Gianluigi Donnarumma wielkim bohaterem Europy. Potężny bramkarz obronił dwa rzuty karne i dał reprezentacji Włoch wymarzony tytuł mistrza Europy. Dopiero drugi w historii. To był wielki triumf drużyny Roberto Manciniego. Anglicy mieli jego zawodników dwukrotnie na deskach, ale przegrali na własne życzenie.
Włosi czekali na tytuł mistrza Europy od 1968 roku. W końcu udało się. W finale przeszli drogę przez mękę, ale pokonali na Wembley Anglików i trzeba przyznać, że na ten tytuł zasłużyli. Mieli oczywiście swoje momenty słabości, ale biorąc pod uwagę cały turniej, byli najlepszą drużyną Euro 2020.
Część kibiców nie zdążyła jeszcze rozsiąść się wygodnie w fotelach, gdy Anglicy prowadzili już 1:0. Fantastyczna kontra piłkarzy Garetha Southgate'a przyniosła im powodzenie. Wszystko rozpoczął i zakończył Luke Shaw. Obrońca Anglików wyszedł z szybkim atakiem na swojej połowie i pokonał Gianluigiego Donnarummę pięknym wolejem. W akcji wzięli udział jeszcze Harry Kane, który wyprowadził atak, oraz Kieran Trippier, który fantastycznie dośrodkował.
ZOBACZ WIDEO: Mocne słowa eksperta. "Zbigniew Boniek powinien zostać odcięty od internetu"
To był piorunujący wstęp do kapitalnego spotkania, które zafundowali nam zawodnicy dwóch najlepszych drużyn tego turnieju.
Pierwsza bramka ustawiła mecz
Shaw, 26-letni lewy obrońca Manchesteru United, jest jednym z bohaterów turnieju. W pięciu wcześniejszych meczach turnieju zaliczył 3 asysty, teraz dorzucił swoją pierwszą bramkę. Swoją pierwszą w kadrze.
Dla Włochów był to poważny problem. W tym turnieju żadna drużyna nie zdołała strzelić Anglikom gola z akcji. Jedynie Duńczycy z rzutu wolnego. Organizacja gry w defensywie drużyny Southgate’a jest niewiarygodna. W Anglii zarzucano czasem trenerowi Anglików, że nie wykorzystuje ofensywnego potencjału drużyny, ale ten był nieugięty. Mając perfekcyjnie grającą defensywę i zawodników z przodu, którzy potrafią wyczarować coś z niczego, można zdziałać cuda.
Anglicy mieli kolejne sytuacje. Harry Kane kapitalnie rozprowadzał piłki, wychodził świetnym zwodem spod krycia, widział kolegów, grał cofnięty, wyraźnie wyszedł na boisko, żeby służyć drużynie. Jego własne ambicje strzeleckie zeszły na dalszy plan.
Straszył Raheem Sterling, fantastyczny drybler, który gubił rywali szybkim zwodem, robił przewagę. Oczywiście Włosi swoje szanse mieli. Tak jak w 36. minucie, gdy Federico Chiesa, kolejny bohater tego turnieju, minął Declana Rice'a i Harry'ego Maguire'a i uderzył minimalnie obok słupka.
Stare powiedzenie polskich ligowców głosi, że "pierwsza bramka ustawiła mecz". I również tutaj tak było. Włosi musieli przyspieszyć tempo, Anglicy korzystali z okazji do szybkich kontr i zrobiło się nam kapitalne widowisko. Piłka dodatkowo przyspieszała na murawie zmoczonej obficie padającym deszczem.
Wreszcie mur upadł
Włosi mieli świadomość upływającego czasu, cisnęli coraz mocniej, mieli swoje okazje. Niewiele brakowało, a strzeliłby Ciro Immobile. Ten zawodnik, uważany chyba powszechnie za najsłabsze ogniwo Włochów na turnieju, złożył się pięknie do uderzenia pod sam koniec pierwszej połowy, ale jego strzał ofiarnie zablokował John Stones. Włosi pokazywali, że angielski mur nie jest do końca szczelny, że ma gdzieś te słabe punkty.
Biorąc pod uwagę czyste statystyki, Włosi mieli w tym spotkaniu przewagę wręcz przygniatającą. Ale w rzeczywistości aż tak to nie wyglądało. Grający z kontry Anglicy kilka razy byli blisko. Tyle tylko że mając wynik, sporo ryzykowali i nie udawało się.
Włosi cisnęli, bo musieli. Anglicy czekali, bo mogli. Po zmienia stron od początku ruszyli piłkarze z Półwyspu Apenińskiego. Próbował Lorenzo Insigne, próbował Federico Chiesa. W 62. minucie był bardzo blisko. Fantastycznie jego strzał obronił Jordan Pickford.
