochody w specyfikacji GT3, oparte w dużej mierze na pojazdach produkcyjnych, a co za tym idzie ich stworzenie będzie znacznie tańsze. Jednak wtedy o tej serii wyścigowej nie będzie już można mówić "Formuła 1 z dachem". Kierowcom będzie tez łatwiej je okiełznać, bo nie będą... tak szybkie.

W tej sytuacji można jednak dostrzec pozytywy. Jeśli F1 zacznie wydawać mniej, to stawka stanie się bardziej wyrównana i więcej zespołów będzie mieć szanse na zwycięstwa. Jeśli DTM stanie się tańszy, pojawi się w nim większa liczba producentów. Jednak aby tak się stało, najpierw musimy przejść przez niepewne koronawirusowe czasy.

Czytaj także:
Azerowie i Rosjanie protestują. Nie chcą wyścigów bez kibiców
Audi wycofuje się z DTM po sezonie

Źródło artykułu: