Rozłam w Formule 1. Rosjanie bronią Liberty Media

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Sebastian Vettel na czele wyścigu
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Sebastian Vettel na czele wyścigu

Rosjanie stanęli w obronie Liberty Media. Zarządcy wyścigu na torze w Soczi uważają, że krytykowanie właściciela F1 jest niewłaściwe. Nie zgadzają się też z treścią listu otwartego, jaki wystosowali promotorzy niektórych Grand Prix.

W tym artykule dowiesz się o:

We wtorek doszło do buntu w królowej motorsportu. Promotorzy kilku wyścigów wystosowali list otwarty, w którym skrytykowali Liberty Media za podejście do Formuły 1 i wprowadzane zmiany w organizacji Grand Prix. Dokument został podpisany przez 16 członków Stowarzyszenia Promotorów F1.

Promotorzy obawiają się m. in. spadku zainteresowania F1, co ma związek z przenoszeniem wyścigów do płatnych kanałów telewizyjnych. Uważają też, że Liberty Media nie ma jasnego planu, co do przyszłości tej dyscypliny.

Na podpisanie się pod listem nie zdecydowali się Rosjanie. - Oświadczenie jest bez sensu, bo Liberty Media pracuje nad kwestiami, które w nim poruszono. W ten czy inny sposób można rozwiązać problemy poprzez odpowiednią komunikację - powiedział Siergiej Worobjew, promotor wyścigu w Soczi.

ZOBACZ WIDEO Jakie są marzenia Kubicy? "Zrobienie dobrej roboty i pozostanie w F1 na dłużej"

We wtorek w Londynie doszło do spotkania przedstawicieli Liberty Media z promotorami. Na nim rozmawiano o przyszłości F1. - Inicjatorem spotkania byli Amerykanie. Nie widzę potrzeby, aby tworzyć dodatkowy organ, który reprezentowałby promotorów. Nie podzielam stanowiska szefa stowarzyszenia, Stuarta Pringle'a. On bardzo często krytykuje Liberty Media, ich podejście do F1. To nie jest jednak coś konstruktywnego - dodał Worobjew.

Bunt w Formule 1. Promotorzy wyścigów mają dość. Czytaj więcej!

Rosjanin zasugerował, że polityka Pringle'a może doprowadzić do tego, że kolejni promotorzy opuszczą stowarzyszenie i staną po stronie Liberty Media.

Worobjew odniósł się też do sytuacji wyścigu w Miami. Amerykanie mieliby nie płacić za jego organizację Liberty Media, w zamian dzieliliby się zyskami z imprezy. To nie podoba się zarządcom europejskich torów, którzy wykładają ogromne środki na organizację Grand Prix.

- Tyle że Grand Prix Miami nie ma jeszcze nawet w kalendarzu, to po co prowadzić jakieś teoretyczne dyskusje na ten temat? Trzeba patrzeć na fakty, a to będzie możliwe dopiero, gdy umowa na organizację Grand Prix Miami zostanie podpisana. Jeśli promotorzy z Miami dostaną przywileje, to będzie świetny powód, abyśmy porozmawiali o poprawie naszych warunków - ocenił Rosjanin.

Komentarze (0)