W tej chwili Marcus Ericsson jest rezerwowym kierowcą Alfy Romeo, ale Szwed już na początku roku ogłosił, że priorytetem dla niego jest regularne ściganie. Dlatego w tym sezonie nie pojawiał się w garażu szwajcarsko-włoskiej ekipy, wybierając rywalizację w amerykańskim IndyCar.
Przed Grand Prix Belgii zespół z Hinwil wezwał jednak Ericssona do stawienia się na torze Spa-Francorchamps. Wywołało to spekulacje, że Alfa Romeo bierze pod uwagę przedterminowe zakończenie współpracy z Antonio Giovinazzim. Włoch w obecnym sezonie F1 nie zachwyca i ma na swoim koncie tylko jeden punkt.
Czytaj także: Kimi Raikkonen ratuje Alfę Romeo
Alfa Romeo wysłała jednak do dziennikarzy komunikat, w którym zaprzeczyła jakoby obecność Ericssona w Belgii była związana z możliwym zwolnieniem Giovinazziego. Pobyt 28-latka na torze Spa-Francorchamps ma wynikać z faktu, że Włosi nie mają żadnej alternatywy w przypadku kontuzji któregoś z etatowych kierowców.
ZOBACZ WIDEO: Wkurzony Robert Kubica. Wtedy przeklina po włosku
Ericsson był kierowcą zespołu z Hinwil przez kilka sezonów, gdy ten rywalizował w F1 pod nazwą Sauber. Skandynawscy sponsorzy uratowali wtedy ekipę przed bankructwem, co gwarantowało kierowcy obecność w F1. Stracił on jednak swoje miejsce po sezonie 2018.
Obecność Ericssona na Grand Prix Belgii sprawiła, że zespół Schmidt Peterson Motorsport musiał poszukać zastępstwa dla Szweda w IndyCar. Jego miejsce w najbliższym wyścigu w Portland zajmie Conor Daly.
Czytaj także: Hulkenberg walczy o przyszłość w F1
W obecnym sezonie F1 Alfa Romeo zdobyła 32 punkty, z czego aż 31 wywalczył Kimi Raikkonen. Antonio Giovinazzi dorzucił do dorobku tylko jedno "oczko".