Światowi giganci wkraczają do esportu pompując w niego miliony. Ten rok będzie pierwszym w historii, kiedy przychody tej dyscypliny przekroczą miliard dolarów - wynika z raportu firmy doradczej Deloitte. Coraz więcej dzieci chce zostać esportowcem i zarabiać tak na życie. Jest jednak i druga strona medalu - uzależnienie.
Bartosz Zimkowski, WP SportoweFakty: Jeździ pan po Polsce i rozmawia z dziećmi i młodzieżą o uzależnieniach od gier komputerowych. Jak reagują?
Krzysztof Piersa, terapeuta ds. uzależnień, jutuber, autor poradnika "Komputerowy Ćpun": Na początku są w szoku, że przychodzi do nich ktoś w moim wieku, a mam 28 lat, i mówi im o grach komputerowych. To często młodzież, która jest przesączona rodzicielskim podejściem: "Nie graj na komputerze, bo zrobisz strzelaninę w szkole!". Są w szoku, że ktoś z nimi rozmawia na ten temat. Oczywiście powątpiewają w coś takiego, jak uzależnienie od gier komputerowych. Jakie uzależnienie, skoro ja gram i nic mi nie jest. Inni też grają przecież.
Jak w takim razie wytłumaczyć, że to problem, który także może ich dotyczyć?
Zaczynam przytaczać przykłady, do czego prowadzi uzależnienie. Wtedy otwierają im się oczy. Mówię o wadach, ale staram się nie mówić o fizycznych, czyli skrzywienie kręgosłupa czy pogorszenie wzroku. To po prostu na nich nie działa. Mówię raczej o marnowaniu czasu. Granie na komputerze jest fajne, ale kiedy ma się nabite 3 tys. godzin na jakiejś grze, to warto się zastanowić, co mogliśmy zrobić w tym czasie: kurs nauki języka angielskiego trwa 2 tys. godzin, kurs nauki gry na pianinie 600 godzin, ja napisałem książkę - specjalnie liczyłem - w około 650 godzin. Fajnie się spędza czas grając, ale w tym czasie mógłbym napisać książkę. To jest niestety wyznacznik marnowania czasu.
ZOBACZ WIDEO Esport obok targów na Poznań Game Arena. Komentatorzy CS:GO: Tak musi być!
To już zupełnie nie można grać?
Nie szkodzi, gdy gram 1-2 godziny dziennie. To jest rozrywka. Ale jak gram cały dzień, to inne rzeczy zaczynają na tym cierpieć. Mocną wadą, na którą zwracam uwagę, jest aspołeczność. Jeśli siedzę przy komputerze, rozmawiam przez messengera, to siłą rzeczy nie robię tego twarzą w twarz. Cierpią na tym umiejętności interpersonalne: kontakt wzrokowy, mowa ciała, tembr głosu, czy mówię wyraźnie czy nie, czy patrzę w oczy, gestykuluję czy po prostu wkładam ręce do kieszeni i boję się cokolwiek zrobić. Młodzież już sama potrafi to zaobserwować. W podstawówkach to hardcore.
Co ma pan na myśli mówiąc hardcore?
Dzieci są bardzo uzależnione. Niekoniecznie od gier komputerowych, ale od telefonu czy tabletu. W podstawówce zdarza się, że dziecko pomyli szybę z ekranem tabletu, bo jest przyzwyczajone, że szklane to jest tablet. Dzieci mają problem, żeby napisać stronę tekstu, ponieważ nie było treningu motorycznego w najmłodszych latach. Był tylko tablet w ręku, a nie plastelina czy lepienie babek z piasku. Można powiedzieć, że ciało dziecka jest niewytrenowane. Później naprawdę pojawiają się zakwasy po napisaniu strony tekstu. Wydaje się to być absurdalne, ale tak jest.
Jak zatem rozmawiać z 11-latkiem, żeby grał mniej? Nie sądzę, żeby przekonał go kurs językowy.
Kurs nie przemówi do niego. Ważna jest przede wszystkim - poza słowami - postawa osoby, która mówi "nie graj na komputerze". Ona także musi sobie radzić bez tego komputera. Dla młodego człowieka to jest od razu sygnał, że mówi prawdę. Pokolenie moich rodziców robiło błąd. Mówili: "Idź na dwór. Jest ładna pogoda" a sami zasiadali przed telewizorem. W tym momencie dzieciak czuje się oszukany. Rodzic musi pokazać, że nie potrzebuje komputera.
