Jan Bednarek, Tomasz Kędziora, Bartosz Bereszyński, Tymoteusz Puchacz, Jakub Moder, Kamil Jóźwiak, Karol Linetty i Dawid Kownacki - to uczestnicy mistrzostw Europy, którzy zbierali szlify właśnie w akademii "Kolejorza", choć dziś łączy ich fakt, że żaden już nie jest związany z poznańskim klubem. Ostatni był Puchacz, który odszedł do Unionu Berlin latem tego roku.
Tyle samo wychowanków co Lech mają na turnieju Red Bull Salzburg, HJK Helsinki, Manchester City oraz MSK Żylina. To wysoki, 4. wynik biorąc pod uwagę całe zestawienie.
Bardziej efektywnie z młodymi talentami pracują tylko Ajax Amsterdam (absolutny rekordzista, mający 14 takich zawodników), Dynamo Kijów (11) oraz Dinamo Zagrzeb i FK Rabotnicki (po 9).
Talent wystrzelił już w wieku 8 lat
Gdy pytamy, któremu z byłych lechitów od początku przepowiadano największą karierę, odpowiedź przychodzi bez wahania. - Dawid Kownacki już gdy miał 8 lat, pokazywał nieprzeciętne umiejętności. Inni szli do przodu stopniowo, a on miał taką przewagę nad rówieśnikami, że ciągle musieliśmy z nim pracować, uświadamiać zagrożenia, dbać o komunikację, żeby jak najlepiej ten talent oszlifować - powiedział WP SportoweFakty Wojciech Tomaszewski, który dziś kieruje akademią Warty Poznań, lecz wcześniej przez 13 lat był związany z Lechem i widział rozwój dziesiątek młodych zawodników.
ZOBACZ WIDEO: Polacy mogą już żegnać się z Euro 2020? "Nie mamy szans z Hiszpanią i Szwecją"
Prowadzenie kariery Kownackiego nie było łatwe. - Miewał momenty zniechęcenia. Przychodził do trenerów i żalił się, że koledzy mu nie podają. Odbierał to jako brak sympatii. Tak nie było, bo jeśli ktoś w młodym wieku ma tak wysokie umiejętności jak wtedy "Kownaś", to w drużynie zawsze jest najlepszym kumplem wszystkich. Problem w tym, że rówieśnicy, których przewyższał, nie działali tak szybko jak on i stąd brało się jego wrażenie, że nie chcą z nim grać. Musieliśmy wykonać sporo pracy, by mu to uświadomić - dodał.
Później pojawił się mały zakręt. - Dawid bardzo szybko wszedł do pierwszego zespołu. Miał 17 lat, obracał się w towarzystwie starszych piłkarzy, a oni nie zawsze prowadzili w pełni sportowy tryb życia i pojawiły się pokusy. Był moment, że pobłądził i wtedy jego rozwój wyhamował. Nie powiedziałbym jednak, że kiedykolwiek mocniej przesadził. Po prostu zderzył się z dorosłym futbolem i wszystkim, co się z nim wiąże - zaznaczył Tomaszewski.
Szybkie wejście do drużyny seniorów Lecha poprzedziły niecodzienne decyzje. - Żeby napędzać talent Dawida, często przenosiliśmy go do starszych grup wiekowych. To mu podnosiło poprzeczkę, w taki sposób zresztą został mistrzem Polski juniorów z drużyną, w której występował m.in. dwa lata starszy Karol Linetty - zaznaczył.
Inni szli wolniej
Zupełnie inaczej rozwijały się talenty Kamila Jóźwiaka czy Jakuba Modera. Ten drugi pierwsze szlify zbierał w Warcie i dopiero z niej przeniósł się do "Kolejorza". - Kuba nie był zbyt ekspresyjny w wyrażaniu swoich myśli, ale jego wewnętrzna determinacja była ogromna. Robił swoje, miał jasne cele, choć niekoniecznie to zawsze okazywał - opowiada Tomaszewski.
- Kamil Jóźwiak był zdecydowanie najbardziej zdeterminowany z całej grupy, a przynajmniej w największym stopniu było to po nim widać. Ciągle chciał być lepszy, zawsze gdy miał jakieś pytania, otwarcie je zadawał. Parcie do przodu było u niego bardzo widoczne. Później, już po zaaklimatyzowaniu się w pierwszym zespole, miał krótki moment, że grał mniej, bo długo nie wyjaśniała się kwestia jego nowej umowy z Lechem. Wtedy czuł się lekko przygnieciony, jednak gdy sprawa została rozwiązana, wszystko wróciło do normy - przyznał Tomaszewski.
