"Już wkrótce wprowadzę was do mojego świata piłki nożnej. Moje doświadczenia boiskowe i tajemnice warsztatu pracy trenerów odkryjecie w naszej grze. Ta gra będzie gwarantowała emocje jak bramka w dziewięćdziesiątej minucie" - zachwala "Football Coach" Lewandowski na oficjalnej stronie projektu.
Tak, gwiazdor Bayernu Monachium i reprezentacji Polski będzie miał swoją własną grę komputerową. Grę, której autorzy chcą podbić rynek piłkarskich menadżerów internetowych.
Jak? Oferując graczom nowe w tego rodzaju grach możliwości, dodając do swojego futbolowego uniwersum trochę magii ze świata gier RPG. A także wykorzystując potęgę grupy PlayWay, polskiego developera o światowym zasięgu oraz siłę przyciągania nazwiska Lewandowski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: długo się nie zastanawiał. Zobacz kapitalnego gola!
Powrót do przeszłości
Żeby odnaleźć korzenie "Football Coach", trzeba cofnąć się pamięcią do czasów, gdy Lewandowski był kilkuletnim chłopcem. Aż do połowy lat 90. Rafał Cymerman, wówczas nastolatek, miał wtedy dwie wielkie pasje. Pierwszą była piłka nożna. W latach świetności Legii Warszawa, gdy stołeczny klub doszedł nawet do ćwierćfinału Ligi Mistrzów, był na każdym jej meczu. Jego drugą miłością było programowanie.
Cymerman postanowił sprawdzić swoje umiejętności programisty i napisać grę komputerową. O futbolu oczywiście. Najpierw myślał, że pogra w nią co najwyżej kilku jego znajomych, ale im więcej czasu jej poświęcał, tym częściej myślał, że może będzie z tego coś poważniejszego.
Jeszcze przed maturą skończył prace nad Liga Polska Menadżerem 95. Gra jak na tamte czasy była bardzo udana. Na tyle, że Cymermanowi udało się znaleźć dla niej wydawcę. Tytuł sprzedał się w liczbie około ośmiu tysięcy egzemplarzy. Na rynku, na którym szalało piractwo, a gry i oprogramowanie kupowało się nie w oficjalnych sklepach, a na pełnych szemranego towaru giełdach komputerowych, był to naprawdę świetny wynik.
Mimo sukcesu, Cymerman nie zdecydował się związać z branżą gier. Wtedy wydawała mu się zbyt niepewna. Postawił na informatykę dla biznesu. Pragnienia stworzenia gry sportowej odżyło w nim dopiero po wielu latach.
W 2018 roku przyjechał do niego dziennikarz Weszło.com Leszek Milewski. Potem napisał artykuł o garażowej produkcji, która z biegiem czasu zyskała status kultowej. Odbiór tekstu był bardzo pozytywny, wielu czytelników z sentymentem wspominało siermiężnego, ubogiego graficznie, ale niezwykle wciągającego menadżera sprzed ponad 20 lat. I wtedy Cymerman zaczął myśleć: A może by spróbować jeszcze raz?
Partner z najśmielszych marzeń
Skontaktował się z Krzysztofem Kostowskim, szefem PlayWay, potężnej firmy zajmującej się produkcją i wydawaniem gier. Znali się od dawna, jeszcze z warszawskiej giełdy komputerowej, gdzie w latach 90. mieli stoiska obok siebie. Może właśnie ze względu na dawne czasy Cymerman nie musiał długo namawiać Kostowskiego, by ten wziął go pod swoje skrzydła. I tak zaczęły się prace nad grą, którą teraz znamy jako "Football Coach".
Na pokład wsiadł też Milewski, wspólnie z Mateuszem Chrzanowskim, twórcą największej w Polsce społeczności o menadżerach piłkarskich, zajął się działem projektowym. A potem dołączył jeszcze jeden partner, o którego zaangażowaniu twórcy gry nawet nie marzyli. - Nasz projekt był jeszcze w fazie koncepcyjnej, gdy okazało się, że Robert Lewandowski chciałby zaistnieć na rynku gier. Udało się nam nawiązać kontakt - opowiada Cymerman.
O tym jak się udało nie chce mówić. O pierwszym spotkaniu z najlepszym polskim piłkarzem już tak. - Zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Fajny, skromny człowiek, z dobrym rozeznaniem w świecie technologii. Okazało się, że Robert jako dzieciak grał w "Liga Polska Manager". Sentyment do niego i świadomość, jaką siłą jest PlayWay, sprawiły, że zdecydował się wejść w to przedsięwzięcie.
