- Cały turniej trzeba oceniać przez pryzmat trzech meczów. Oczywiste jest, że mecz z Czechami był kluczowy i on zaważył o tym, że nie awansowaliśmy do ćwierćfinałów, ale głównym wykładnikiem tego była suma punktów zdobytych we wszystkich trzech spotkaniach. Moim zdaniem brakiem awansu przypłaciliśmy stratę dwóch punktów w meczu otwarcia z Grecją, bo sytuacja w tabeli przed ostatnim meczem spowodowała, że Czesi mieli prawo czuć się od nas trochę pewniej. Wstydu nie było, ale trener i zawodnicy powinni zadać sobie pytanie, czy na pewno zrobili wszystko, by mistrzostw na fazie grupowej nie kończyć - analizuje Czesław Michniewicz, nasz ekspert na Euro 2012.
Pierwsze pół godziny spotkania stało pod dyktando Polaków, którzy niemiłosiernie marnowali wyborne sytuacje strzeleckie. - Gra reprezentacji Polski w pierwszych trzydziestu minutach meczu bardzo mi się podobała. Nie widziałem na tym turnieju jeszcze zespołu, który atakowałby z takim rozmachem i w tak szybkim tempie. Czesi nie zdołali się jeszcze otrząsnąć po jednym ciosie, a już nadchodził następny. Kwestią czasu było tylko to, kto pierwszy w tym meczu klęknie, bo w takim tempie nie da się grać przez 90 minut. Za to należy się naszym chłopakom szacunek. Myślę, że mimo wszystko ten potencjał zmarnowaliśmy, bo powinniśmy przez okres naszej przewagi strzelić dwie bramki i potem czekać na to co zrobią Czesi - przyznaje charyzmatyczny szkoleniowiec.
- Myślę, że źle się stało, że przez cały turniej swoją grę opieraliśmy tylko na jednym napastniku i to jeszcze takim, który zwie się Robert Lewandowski. Ten chłopak jest niesamowity i drugiego zawodnika tej klasy w reprezentacji Polski nie ma. Niestety działa to też na jego niekorzyść, bo nie jest już piłkarzem "no name", którego nikt nie zna i na boisku mu odpuszcza. Przez cały turniej miał on przy sobie 2-3 obrońców rywala, którzy nie spuszczali go z oka, ale wyraźnie brakowało mu wsparcia ze strony partnera z drużyny - przekonuje były trener m.in. Lecha Poznań i Polonii Warszawa.
Pasywna postawa Czechów w pierwszych fragmentach gry okazała się być skuteczniejszą drogą prowadzącą do zwycięstwa. - Łatwiej na boisku przeszkadzać, mając przy tym mnóstwo szczęścia, niż grać w piłkę. Czesi w okresie naszej przewagi grali właściwie na stojąco i czekali na to co my zrobimy. U nas świetnie dośrodkowywał Ludovic Obraniak i grzechem było tego nie wykorzystać. Mieliśmy świetne sytuacje, naprawdę na światowym poziomie, które widowiskowo zmarnowaliśmy - kręci głową z niedowierzaniem Michniewicz.
Obok Polaków z turniejem po fazie grupowej pożegnała się także reprezentacja Rosji. Oba zespoły przed ostatnią kolejną były wskazywane jako murowani faworyci do gry w ćwierćfinałach. - To pokazuje, że życie nie znosi buty. Buty Rosjan względem Polaków, buty Polaków względem Greków i mimo wszystko Czechów, których skazywaliśmy na pożarcie. Butą było też to, co działo się po meczu z Rosją, gdzie remis osiągnięty na klęczkach przekuliśmy w święto narodowe. To było złe i za to wszystko zapłaciliśmy najwyższą turniejową cenę - podkreśla mistrz Polski z KGHM Zagłębiem Lubin.
- Czesi pod względem konsekwencji taktycznej są bardzo podobni do Niemców. Oni zniszczyli nas żelazną konsekwencją, choć wydawało się, że zgodnie z tym co pisała historia boiskowa i nie tylko, w pewnym momencie Czesi się poddadzą. Tak jednak nie było i za tą determinację zostali nagrodzeni awansem - wyjaśnia 42-letni szkoleniowiec.
Euro 2012 stało się czwartym, po MŚ 2002, MŚ 2006 i Euro 2008 turniejem, z którym Polska pożegnała się już po trzech meczach. - Każdy turniej ma swoją historię. Myślę, że porażki na mistrzostwach u siebie będziemy żałować najbardziej. Nasza sytuacja była klarowna od dawna. Nie musieliśmy się o nic martwić. Graliśmy mecze kontrolne, bez zbędnej presji. Wiedzieliśmy od dawna gdzie i z kim zagramy. Znaliśmy te stadiony, hotele, centra przygotowawcze. Nie wykorzystaliśmy do końca swojej szansy, ale nieprzypadkowo startowaliśmy do tego turnieju jako zespół z 6-7 półki europejskiej. Nie byliśmy gorsi w żadnym z naszych meczów grupowych, ale w każdym z nich byliśmy o koński paznokieć od zwycięstwa. Nasze braki było jednak widać i dlatego już na tym turnieju nas nie ma - puentuje ekspert portalu SportoweFakty.pl.