Łukasz Kuczera: Włosko-francuska robota w Bahrajnie. Dramat Ferrari i Renault (komentarz)

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Charles Leclerc na torze w Bahrajnie
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Charles Leclerc na torze w Bahrajnie

Stereotyp mówi, aby nie kupować samochodów włoskich i francuskich. Jeśli ktoś oglądał Grand Prix Bahrajnu, to może się z nim zgodzić. Ferrari i Renault zanotowały ogromną klapę. I mogą być największymi przegranymi tego sezonu.

Ciśnienie na tytuł mistrzowski w Ferrari jest ogromne. Po raz ostatni Włosi wygrywali mistrzostwo w roku 2007 za sprawą Kimiego Raikkonena. Ten sezon miał dać przełom. Doszło do zmiany szefa, pojawiła się świeża krew w postaci Charlesa Leclerca oraz świetne wyniki zimowych testów.

Jak wygląda sytuacja po dwóch wyścigach nowego sezonu? Dramat! Ferrari, jeśli nic się nie zmieni, wyrasta na kandydata do największego rozczarowania tej kampanii. Bo nadzieje po jazdach w Barcelonie były ogromne. Nie brakowało nagłówków, że będziemy świadkami końca dominacji Mercedesa w F1.

Czytaj także: Robert Kubica ostro o samochodzie 

Włosi mogli zaprzeczać w Australii, że słabe tempo nie jest kwestią problemów z chłodzeniem, ale Bahrajn odkrył brutalną prawdę. Mattia Binotto może zachowywać kamienną twarz, ale wyniki mówią wszystko.

ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Szanse Roberta Kubicy w zespole Williamsa? Musimy zejść na ziemię

Realia obecnej F1 jest są takie, że nie wystarczy być szybkim. Trzeba być jeszcze niezawodnym, a tego o Ferrari w obecnej dyspozycji nie można powiedzieć. Na Albert Park włoska ekipa musiała skręcać silniki. Na Sakhir tego nie zrobiono? Efekt? Dramat Leclerca. Uszkodzone MGU-H zabrało Monakijczykowi niemal pewne zwycięstwo.

Leclerc nie zasłużył, by w ten sposób stracić szansę na premierowe zwycięstwo w karierze. - Takie rzeczy się zdarzają. Taki jest motorsport - mówił Monakijczyk po wyścigu z rezygnacją w głosie. Wykazał się przy tym ogromnym spokojem, nie wpadał w panikę. Gdy w trakcie transmisji prezentowano kolejne komunikaty radiowe Leclerca, kibice mogli mu współczuć.

Usterki z Bahrajnu mogą mieć wpływ na kolejne występy kierowcy włoskiego zespołu. Bo przecież w sezonie można skorzystać jedynie z określonej liczby komponentów silnika. Leclerc to wielki talent, ale w obecnej formie Ferrari może się okazać, że walka o tytuł będzie niemożliwa. Ma jednak tylko 21 lat i przed nim jeszcze wiele sezonów w królowej motorsportu. Jeśli Ferrari nie będzie mu gwarantować zwycięskiego samochodu, to poszuka go gdzieś indziej.

Czytaj także: Kariera Leclerca naznaczona tragediami

29 lat i w perspektywie mniej sezonów w F1 ma przed sobą Daniel Ricciardo. On też postanowił szukać wyzwań i nowych opcji. Postawił na Renault i wkrótce może tego żałować. Francuzi zimą prężyli muskuły. Zapowiadali, że nigdy wcześniej w okresie międzysezonowym nie zrobili takich postępów. Tyle że, podobnie jak Ferrari, zapomnieli o bezawaryjności.

Obrazki z końcówki Grand Prix Bahrajnu, gdy w jednej chwili zepsuły się samochody Daniela Ricciardo i Nico Hulkenberga, mówią wiele. Być może silniki Renault są szybsze, ale psują się przy tym jeszcze bardziej niż w zeszłym roku. Tym samym z zapowiedzi szefów francuskiego zespołu niewiele wychodzi.

Jeśli ktoś może się cieszyć z obecnych kłopotów ekipy z Enstone, to Red Bull Racing. "Czerwone byki" zaryzykowały i zmieniły przed tym sezonem dostawcę jednostek napędowych. Postawienie na Hondę okazało się słuszną decyzją. Gdyby nie samochód bezpieczeństwa w końcówce Grand Prix Bahrajnu, Red Bull miałby dwa podia w dwóch wyścigach. Coś, o czym Renault może tylko pomarzyć.

Łukasz Kuczera

Źródło artykułu: