Jarosław Wierczuk: Przebiegły plan Mercedesa (felieton)

PAP/EPA
PAP/EPA

Grand prix Meksyku przebiegło, można powiedzieć zgodnie z planem. Od pewnego czasu jestem zdania, że Mercedes dąży do rozstrzygnięcia walki o tytuł w finałowym wyścigu. Każde kolejne Grand Prix pasuje do takiego scenariusza.

Nico Rosberg, przy swojej przewadze nie musi starać się o zwycięstwa. Drugie miejsca wystarczą mu do utrzymania prowadzenia w punktacji. Jednocześnie Nico, według mnie od dwóch wyścigów zbyt minimalistycznie podchodzi do swoich osiągów, świadomie rezygnując z walki o pierwszą lokatę. Dużo w tym kalkulacji, trochę za mało sportowego ducha. W Meksyku omal nie stracił szansy na drugie miejsce. Przez niemal całe kwalifikacje był wyraźnie wolniejszy od Lewisa Hamiltona i miał problemy z pokonaniem tempa Verstappena oraz Ricciardo. Dosłownie w ostatnich sekundach udało mu się uzyskać czas gwarantujący pierwszą linię startową.

W wyścigu Hamilton nie miał najmniejszych problemów z utrzymaniem odpowiedniego dystansu pomiędzy nim, a konkurencją. Zaskoczeniem okazał się jednak Ricciardo, który po słabym starcie skorzystał z krótkiej fazy neutralizacji i na samym początku wyścigu zjechał na pit stop. Błyskawiczna reakcja zespołu i decyzja o zastosowaniu innej, mocno ryzykownej strategii okazała się strzałem w dziesiątkę. Ricciardo szybko przebijał się przez stawkę co było kluczowe dla powodzenia obranej strategii. Podobnie istotna była żywotność opon. Ponad 70 okrążeń na jednym komplecie to jak na aktualne warunki dystans rekordowy. Jednak oponom dużo pomogła pogoda. Nagły i wyraźny spadek temperatury w trakcie wyścigu dodał skrzydeł Red Bullowi prowadzonemu przez Ricciardo. Do tego stopnia, iż ostatnie kilkanaście okrążeń należało, pod względem tempa właśnie do niego. Verstappen z kolei, po nieudanym ataku na Rosberga nie był w stanie utrzymać tego samego tempa i bardzo szybko za jego plecami pojawił się Vettel, jadący wyższym tempem, ale od tej dwójki zdecydowanie szybszy był właśnie Ricciardo.

Rywalizacja Vettel - Verstappen była na rękę Danielowi. Tym bardziej, że była to rywalizacja ostra. Verstappen w dobrze znanym, nieco kontrowersyjnym stylu bronił swojej pozycji próbując wytrącić rywala z rytmu dokładnie w tym momencie kiedy ten planuje atak. Jednak hamowanie do pierwszego zakrętu w Meksyku jest newralgiczne, chociażby ze względu na różnicę prędkości. Na kilkudziesięciu metrach bolid F1 hamuje z 360 do 80 km/h. Wystarczy pomyłka o ułamek sekundy z momentem hamowania, aby prędkość wejścia była zbyt wysoka. Tym bardziej łatwo o tego typu błąd w trakcie aktywnej walki i Max dobrze się o tym przekonał, przejeżdżając pierwszą sekwencję zakrętów przez trawę, ale utrzymując trzecią lokatę. Skracając tor zyskał przewagę za co bezpośrednio po zakończeniu wyścigu został ukarany dodaniem 5 sekund do ogólnego czasu. W efekcie oznaczało to przesunięcie z 3. na 5. miejsce.

Niewątpliwie te ostatnie kilometry wyścigu najbardziej trzymały w napięciu, a emocje dotyczyły przede wszystkim walki o 3 miejsce. Vettel swoim histerycznym, regularnym gadulstwem radiowym wprowadził atmosferę skandalu, którego w moim przekonaniu niestety nie było. Epitety i sugestie co zrobi Verstappenowi po wyścigu wypełniały sporą część tego barwnego monologu. Owszem Verstappen jeździ w sposób bezkompromisowy, owszem zdarzają mu się błędy, ale krytyka tych błędów nijak się ma do ich faktycznego charakteru. Proporcje zostały całkowicie zachwiane. Co więcej, jak pisałem już kilkukrotnie jestem przekonany, iż F1 bardzo potrzebuje obecnie takich kierowców jak Verstappen. Vettel zdaje sobie sprawę z potencjału tego zawodnika i chyba nie jest tymi możliwościami zafascynowany. Przypomnijmy, że Vettel, podobnie jak Verstappen jeździł w Toro Rosso jednak nie był w stanie w sposób tak szybki i spektakularny dostać się do Red Bulla.

Rozbierając zatem incydent z końcówki wyścigu na czynniki pierwsze możemy zapytać. Czy Verstappen miał prawo do tego typu defensywnej linii? Miał i nie złamał przy tym regulaminu, nie było potrójnej zmiany toru jazdy. Czy popełnił błąd opóźniając hamowanie w trakcie bezpośredniej walki z Vettelem? Popełnił i poniósł za to pełne konsekwencje poprzez doliczenie 5 sekund i stratę dwóch pozycji. Po co zatem wprowadzanie takich emocji, które prezentuje Vettel? Jego manewr obrony wobec Ricciardo nie był przecież czysty. Można powiedzieć, że to efekt walki z Verstappenem. To prawda, ale czy konsekwencje tej rywalizacji ma ponosić Ricciardo? Sebastian opisywał przez radio skandaliczne, w jego przekonaniu zachowanie Verstappena, a w tym samym momencie bezpardonowo zablokował Ricciardo i tylko wyjątkowe opanowanie tego ostatniego umożliwiło uniknięcie kolizji. Widać w tym sporo frustracji. Vettel podpisał kontrakt z Ferrari z zamiarem skopiowania sukcesu Schumachera. Tegoroczna stagnacja nie jest oczywiście tylko jego winą, ale porównanie jego aktualnych wyników z Raikkonenem, który najlepsze lata ma już przecież za sobą pozostawia wyraźny niedosyt co do jazdy Vettela. Podsumował to w sposób jednoznaczny Maurizio Arrivabene w Suzuce mówiąc, iż Sebastian musi udowodnić swoją wartość jeśli chce być dalej częścią zespołu, a trzeba podkreślić, że z zasady Ferrari nie kwestionuje poziomu jazdy swoich kierowców. W tym przypadku zrobiono wyjątek.

Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.

Strona fundacji Wierczuk Race Promotion

Profil Fundacji Wierczuk Race Promotion na Facebooku

ZOBACZ WIDEO FC Barcelona - Granada: męczarnie gospodarzy. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]

Komentarze (0)