Świetny pomysł "Lewego"
Tak powstała spółka RL9Sport.Games. Po jej zawiązaniu w 2020 roku prace nad "Football Coach" ruszyły pełną parą. A sam Lewandowski brał w nich aktywny udział. - Nie będziemy czarować, że co drugi dzień jesteśmy z Robertem na łączach, ale wszystkie elementy koncepcji gry zaakceptował, a z naszymi postępami jest na bieżąco - podkreśla Milewski.
Cymerman dodaje, że pomysł mariażu menadżera piłkarskiego z grą RPG wyszedł właśnie od "Lewego". - Miałem pomysł, by położyć większy nacisk na osobowość trenera, ale nie wiedziałem, jak pogodzić różne możliwe ścieżki jego rozwoju. Robert stwierdził wtedy: "to dajmy kilku trenerów do wyboru". I tak zrobiliśmy, to był świetny pomysł.
Możliwość wyboru typu spośród kilku typów szkoleniowców została absolutnym fundament gry. W "erpegach" możemy zagrać magiem, wojownikiem, uzdrowicielem, łotrem czy paladynem. W "Football Coach" dostaniemy do wyboru pięć rodzajów postaci. Trenera ze "starej szkoły", kogoś w rodzaju Franciszka Smudy; legendę piłki, która właśnie pożegnała się z boiskiem; ulubieńca kibiców, który sam był kiedyś jednym z nich; mistrza analityki i guru treningu.
Wybrana klasa zdefiniuje sposób rozgrywki. Każda będzie miała swoje mocne i słabe strony. O tym, jakie cechy rozwijać, zdecydują sami gracze. Jednak tak jak w grach RPG z barbarzyńcy nie da się zrobić dobrego czarodzieja, tak trener-naturszczyk nigdy nie zostanie genialnym analitykiem.
Ulubieniec trybun od pierwszego meczu będzie gwarantował pełny stadion i dawał wsparcie "ultrasów", które przełoży się na umiejętności zwiększające morale. Guru treningu dostanie bonusy do budowy akademii i rozwijania zawodników. Analityk będzie widział to, co innym zasłoni "mgła wojny", przejrzy plan rywali na mecz i dostrzeże potencjał w tych piłkarzach, którzy pozostałym nie wydadzą się interesujący. A były wybitny piłkarz będzie miał większe szanse na powodzenie w trybie "striker", czyli w zręcznościowej minigierce, która włączona w czasie meczu ma szansę przesądzić o wyniku.
- Naszym zdaniem zwiększy to regrywalność, bo każda klasa to trochę inny styl prowadzenia drużyny, inne atuty i problemy do rozwiązania - argumentuje Milewski. - No i inne artefakty.
Trochę magii w futbolu
No właśnie, artefakty. To kolejny element zaczerpnięty z gier typu role-play, który ma wyróżnić "Football Coach" na tle innych menadżerów. W drużynie złożonej z wojownika, maga, złodzieja i uzdrowiciela między postaci rozdziela się broń, zbroje, zaklęcia i mikstury. A wirtualni trenerzy za pomocą specjalnych kart będą mogli podnieść bramkarzowi determinację, poprawić skrzydłowemu drybling, a napastnikowi szybkość.
Jeden zawodnik będzie mógł posiadać maksymalnie trzy artefakty. Do tego będą też karty trenerskie. Każda klasa dostanie inne, na przykład ulubieniec trybun może zmotywować kibiców do dopingu, co podnosi morale całemu zespołowi.
- Każdą taką specjalną umiejętność bardzo dokładnie przetestujemy i zbalansujemy. Nie chcemy nimi popsuć gry, stworzyć kart z automatu oznaczających wygraną. To mają być delikatne wzmocnienia, które użyte na odpowiednim piłkarzu i w odpowiednim momencie meczu mogą przechylić szalę na naszą stronę, ale wcale nie muszą - tłumaczy Milewski.
Wymyśl swoje gwiazdy
"Football Coach" firmuje swoim nazwiskiem jeden z najlepszych piłkarzy w realnym świecie, jednak zawodnicy, którzy pojawią się w drużynach graczy, będą istnieli tylko w świecie wirtualnym. Niektórych może to zniechęcić, ale są też przykłady na to, że fani sportowych menadżerów świetnie bawią się także wtedy, gdy gwiazdami ich zespołów są Nowak i Kowalski. Chociażby bardzo popularne "Top Eleven".
W grze RL9Sport.Games na początek menadżerowie dostaną 25-osobową kadrę, w której na pewno znajdzie się jeden mentalny lider, jeden gwiazdor-weteran i jeden wielki talent. Każdemu piłkarzowi gracz będzie mógł nadać wybrane imię i nazwisko, wygląd oraz rozdzielić pewną liczbę punktów umiejętności, wzmacniając wybrane cechy. Niektórym będzie można przydzielić umiejętności specjalne, na przykład świetne wykonywanie rzutów karnych.
A potem? Jak to piłkarskim menadżerze: ustawienie treningu, taktyki, szukanie graczy z potencjałem, "łowy" na transferowym rynku. I oczywiście mecze.
Człowiek kontra człowiek
Gra w trybie offline pozwoli graczom na zapoznanie się z rozgrywką, odblokowanie pożądanych artefaktów i ciekawych bonusów, na przykład możliwości umieszczenia stadionu pośrodku Syberii. Jednak motorem napędowym gry tworzonej przez zespół RL9Sport.Games ma być rozgrywka online. Rywalizacja z innymi ludźmi, a nie z komputerem.
Mechanizm dobierania przeciwników będzie brał pod uwagę aktualny ranking zespołów, tak aby nowicjusze nie grali ze starymi wyjadaczami, a niedzielni gracze z pasjonatami. W lobby będzie można wyzwać innego aktywnego w tym momencie menadżera na mecz, albo dołączyć do turnieju.
- U nas zawodnicy nie będą musieli czekać trzy dni na kolejne spotkanie. To archaiczny system. Jeśli będą chcieli rozegrać dziesięć meczów z rzędu, to zagrają. Jeśli zechcą stworzyć turniej i zbudować jego prestiż, droga wolna - opowiada Milewski. - Ważna będzie dla nas również rozgrywka klanowa. W grach RPG to ona buduje społeczność, ale w grze piłkarskiej, w której zarządza się nie jedną postacią, a całym klubem, jest nowością. To będzie ciekawy eksperyment.
Tego nazwiska nie wolno zranić
Eksperymentem wydaje się zresztą cały "Football Coach". Na tyle interesującym, że pewnie wielu z was bardzo chce znać odpowiedź na jedno pytanie: kiedy? Patrząc na stronę internetową projektu, która nie dość, że jest bardzo atrakcyjna graficznie, to jeszcze zawiera mnóstwo informacji o grze (są nawet wywiady z przedstawicielami różnych klas trenerów!), można by pomyśleć, że już niedługo.
Twórcy są jednak bardzo ostrożni. - Jesteśmy bliżej początku, niż końca - przyznaje Cymerman. - Na razie za nami proces budowy świata gry. To taki nasz pierwszy "kamień milowy". O kolejnych będziemy informować na bieżąco. Na pewno jest za wcześnie, żeby mówić o konkretnych datach.
Ostrożność bierze się z tego, że RL9Sport.Games dobrze wie, jakie nazwisko stoi za ich produkcją. Nazwisko, które daje ogromne zainteresowanie - o "Football Coach" na całym świecie napisano już ponad 150 artykułów. Na Goal.com, w "La Gazzetta dello Sport", w internetowym wydaniu "Kickera", w wielu cenionych serwisach o grach. Nazwisko otwierające wiele drzwi i dające wiarygodność, o czym Cymerman i Milewski niejednokrotnie się przekonali. Ale też nazwisko, które tworzy potężną presję, bo nie pozwala na fuszerkę.
- Lewandowski to marka, której nie wolno nam zranić. Robert może firmować tylko rzeczy z najwyższej półki. Dlatego musimy mieć absolutną pewność, że to, co zdecydujemy się pokazać światu, będzie bardzo, bardzo dobre - podkreśla Milewski.
Przytacza też słowa gwiazdora Bayernu z artykułu opublikowanego w prestiżowej "The Players' Tribune": "dzieciakom z Polski nie wpaja się, że mogą być najlepsze".
- Robert mówił, że w nim długo gnieździło się takie poczucie, że on jako chłopak z Polski najlepszy być nie może. I sam najlepiej udowodnił, że tak nie jest. Podobną historię globalnymi sukcesami swoich gier napisał Krzysztof Kostowski. Mamy tuż obok historie, którymi możemy się inspirować.
Czytaj także:
Redaktor naczelny "France Football" o zwycięzcy: Fani piłki nożnej będą zachwyceni
Legendy Bayernu Monachium zgodne ws. zwycięzcy Złotej Piłki