Międzynarodowy turniej MSI, który zrzeszył zwycięskie zespoły ze wszystkich regionów świata, od samego początku wzbudzał wiele emocji. Główna faza rozgrywek, w której znalazły się G2 Esports, SK Telecom T1, Team Liquid, Invictus Gaming, Flash Wolves oraz Phong Vu Buffalo, rozpoczęła się od spotkania Marcina "Jankosa" Jankowskiego z "Fakerem" z SKT. Ku zaskoczeniu wielu ekspertów, to europejska formacja w bardzo pewny sposób poradziła sobie z mistrzami Korei.
Faza grupowa stała pod znakiem całkowitej dominacji ekipy Invictus Gaming. Zeszłoroczni mistrzowie świata szli jak burza, rozprawiając się w pełny sposób ze wszystkim rywalami. Dopiero w ostatnim meczu, SKT zdołało pokonać IG, jednak te starcie nie miału wpływu na układ tabeli. Pierwsze miejsce zajęli gracze z Chin, drugie SK Telecom T1, trzecie G2 Esports, a czwarte Team Liquid.
Zobacz także: WCS Spring - "Serral" mistrzem. "Elazer" broni honoru
Invictus Gaming jako zwycięzca fazy grupowej miał prawo do wyboru rywala w półfinale. Obyło się bez niespodzianki i Chińczycy zdecydowali się na TL. Tym samym w drugim półfinale było pewne, że "Jankos" stanie naprzeciw SKT. Polak przed turniejem przyznał, że gra na "Fakera" to spełnienie jego esportowych marzeń.
[color=black]ZOBACZ WIDEO Sebastian Szymański: Nie czuję się legionistą, bo na to trzeba trochę zasłużyć
[/color]
Półfinałowe starcia okazały się być jednymi z najbardziej zaskakujących w historii League of Legends. O ile eksperci przewidywali, że G2 Esports może poradzić sobie z SK Telecom T1, to nikt nie dawał absolutnie żadnych szans Team Liquid w rozgrywce z Invictus Gaming.
To, co stało się 17 maja podczas pierwszego półfinału, przejdzie na zawsze do historii. IG, które skazywane było na pierwsze miejsce, uległo 3:1 amerykańskiej formacji. Chińskie gwiazdy nie mogły skutecznie odpowiedzieć na zagrania amerykanów, którzy niespodziewanie dobrze rozgrywali walki drużynowe.
Znacznie bardziej wyrównane było spotkanie pomiędzy SKT a G2. Pojedynek do złudzenia przypominał ćwierćfinałowy mecz europejskiej formacji z RNG na mistrzostwach świata w 2018 roku. W momencie, gdy Koreańczycy prowadzili 2:1, wiadomo było, że G2 musi postawić wszystko na jedną kartę. Świetne zagrania "Jankosa" i jego kompanów pozwoliły rozbić szyki SK Telecom T1 i ostatecznie awansować do finału.
Decydujące starcie pomiędzy zespołami z Ameryki i Europy - tego nikt się nie spodziewał. Taki zestaw w finale pokazał dobitnie, jak na przestrzeni ostatnich sezonów zmieniło się League of Legends. Hegemonia Azjatyckich zespołów została przełamana i z całą pewnością podczas tegorocznych mistrzostw świata, zespoły z zachodu będą stawiane również w roli faworyta. Starcie pomiędzy G2 a TL było pierwszym finałem bez azjatyckiej drużyny od 2015 roku.
Rozegrany w niedzielę, 19 maja finał był bardzo jednostronny. G2 Esports szybko rozprawiło się z Team Liquid nie pozostawiając przeciwnikom żadnych szans. Poza fantastyczną grą, należy docenić w jak umiejętny sposób zawodnicy z Europy zneutralizowali strzelca TL - "Doublelifta". Jednocześnie był to najszybszy finał w historii rozgrywek organizowanych przez Riot Games. Minione trzy mapy trwały 70 minut i 39 sekund. Poprzedni rekord należał do Samsung White i wynosił 83 minuty i 54 sekundy.
Zwycięstwo G2 Esports udowodniło wszystkim, że w League of Legends nastały nowe, lepsze czasy. Próżno już szukać nudnych, 50-minutowych gier z mała liczbą zabójstw. Taktyki G2 zaskakiwały wszystkich ich oponentów, a wybór Syndry na dolną aleję w ostatniej grze przeciw SKT przejdzie do historii. "Wunder", "Jankos", "Caps", "Perkz" oraz "Mikyx" to nowa jakość w LoLu, której przyjemność mamy być świadkami.
Zobacz także: Mousesports wygrywa DH Open Tours 2019!