Siłownie i kluby fitness w końcu otwarte. Pozytywny impuls, ale daleka droga do pełnej normalności

Getty Images /  Andreas Rentz / Na zdjęciu: zajęcia fitness
Getty Images / Andreas Rentz / Na zdjęciu: zajęcia fitness

Siłownie i kluby fitness liczą ogromne straty w związku z ich kilkutygodniowym zamrożeniem. Jeszcze długo będą je odrabiać, walcząc o ponowne zaufanie klientów. Pierwsze dni dały jednak pozytywny impuls.

6 czerwca nastąpił kolejny, czwarty już etap odmrażania gospodarki. Do funkcjonowania pod określonym rygorem wróciły między innymi siłownie i kluby fitness. Przedstawiciele tej branży od kilku tygodni postulowali o ich otwarcie, czego dowodem był choćby zorganizowany na początku maja protest właścicieli tego typu obiektów. - Nasz rząd jest głuchy na postulaty, wrzuca wszystko do jednego worka i zakłada, że jeśli zajęcia odbywają się w zamkniętym pomieszczeniu, to nie może być na nie zgody. Czym się różni spotkanie rekreacyjne sześciu osób na powietrzu od treningu personalnego w pomieszczeniu, w którym weźmie udział trener i ćwiczący? - pytała również na początku maja w rozmowie z WP SportoweFakty Agnieszka Stelmaszyk, która prowadzi w - liczących ok. 20 tys. mieszkańców - podpoznańskich Szamotułach niewielką siłownię "Stel & Gym Fitness".

Choć właściciele wytyczne dostali bardzo późno, większość z nich zdołała je wprowadzić na tyle szybko, by jak najsprawniej wznowić funkcjonowanie. Wśród szeregu restrykcji kluczowym jest ograniczenie liczby osób w pomieszczeniu - do jednej na 10 m2. - Klub, który ma powierzchnię 1000 m2, może wpuścić maksymalnie 100 osób. W pojedynczej sali fitness mieściliśmy średnio 25 osób, teraz możemy wpuścić ich maksymalnie 10 - wylicza Martyna Stasiak, fitness manager sieci łódzkich siłowni Fit Fabric. Ponadto pracownicy i klienci siłowni muszą zachować dwumetrowy odstęp, a maszyny do ćwiczeń powinien być rozstawiony 1,5 metra od siebie.

Kolejki na otwarcie, ale trudno o wnioski

Przedstawiciele klubów fitness zgodnie twierdzą, że trudno wyciągać daleko idące wnioski po czterech dniach funkcjonowania obiektów. Nie mają jednak wątpliwości, że Polacy z niecierpliwością czekali na otwarcie przestrzeni treningowych. We wspomnianej sieci Fit Fabric listy zapisów na zajęcia zorganizowane - choć oczywiście krótsze, niż wcześniej - są wypełnione po brzegi.

McFit, czyli międzynarodowa sieć całodobowych klubów fitness, otworzyła swoje obiekty w Polsce w pierwszym możliwym momencie, czyli już minutę po północy z 5 na 6 czerwca. W Krakowie chęć powrotu wśród klientów była na tyle duża, że w nocy czekali oni w kolejce, aż będą mogli wejść do budynku. - Ludzie bardzo często mówią nam, jak bardzo tęsknili i jak bardzo brakowało im aktywności fizycznej. Ten czas zamrożenia sprawił też, że wielu zrozumiało, jak bardzo kondycja fizyczna przekłada się na zdrowie - komentuje Katarzyna Radzikowska, kierowniczka działu komunikacji i marketingu McFit.

Jednym z największych wyzwań, jakie dziś stoją przed właścicielami siłowni i obiektów fitness, jest budowa zaufania do treningów wewnątrz budynku. - Operujemy na rynku międzynarodowym i w krajach, gdzie te obiekty zostały odmrożone już wcześniej. Zaobserwowaliśmy, że na początku klienci podchodzą do tego bardzo zachowawczo - boją się, nie wiedzą do końca, jak wyglądają obostrzenia, obawiają się, czy w budynku nie ma problemu z maksymalną liczbą osób. Z tygodnia na tydzień obłożenie w klubach jednak rośnie - zauważa Radzikowska.

Samo zastosowanie się do wytycznych w Polsce dla większości klubów nie stanowi żadnych problemów. Zdecydowanie więcej pracy będą musiały one włożyć w to, aby przyciągać kolejnych klientów. - Musimy przekonywać niezdecydowanych, że warto wrócić do treningu wewnątrz, że jest bezpiecznie, a patrząc na przykłady z innych krajów, będzie się to działo także poprzez stopniowe znoszenie nałożonych ograniczeń - dodaje przedstawicielka McFit.

Podwyżek cen nie będzie, ale droga do pełnego powrotu daleka

Zamrożenie branży fitness przypadło na najlepszy okres dla siłowni i klubów, czyli czas, w którym ludzie przygotowują swoją formę na lato. Standardem stało się już to, że w miesiącach wakacyjnych obłożenie obiektów jest mniejsze. Choć nikt nie chce otwarcie krytykować poczynań w kwestii odmrażania tej gałęzi gospodarki, zdecydowanie przeważają głosy osób, które uważają, że powinno nastąpić ono wcześniej - nie tylko w trosce o przetrwanie klubów, ale o aktywność fizyczną, która przekłada się na kondycję i samopoczucie.

Nikt nie zamierza jednak rozpamiętywać tego, co było, a skupić się na mozolnym powrocie do normalności i odrabianiu ogromnych strat, poniesionych w wyniku wyłączenia klubów z funkcjonowania. Ten drugi aspekt będzie jak na razie o tyle trudny, że właściciele muszą ponieść większe koszty w kwestii zapewnienia bezpieczeństwa, a liczba osób trenujących jest ściśle określona restrykcjami. O podwyżkach cen karnetów dla klientów nie ma mowy, a wręcz przeciwnie - coraz więcej klubów decyduje się na promocje, które mają znów przyciągać do treningów.

Co dalej? Z pewnością między innymi oczekiwanie na poprawę sytuacji i na kolejne ruchy, które będą znosić poszczególne ograniczenia. Przykłady innych państw pokazują, że może być to proces dynamiczny, choć w dużej mierze zależy również od tego, jak dany kraj radzi sobie z koronawirusem. O pełnej normalności i powrocie do stanu sprzed pandemii trzeba jednak zapomnieć i to na długo.

- Wszystko zależy od tego, w jaki sposób poradzimy sobie z wirusem do końca tego roku - czy faktycznie spotkamy się z drugą falą i jaka ewentualnie będzie jej skala. Wydaje mi się, że aby wrócić do takie funkcjonowania jak przed pandemią, potrzeba przynajmniej półtora roku - mówi Martyna Stasiak, a Katarzyna Radzikowska jej wtóruje: - To nie jest perspektywa ani dni, ani tygodni, ani miesięcy. Co najważniejsze, światełko w tunelu w końcu się pojawiło.

Źródło artykułu: