Dyskusja na temat transmisji z wyścigów królowej motorsportu trwa od dawna. Nabrała na sile wskutek strategii Liberty Media. Właściciel Formuły 1 postanowił bowiem sprzedawać prawa głównie stacjom kodowanym, bo te gwarantują większe pieniądze za podpisanie kontraktu. Tyle że to działanie krótkowzroczne.
Zauważył to Lewis Hamilton, który ostatnio odniósł się do transmisji w kodowanych stacjach. Brytyjczycy do niedawna mogli liczyć na obejrzenie dziesięciu wyścigów w ciągu roku w ogólnodostępnym Channel 4, prawa do całego sezonu posiada zaś płatny Sky Sports.
Lewis Hamilton chce transmisji w otwartych kanałach. Czytaj więcej!
Jednak umowę w tej sprawie podpisano jeszcze w czasach Berniego Ecclestone'a. Od tego roku kibice F1 na Wyspach zobaczą w otwartym paśmie tylko jeden wyścig - ten rozgrywany na Silverstone. A mowa przecież o kolebce królowej motorsportu. Kraju, z którego wywodzi się większość zespołów i aktualny mistrz świata.
ZOBACZ WIDEO Robert Kubica określił cel na sezon 2019. "Zawsze byłem kiepski w obietnicach"
Skoro Hamilton postanowił bić na alarm, to Liberty Media nie może zignorować jego głosu. To już nie są dyskusje na poziomie eksperckim pomiędzy dziennikarzami. Nawet jeśli wyniki finansowe bronią decyzji właściciela F1, to słupki oglądalności już nie. Gdy Brytyjczyk sięgał po pierwszy tytuł mistrzowski w Brazylii w roku 2008, jego wjazd na metę śledziło przed telewizorami 8,9 mln rodaków. Ubiegłoroczny sukces w Abu Zabi oglądało już tylko 1,28 mln fanów.
F1 ma do rozwiązania w niedalekiej przyszłości kilka problemów, a jednym z nich jest starzejące się grono kibiców przed telewizorami. Liberty Media może wydawać krocie na aktywność w social mediach. I dobrze, że to robi, ale nic bardziej nie ułatwi dotarcia do fana jak transmisje w kanale otwartym.
To samo dotyczy się Polski, bo przecież od momentu powrotu Roberta Kubicy dyskutujemy o konieczności transmisji F1 w ogólnodostępnej stacji. Przeciwnicy takiego rozwiązania twierdzą, że Eleven Sports świetnie wywiązuje się z zadania, że dostęp do tej stacji to koszt ledwie kilku złotych miesięcznie. Wystarczy sobie odmówić kilku piw i można znaleźć środki na wykupienie pakietu telewizyjnego. To wszystko racja, ale…
Głos w dyskusji zabierają głównie osoby, które już "nasiąknęły" Formułą 1 i nie wyobrażają sobie weekendu bez wyścigu. To jednak nadal jest dość małe grono ludzi, a powinniśmy myśleć o jego poszerzaniu. Jeśli ktoś nie miał nigdy wcześniej do czynienia z F1, to nie da się porwać od razu temu sportowi, nie zapłaci abonamentu. Wybierze inną rozrywkę, być może inne zawody sportowe. Mamy XXI wiek i walka o zainteresowanie przeciętnego człowieka jakąś dyscypliną lub inną rozrywką jest większa niż kiedykolwiek wcześniej.
Leclerc będzie naciskać na Vettela. Czytaj więcej!
Matematyka jest nieubłagana. Im więcej widzów przed telewizorami, tym większe szanse, że jakieś dziecko zacznie naciskać na rodzica, że chce spróbować swoich sił w kartingu czy innej dyscyplinie. To bardzo ważne, jeśli mamy szukać następców Kubicy.
Na słupki z oglądalnością patrzą też sponsorzy. To nie przypadek, że takie zespoły jak Williams mają problemy z pozyskaniem darczyńców. W tej chwili mają one bowiem coraz mniej do zaprezentowania zainteresowanym firmom. Wyniki oglądalności w kanałach kodowanych mówią same za siebie. Wystarczy popatrzeć na nasze realia. Gdy Kubica po raz pierwszy startował w F1, średnia oglądalność w głównym Polsacie oscylowała na poziomie 2 mln widzów. Zeszły sezon w Eleven Sports średnio gromadził przed telewizorami nieco ponad 150 tys. fanów.
Ktoś powiedział, że w całej Europie transmisje z piłkarskiej Ligi Mistrzów też trafiają do kodowanych stacji i nikt nie widzi w tym problemu. Jednak to nie jest właściwe porównanie. Tak naprawdę piłka nożna nigdy nie będzie musiała martwić się o dopływ świeżej krwi i nowych fanów. Kolejne dzieci grające na podwórkach i boiskach sprawiają, że ta dyscyplina znajduje się w komfortowej sytuacji. Formuła 1 nie ma tak dobrze.