Błyskawiczna interwencja bramkarza Evertonu była jedną z najwspanialszych na tym turnieju. A Chiesa? Wydawało się, że w tym meczu jest wszędzie. Jego chęć zwycięstwa była niewiarygodna. Dwoił się i troił, walczył o każdą piłkę. Był fenomenalny. Ale bramki zdobyć nie mógł.
Co nie udało się jemu, wyszło Leonardo Bonucciemu. W 68. minucie zachował najwięcej przytomności w niewiarygodnym zamieszaniu w polu karnym i z bliska wepchnął piłkę do bramki Jordana Pickforda.
Niewiele brakowało, a kilka minut później angielskiego bramkarza pokonałby zmiennik, Domenico Berardi, jednak jego strzał z woleja przeleciał ponad poprzeczką. Włosi ewidentnie poczuli krew, Anglicy sprawiali wrażenie, jakby byli w wciąż w szoku, jakby chcieli przetrwać do 90 minuty i "może coś się wymyśli".
Udało im się. W dogrywce jakby odzyskali siły i mieli swoje okazje. Niewiele zabrakło Sterlingowi, jednak jego akcje powstrzymał heroicznym wślizgiem genialny tego wieczora Giorgio Chiellini . Kevin Phillips uderzał jeszcze z dystansu, ale chybił. Grę Anglików znacznie ożywiło wejście na boisko Jacka Grealisha, który poruszał się między liniami z niewiarygodną swobodą.
Swoje szanse mieli też Włosi. W 104. minucie dośrodkował Emerson, ale Pickford cudownie ubiegł Federico Bernardeschiego i uratował Anglików. Zaraz na początku drugiej połowy dogrywki znowu próbował Bernardeschi, ale Pickford z trudem obronił jego strzał z wolnego. Choć zawodnicy obu drużyn sprawiali wrażenie, jakby słaniali się na nogach, wola walki, ofiarność z obu stron była wręcz nieprawdopodobna. Każdy zdawał sobie sprawę ze stawki, wysiłek był nadludzki.
Southgate znowu zawiódł z karnymi
O zwycięstwie rozstrzygnęły dopiero rzuty karne. Najgorszym wykonawcą okazał się, tak jak w półfinale mistrzostw Europy z 1996, Garreth Southgate. Wtedy spudłował w decydującym momencie, teraz pudłowali jego zawodnicy. W tym dwaj, których wpuścił pod sam koniec jako "pewniaków".
Wydawało się, że Anglicy są w niebie, gdy Pickford w drugiej serii kapitalnie obronił strzał Belottiego. Ale potem zmiennicy Marcus Rashford i Jadon Sancho nie wykorzystali szansy. Pierwszy strzelił w słupek, strzał drugiego wybronił Donnarumma. W ostatniej kolejce fantastyczny Pickford dał jeszcze nadzieję Anglikom, ale Donnarumma im ją odebrał, broniąc w znakomitym stylu strzał Saki.
Trzy i pół roku temu Włosi nie zakwalifikowali się na mistrzostwa świata w Rosji i wydawało się, że jest to kryzys, z którego nie da się wyjść. Nie w ciągu zaledwie kilku lat. Ale Roberto Mancini okazał się wybitnym architektem. Stworzył niewiarygodną drużynę. Drużynę, która nie przegrywa meczów. Przez te trzy i pół roku Włosi przeszli drogę z piekła do nieba. Przy okazji rozkochali w sobie fanów, grając piłkę ofensywną i kombinacyjną. Znowu są wielcy.
Włochy - Anglia 1:1, 3:2 po karnych (1:1, 0:1)
0:1 Shaw 2’
1:1 Bonucci 68'
Rzuty karne
1:0 Berardi
1:1 Kane
1:1 Belotti (Pickford obronił)
1:2 Maguire
2:2 Bonucci
2:2 Rashford (słupek)
3:2 Bernardeschi
3:2 Sancho (Donnarumma obronił)
3:2 Jorginho (Pickford obronił)
3:2 Saka (Donnarumma obronił)
Składy drużyn
Włochy:
Donnarumma - Di Lorenzo, Bonucci, Chiellini, Emerson (118. Florenzi) - Barella (54. Cristante), Jorginho, Verratti (96. Locatelli) - Chiesa (86. Bernardeschi), Immobile (55. Berardi), Insigne (91. Belotti).
Anglia: Pickford - Walker (120. Sancho), Stones, Maguire - Trippier (71. Saka), Phillips, Rice (74. Henderson, 120. Rashford), Shaw - Mount (99. Grealish), Sterling, Kane.
Sędzia: Bjorn Kuipers (Holandia)
Żółte kartki: Barella, Bonucci, Insigne, Chiellini, Jorginho - Maguire