Ten sezon miał być przełomowy dla McLarena. Brytyjczycy stracili ostatnie trzy lata, gdy korzystali z silników Hondy. Kierownictwo ekipy z Woking podkreślało, że słabe wyniki w sezonach 2015-2017 były konsekwencją korzystania z kiepskiej jednostki napędowej. Przejście na maszyny Renault miało zapewnić McLarenowi poprawę tempa.
Tak się jednak nie stało. Wprawdzie w tym roku Fernando Alonso i Stoffel Vandoorne osiągają lepsze rezultaty, ale nadal są poza czołówką. Najlepszy wynik w tym sezonie to piąta pozycja wywalczona przez Alonso w Australii. Na dodatek, McLaren z powrotem ma kłopoty z awaryjnością. Z powodu problemów mechanicznych Hiszpan nie ukończył dwóch ostatnich Grand Prix.
Według "Daily Mail", ostatnie wydarzenia doprowadziły do buntu wewnątrz zespołu. Doszło do niego, gdy dyrektor wyścigowy Eric Boullier omawiał wydarzenia z ostatniego wyścigu i przyznał, że nie potrafi wyjaśnić tegorocznych problemów z samochodem.
- Pracownicy McLarena zgromadzeni w sali byli tak wściekli, bo uznali takie słowa za niekompetencję swoich szefów, że postanowili zwrócić się o wsparcie do Martina Whitmarsha. To ostatnia deska ratunku. Osoba, która może odmienić losy ekipy - czytamy w brytyjskiej prasie.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Grosicki jak Putin, Peszko jak król Arabii? To zdjęcie podbija sieć!
Martin Whitmarsh w przeszłości był szefem McLarena. Brytyjczyk pozostaje w dobrych relacjach z jednym głównych akcjonariuszy brytyjskiej firmy - Mansourem Ojjehem.
- Uwielbiam ten zespół. Jest mi smutno, gdy widzę co się z nim dzieje. Sytuacja wymaga zmiany podejścia. Między głównymi osobami w zespole jest zbyt wiele polityki. Myślę, że niektóre z nich muszą odejść. Wyjaśniłem swój punkt widzenia Mansourowi, ale to akcjonariusze muszą zadecydować o przyszłości. Zespół zawsze celował w wygrywanie w F1. Teraz patrzy na inne opcje jak IndyCar i 24h Le Mans. To wspaniałe serie wyścigowe, ale myśl, ze McLaren zmierza w ich kierunku, a nie F1, wywołuje u mnie dreszcze. To F1 powinna być priorytetem - powiedział Whitmarsh.
Whitmarsh nie ukrywa, że jest w stanie pomóc swojej byłej ekipie. - Mieszkam na miejscu i czasem wpadam na przyjaciół, którzy nadal pracują w McLarenie. Są zawiedzeni tym, co tam się dzieje i mi o tym mówią. Niedawne odejście Tima Gossa to tylko przykład. Bo to osoba o niezwykłym intelekcie, która bardzo ciężko pracowała przez wiele lat i była wartością dodaną McLarena. Zrobiono z niego kozła ofiarnego. Może nie znalazłby odpowiedzi na wszystkie pytania, ale na pewno pomógłby rozwiązać niektóre problemy. Gdyby w moich drzwiach pojawiła się delegacja z McLarena, nie wyrzuciłbym jej. Oni wiedzą gdzie mnie szukać - podsumował Whitmarsh.