Gdy Robert Kubica wracał do Formuły 1 i po raz pierwszy spotykał się z samochodami nowej generacji i oponami Pirelli, miał mieć problemy z tempem na dystansie jednego okrążenia. W padoku pojawiły się nawet głosy, że stąd wzięły się obawy Renault i Williamsa w roku 2017, w wyniku których zespoły nie postawiły na Polaka.
Kubica miał cały 2018 rok, by lepiej zrozumieć obecne maszyny w F1. Mniejszym wyzwaniem dla niego są też opony Pirelli, których charakterystyka różni się od ogumienia Bridgestone, jakie znał ze swojej pierwszej przygody w królowej motorsportu.
Czytaj także: Robert Kubica podsumował wyścig
Po Grand Prix Chin, w którym 34-latek wjechał na metę szesnaście sekund za Georgem Russellem, Kubica odkrył nowy problem. - Z jakiegoś powodu, odkąd jeździłem samochodami nowej generacji, miałem problemy na dystansie jednego okrążenia. Długie przejazdy wychodziły mi z kolei bardzo dobrze - zauważył polski kierowca podczas briefingu z dziennikarzami, a jego słowa cytuje "Motorsport".
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Kubica mógł wejść na szczyt. Wstępny kontrakt z Ferrari był już podpisany
Zdaniem Kubicy, tegoroczny model Williamsa prowadzi się fatalnie na dystansie wyścigu, co nie pozwala mu jechać na limicie. - Pierwsze długie przejazdy FW42 zaliczyłem w Australii i od tego momentu nie mamy tempa. Odczucia się pogarszają, jeśli chodzi o dłuższe wyjazdy. Nie mamy przyczepności. W kwalifikacjach jest nieco lepiej. W nich przyczepność dostarczana przez opony jest wyższa - dodał reprezentant Williamsa.
Polak nie ukrywa, że dopóki nie znajdzie rozwiązania tego problemu, trudno będzie mu podjąć walkę z rywalami. - Nie mogę robić takich rzeczy, jak zawodnicy z przodu. Nie jestem nawet w stanie jechać tak jak George. To dziwne. Próbowałem już wszystkiego. Jednak w tym sporcie, kiedy nie masz przyczepności, to nic nie zdziałasz. Nie jesteśmy magikami - stwierdził.
Słowa Kubicy mają odzwierciedlenie w czasach. W piątek Polak potrafił być szybszy od Russella w sesjach treningowych. W kwalifikacjach był od niego gorszy o jedynie 0,031 s. Tymczasem analiza przejazdów z wyścigu wypada mocno na jego niekorzyść. Na swoich najlepszych okrążeniach był o sekundę gorszy od zespołowego partnera.
- Wygląda na to, że gdy przyczepność jest niższa, i dodatkowo przy zimnych oponach, problem ten się potęguje. Nie jestem w stanie prowadzić samochodu. Czegoś takiego nie było przed rokiem. Zeszły rok kończyłem z przeświadczeniem, że muszę poprawić tempo kwalifikacyjne. W ogóle nie martwiłem się o tempo wyścigowe. Teraz jest inaczej - wyjaśnił Kubica.
Co ciekawe, Russell po zakończeniu Grand Prix Chin nie narzekał na trakcję w swoim samochodzie. To potęguje zdziwienie Kubicy. - Nie mam tempa w porównaniu do George'a. Wystarczy popatrzeć na zakręty. Podczas gdy mój samochód w zakręcie traci przyczepność i wykręca "bączka", to jego odjeżdża. Nie twierdzę, że to kwestia sprzętu. Jednak musimy to zrozumieć. Mam niską przyczepność, podczas gdy George nie narzekał po wyścigu na trakcję - zdradził kierowca z Polski.
Czytaj także: Williams zepsuł pit-stop Kubicy
Zmartwieniem Kubicy wydaje się też być wąskie okno operacyjne modelu FW42. Spisuje się on lepiej w ściśle określonych warunkach pogodowych i torowych, a to nie ułatwia kierowcy pracy nad ustawieniami.
- Czasem samochód potrafi być lepszy, czasem gorszy. To zależy od toru, warunków. W piątek mieliśmy lepsze tempo, ale też nie wiemy, co robili wtedy rywale. Dziesięć lat temu w takiej sytuacji starałbym się pchać jeszcze mocniej, przejechałbym kilka okrążeń szybciej. Tyle że skończyłbym w żwirze ze zniszczonymi oponami. Teraz nie mogę nic zrobić, próbowałem już wielu rzeczy - podsumował Kubica.
Myślę, że ten, kto nie siedzi za kierownicą, nie powinien się wypowiadać, a Robert wie co mówi.
Miejsce zajmie identyczne, za to o ileż taniej wyjdzie. Albo hulajnogę.
Największym problemem Kubicy jest Robert Kubica.