Bardzo ważna jest też rozmowa o marzeniach dziecka. Bez względu na to, czy będą one związane z komputerem, czy będzie chciał zostać esportowcem, jutuberem czy będzie chciał grać na instrumentach. Trzeba rozmawiać o tej pasji, pokazać, że "jaramy się" nią. Młody człowiek poczuje, że ma fana w swoim rodzicu. Będzie chciał coś robić w tym kierunku.
Dzieci oszukują rodziców hasłem "esport"?
Jest mnóstwo graczy uzależnionych, którzy chcą sobie po prostu pograć, a wycierają usta esportem. Mówią: "ja nie gram, ja trenuję". To, że gram w grę drużynową, wcale nie oznacza, że trenuję esport. To tak samo jak pójście z piłką na orlik nie oznacza przecież, że chcę zostać profesjonalnym piłkarzem. Bardzo często mówią, że esportowcy grają, ja gram, więc zostanę esportowcem. Wystarczy porozmawiać z zawodnikami czy trenerami. Oni nie zamykają się w piwnicy i nie grają przez 12 godzin dziennie. Nie. To jest też trening fizyczny, mentalny, ćwiczenie stałych fragmentów - czyli tak jak w każdym sporcie. Ale to graczy uzależnionych już nie do końca satysfakcjonuje. Przekonałem się o tym, próbując założyć własną drużynę esportową, żeby zbadać to zjawisko. Zauważyłem, że jest bardzo wielu graczy, którzy mówią o esporcie, a niewielu z nich ma zacięcie esportowe.
Często słyszy pan, jak dzieci mówią, że chcą być esportowcami i na tym zarabiać?
To jest już wymówka dla rodziców. Oni najczęściej słabo orientują się w branży gier komputerowych, a co dopiero w zjawisku esportu. To jest argument, który często zamyka dyskusję, ponieważ rodzic musiałby się dowiedzieć, czym jest esport i jak to wszystko wygląda.
A często w tym momencie już mu się tego nie chce dowiadywać.
Tak. Prowadzę gabinet terapeutyczny i często widzę, że problemy nawarstwiają się całymi latami, a nie z miesiąca na miesiąc. Mamy 11-latka, który nagle wpada w uzależnienie i całą noc siedzi przy komputerze. Tylko to wszystko zaczyna się od drobnych przekroczeń. Np. podczas obiadu korzystanie z telefonu zamiast rozmowy z rodzicami, spóźnianie się do szkoły, na obiad, do przyjaciół, bo "muszę sobie jeszcze pograć". Granie najpierw do 22, później do 23 i 24. Rodzice nie reagują, ponieważ mają spokój: dziecko jest w domu, jest bezpieczne. Wprawdzie nie wiedzą, co się dzieje na komputerze, ale dziecko nie jest głodne, brudne. Rodzicom często to pasuje, a później jest tragedia.
Pewnie rodzice zgłaszają się do pana, gdy już nie ma wyjścia?
Jak jest już dość trudna sytuacja: kiedy pojawia się agresja, dominacja osoby uzależnionej. Ona bardzo często manipuluje innymi osobami. Mówi na przykład rodzicom, że potrzebuje grać, że zabije się bez komputera, że to jest pasja. Pojawia się nawet przemoc fizyczna. Wtedy rodzice są już pod ścianą.
Jak pomóc w takiej sytuacji?
Zabranie komputera to zabranie wentylu bezpieczeństwa. W ten sposób narodziło się tak naprawdę uzależnienie od telefonu komórkowego. 10 lat temu rodzice zabierali dziecku komputer wierząc, że wszystko jest w porządku. Dzieciak przenosił się na telefon komórkowy. Rodzice byli zadowoleni, bo już nie było siedzenia przed komputerem, a dziecko cieszyło się, że ma telefon.
Najłatwiej jest odciąć dostęp do komputera. Ale nie o to chodzi. Trzeba wykazać empatię, porozmawiać z młodym człowiekiem o tym, co się dzieje w szkole, z czym ma problemy. Tak naprawdę wystarczy słuchać, młodzież często sama o tym mówi. Przestają to robić, gdy widzą, że nikt nie reaguje. Polecam kontakt z psychologiem, tylko w tym wypadku musi to być osoba, która ma rzetelną wiedzę w temacie gier komputerowych i może o nich rozmawiać. W przeciwnym razie młody człowiek owinie psychologa wokół palca. Spotkałem już takie sytuacje, że 14-latek był w stanie zmanipulować terapeutę z 20-letnim stażem. Zarzucił go slangiem gracza i terapeuta nie był w stanie z nim rozmawiać.