Jednym dopisał talent, innym samozaparcie
Najpóźniej z całej ośmioosobowej grupy Lecha opuścił Tymoteusz Puchacz, który tego lata przeniósł się do Unionu Berlin. Skala rozwoju 22-latka to dla jego byłych trenerów pozytywne zaskoczenie.
- Jego droga układała się bardzo nietypowo, bo był różnie profilowany. Najpierw jako napastnik, potem pomocnik, następnie lewoskrzydłowy, a teraz jest wahadłowym lub bocznym obrońcą. Ta ostatnia pozycja wynika z jego znakomitej motoryki - podkreślił Tomaszewski.
Puchacz nie miał tak łatwo jak koledzy, u których od najmłodszych lat było widać nieprzeciętny talent. - To nie jest wirtuoz futbolu, ale pod względem siły i szybkości nie można mu zarzucić absolutnie nic. Zawsze miał zacięcie do pracy indywidualnej, obsesyjnie trenował na siłowni. Oczywiście każdy zawodnik to robi, lecz u Tymka poziom tego rodzaju determinacji był ogromny - zaznaczył.
Trudne chwile w internacie
W spotkaniu ze Słowacją sensacyjnie w pierwszym składzie Biało-Czerwonych wyszedł Karol Linetty. Jego początki w Lechu nie były łatwe. - Byłem trenerem rocznika 1995, pracowałem też przy kadrze województwa i Karol przyjechał do Lwówka na konsultację selekcyjną. Od razu zaobserwowaliśmy u niego to, co dziś ma charakterystyczne, czyli agresywność w grze i odbiorze piłki. Zaproponowałem więc rodzicom, żeby Karol przeniósł się do Poznania. Przez pierwszy rok przywozili go na treningi, lecz od rozpoczęcia gimnazjum był już na stałe w naszej akademii - opowiada Patryk Kniat, były trener grup młodzieżowych, drużyny Młodej Ekstraklasy, a także rezerw "Kolejorza". Z Linettym pracował siedem lat.
Młody pomocnik zamieszkał w internacie i tam zaczęły się problemy, przez które chwilami chciał nawet zakończyć przygodę z Lechem. - Miał 13 lat, to trudny wiek, a do tego doszedł fakt, że nie pochodził z zamożnej rodziny, nie nosił najnowszych butów i najbardziej modnych ubrań. Zrobił duży przeskok w środowisko, w którym koledzy czasem się z niego wyśmiewali, a był dość wrażliwym chłopcem. Gdy czekał na ważny mecz, też się mocno stresował, jednak wraz z pierwszym gwizdkiem to wszystko z niego schodziło i na boisku w ogóle nie był spięty - dodał Kniat.
Trener musiał jednak kilka razy interweniować. - Były sytuacje, że jechałem do internatu porozmawiać z Karolem. Przekonywałem go, że chwilowe kłopoty są normalne i to minie. On sam nie miał natury lidera grupy, nie był przesadnie przebojowy, ale czas pokazał, że to w żaden sposób nie przeszkadza w byciu świetnym piłkarzem.
Nietypową drogę przeszedł Jan Bednarek. - Trafił do Lecha dość późno, dopiero w wieku 16 lat. Nie wszyscy wiedzą, ale gdy kilka lat wcześniej przyjeżdżał na kadrę województwa, był bramkarzem. Próbował iść w ślady brata Filipa. Szybko się jednak okazało, że może być bardzo dobrym zawodnikiem w polu. Jankowi pomogła duża inteligencja w grze. To było widać u niego już w tamtych czasach. Do tego doszło mocno poukładane życie rodzinne - opowiada Kniat.
Wszystkich wychowanków "Kolejorza" łączy jedno. - Tak naprawdę każdy z nich był topowym zawodnikiem w swoim roczniku. Dlatego część trenowała i grała ze starszymi. Może nie o każdym dałoby się powiedzieć, że to będzie aż reprezentant Polski, jednak rozwój ich karier był do przewidzenia - zakończył Kniat.