Gdyby Williams był normalnie zarządzanym zespołem w F1, nie mielibyśmy wątpliwości, że w końcówce GP Meksyku faktycznie powietrze zaczęło schodzić z jednego kół w samochodzie Roberta Kubicy i dodatkowy pit-stop był koniecznością. Tyle że Williams nie jest zdrowo funkcjonującą ekipą. W ostatnich miesiącach dał nam mnóstwo powodów, by co najmniej podawać w wątpliwość zjazd 34-latka do alei serwisowej.
- Jesteście tego pewni? Wszystko wydaje się być dobrze z oponami - mówił Kubica do inżyniera, gdy otrzymał komunikat o konieczności odbycia dodatkowego pit-stopu.
Czytaj także: Znów spięcie pomiędzy Kubicą a Williamsem
Polak kwestionował po wyścigu, czy faktycznie powietrze schodziło z jego opony. Nawet nie wiedział, w którym miejscu miałoby dojść do jej uszkodzenia. - Z reguły na tarki na torze się najeżdża. Na nich się nie łapie "kapci" - komentował w Eleven Sports.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica otwarty na starty poza F1. "Chodzi też o rozwój. Chcę się ścigać"
Mamy słowo przeciwko słowu. Rzut oka w telemetrię pozwoli ocenić, czy faktycznie coś działo się z oponami w samochodzie Kubicy. Tyle że zobaczą ją kierowca i członkowie ekipy. Przeciętny kibic prawdy się nie dowie, bo takie są realia F1. Chyba, że po latach Kubica wróci do tego wydarzenia w swojej autobiografii. Rozdział poświęcony Williamsowi może mieć w niej wiele stron i zawierać sporo gorzkich słów.
Bo dziwnym trafem dodatkowy pit-stop sprawił, że Polak dojechał do mety za Georgem Russellem. To nie jest tak, że doszukujemy się teorii spiskowych. Fakty są jednak takie, że to kolejna nietypowa sytuacja z udziałem Kubicy na przestrzeni ledwie kilku tygodni. Przy tej całej amatorszczyźnie Williamsa, jakoś Russell nigdy nie jest tym, który może czuć się poszkodowany.
To Kubica nie otrzymał nowego przedniego skrzydła w GP Japonii, by Brytyjczyk nie czuł się pokrzywdzony, skoro ekipa miała tylko jeden element w nowej specyfikacji. To Kubica został wycofany z GP Rosji zaraz po wypadku Russella, po to by "oszczędzać części".
I na dokładkę mamy wypowiedzi Russella, który po GP Meksyku przyznał, że trzeba w przyszłości przedyskutować strategię z Williamsem, bo czuł się szybszy od Kubicy i gdyby zastosowano team orders, to pognałby za kierowcami ze środka stawki F1. A tak, przez wiele okrążeń musiał się męczyć za Kubicą. Jak dobrze, że ta "przyszłość" to jeszcze ledwie trzy wyścigi F1 obecnego sezonu. Potem 21-latkowi zostanie się męczyć z Nicholasem Latifim. Zapewne będzie od niego regularnie szybszy, ale forma Williamsa nie poprawi się drastycznie.
Czytaj także: Tak Kubica wyprzedził Russella w GP Meksyku (wideo)
Męczarnie Kubicy też lada moment dobiegną końca. Na jedno pytanie jednak nie uzyskamy jasnej odpowiedzi. Czy ostatnie zagrywki Williamsa względem krakowianina to odgrywanie się za to, że pod koniec września w Singapurze wyszedł przed szereg i zapowiedział odejście z zespołu po zakończeniu sezonu?
Niestety, ale wydaje się, że tak. Bo w momencie wygłaszania swoich słów Kubica przestał być przydatny dla Williamsa. Pieniędzy do budżetu na sezon 2020 nie wniesie, nie można go też wykorzystać do podbijania stawki w rozmowach z Latifim. Krakowianin musi jedynie dokończyć sezon i to zrobi, bo wymagają tego kontrakt i zobowiązania względem Orlenu.
Tyle że to właśnie od końcówki września dzieją się dziwne rzeczy wokół Kubicy. I jakoś trudno wierzyć, że to przypadek. Brytyjczycy odsłonili maskę i nawet nie zamierzają udawać, że traktują obu kierowców równo. W tym wszystkim pozostaje się cieszyć z tego, że Williams w GP Meksyku, gdy zdiagnozował przebicie opony, nie wycofał Polaka z dalszej jazdy w celu "oszczędzania części". Przecież dalsza jazda nie miała już w tym momencie sensu.