Dlaczego uzależniamy się od gier komputerowych?
Wynika to często z niedopasowania w społeczeństwie, z szykanowania w szkole, w życiu, braku wiary otoczenia w nasze marzenia. Niejednokrotnie nikt nie rozumie naszej pasji. Ktoś chce zostać np. rysownikiem, ale otoczenie szydzi z niego. Wbija tego gracza w ziemię. A w grach jesteśmy kimś. Jestem potrzebny, koledzy wołają mnie do wspólnej gry. Wiem to z własnego doświadczenia. Kiedy sam kiedyś grałem w "World of Warcraft" to koledzy mówili mi: "jesteś nam potrzebny", "potrzebujemy cię", "bez ciebie sobie nie poradzimy". W momencie kiedy człowiek spotyka się z szykanowaniem w szkole, jest tzw. "szkolnym frajerem", a tam w internecie słyszymy zupełnie coś innego, wtedy idziemy w ogień za tymi ludźmi.
Miał pan przypadki dzieci, które przychodziły do pana i były świadome, że są uzależnione?
Zdarzają się i nawet częściej niż się spodziewałem. Zwłaszcza wśród starszej młodzieży, która ma 14-15 lat. Oni już zauważają, że mają jakieś marzenia, ale nie realizują ich, ponieważ siedzą po wiele godzin przed komputerem. Widzą ten problem. Mogę śmiało powiedzieć, że jak prowadzę wykłady w całej Polsce na temat uzależnień, to po spotkaniach zostaje parę osób, czy już odzywają się na Facebooku i mówią, że przemyśleli sobie to, co powiedziałem: że grają za dużo, że przesadzają z czasem, który poświęcają na siedzenie przed komputerem. 7-latkowi można powiedzieć, że jak będziesz miał 18 lat to będziesz smutnym, samotnym człowiekiem, ale on kompletnie tego nie zrozumie. Dla niego to jest przepaść.
Rozmawiamy tylko o negatywach, ale pozytywy w grach też znajdziemy?
Oczywiście. Zawsze to powtarzam, że są i pozytywy. Możemy uczyć się strategicznego myślenia, gry rozwijają wyobraźnię, potrafią zainteresować historią, bo jest wiele tytułów opartych na historii. Nie jest to rzecz jasna podręcznik do historii, ale gry potrafią zaszczepić ziarenko zainteresowania.
My w latach 90. graliśmy w "Tony'ego Hawka" i później chcieliśmy na żywo popróbować to, co robiliśmy w grze. Kiedyś było zdecydowanie więcej angielskojęzycznych gier ze ścianą tekstu do przeczytania. Człowiek musiał to zrozumieć, żeby pójść dalej. Dzisiaj, niestety, gracze często sobie tym językiem wycierają usta tłumacząc, dlaczego grają.
Mamy też komunikację, współpracę przy grach drużynowych. Do tego dochodzi hierarchia w klanie, gdzie jest dowódca, że ktoś jest starszy i trzeba go wysłuchać do końca. Ale mam wrażenie, że to dotyczy już starszych graczy. Kiedyś wchodząc na serwer trzeba było się grzecznie przywitać. Teraz mam wrażenie, że zanika netykieta, taki kodeks honorowy graczy. Widać to świetnie po podstawówce, kiedy dzieciaki przeklinają w internecie grając np. w CS'a.
Ze świadomością o uzależnieniach jest lepiej niż kilka lat temu?
Idziemy w dobrą stronę. Często mam wykłady na konwentach fantastyki, czyli w miejscu, gdzie mamy samych pasjonatów fantastyki i gier komputerowych. Przyznaję, że kiedy jechałem na konwent do Poznania i kiedy dostałem wielką salę na 300 osób, to myślałem, że gracze wyniosą mnie na widłach. Nagle przychodzi gościu i ma opowiedzieć, że w grach jest uzależnienie. Tymczasem słuchali mnie z zapartym tchem, dyskutowali już w trakcie prelekcji i spotkaliśmy się już po wykładzie obok sali. W 30-40 osób rozmawialiśmy na temat samego uzależnienia. Gracze są coraz bardziej świadomi, że istnieje to zjawisko.