Łukasz "Krazas" Kocjan: Moje dojście do ESL miało być planowaną "zemstą"

ESL / Helena Kristiansson / ESL / Scena główna turnieju ESL One
ESL / Helena Kristiansson / ESL / Scena główna turnieju ESL One

Na co dzień administruje rozgrywki League of Legends w firmie ESL. Ostatnim turniejem, który koordynował było European Masters - poznajcie Staff Head League of Legends dla ESL Polska, Łukasza "Krazasa" Kocjana.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Bartłomiej Kuczyński, WP Sportowe Fakty: Mało kto pamięta, że przygoda Łukasza Kocjana z esportem zaczęła się od fanowskiej strony Leagueoflegends.pl.[/b]

Łukasz Kocjan: Sądzę, że dziś już mało kto pamięta ten portal. Był wyjątkowy - przez długi czas skupiał wiele obecnych osobistości polskiego esportu. Jednak to prawda - od tego portalu zaczęła się moja przygoda najpierw z LoLem, a później z esportem. To dzięki LoL.pl, a także jej właścicielowi Konradowi "Mokatte" Kukierowi (kapitan historycznej formacji MeetYourMakers w League of Legends - przyp. red.), miałem okazję pojawić się w 2013 r. w Spodku na pierwszym Intel Extreme Masters w Katowicach, a 2 miesiące później pojechać na światowe finały IEM do Hannoveru. Oczywiście, wcześniej oglądało się Worldsy Sezonu 1 i 2 czy inne turnieje LoLa, niemniej to rok 2013 był tym momentem, w którym esport przestał być dla mnie tylko zainteresowaniem, a stał się pasją, która trwa po dzień dzisiejszy.

Przechodziła wtedy gdzieś przez głowę myśl, że esport to może być sposób na życie, praca?

Szczerze - zdecydowanie nie. Początki mojego zainteresowania esportem to jak już mówiłem lata 2011-2013. Europejski i polski esport dopiero raczkował, zresztą nikt wtedy nie myślał, a mało osób w ogóle przypuszczał, jak wielkim, światowym fenomenem stanie się esport. Przez to traktowałem je jako hobby, odskocznie od tradycyjnego sportu, który też lubię śledzić. Może gdyby wówczas esport był tak rozwinięty jak jest dzisiaj, to myśli takie pojawiłyby się, a ja robiłbym coś zupełnie innego.

Decyzja o sprzedaży strony "Leagueoflegends.pl" przez Mokatte musiała być ciężka do zrozumienia. Strona upadła bardzo szybko.

Osobę Mokattego wspominam bardzo dobrze. Ciężko powiedzieć mi złe słowo o nim - gdyby nie on, to nie dostałbym żadnej szansy na wykazanie się w esporcie na samym początku mojej przygody. Z drugiej strony nie potrafię mu wybaczyć tego, że sprzedał stronę osobie, która dosłownie zniszczyła portal, zamiast sprzedać ją w nasze ręce, abyśmy mogli dalej ją rozwijać.

Było aż tak źle?

Pan Jacek (kolejny właściciel - przyp. red.) był naprawdę ciężkim człowiekiem do dogadania się. Człowiek miał pieniądze na rozwój, ale miał zerowe pojęcie o prowadzeniu serwisu o grach czy esporcie. Jedyne co tak naprawdę potrafił, to wstawić reklamy wideo, które niszczyły przy okazji cały kod strony. Pamiętam, jak raz pracowaliśmy przez kilka dni z rzędu, aby przygotować zupełnie nową odsłonę portalu. Nasz właściciel postanowił zaoszczędzić, samemu biorąc się za przenoszenie bazy danych portalu na inny silnik forum - skończyło się to tym, że przez kilkanaście dni próbowaliśmy "wskrzesić" stronę i od tamtej pory strona błyskawicznie upadła. Nawet później jego własny informatyk mu nie ufał i zabierał mu potem dostęp do wrażliwych części portalu, żeby niczego przypadkiem "nie skopał".

Dziś Leagueoflegends.pl mogłoby być jedną z największych marek w polskim esporcie?

Wątpię. Strona specjalizowała się tylko w tytule League of Legends. Niemniej mogłoby to być bardzo ważne miejsce dla gry w Polsce. Głównie ze względu na ludzi, którzy tam się udzielali. Jednak z czasem w wyniku "niefortunnej" zmiany właściciela potencjał portalu został kompletnie zaprzepaszczony. Jednak problemy zaczęły się jeszcze za czasów "Mokatte", który skupiony na grze w MeetYourMakers nie miał czasu rozwijać strony i wiele możliwości rozwoju było zablokowanych. Poza tym - wszyscy robili tam non-profit, co długo by się nie utrzymało i już wtedy było problematyczne.

Skupmy się na pracy jako administrator turniejów esportowych. Złożenie podania jako admin ESL - to była planowana decyzja czy pełna spontaniczność?

W sumie nie wiem, czy mogę o tym mówić (śmiech)! To była trochę planowana decyzja, trochę spontan. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że podanie złożyłem głównie dlatego, że chciałem poznać te wszystkie osoby w ESLu, które w tamtym czasie "obrzucały" błotem wcześniej wspomniane "LoL.pl". Może to przez to, że były pewne nieprzyjemne sytuacje na polskim podwórku gry, których eskalacje mogliśmy oglądać w postaci "dram" na naszym portalu. Miała być to taka planowana "zemsta" na ESL za niesłuszne zrzucanie winy na portal Mokattego, a ja liczyłem na to, że przy okazji będę mógł się za to zrewanżować. Napisałem więc podanie i wysłałem, ale bez jakiś większych nadziei. Dwa tygodnie później w trakcie podróży do Krakowa otrzymałem maila od Krzysztofa aka "Woohoo", ówczesnego Staff Heada sekcji LoLa, że zostało ono zaakceptowane. Moje zdziwienie było naprawdę spore, szczególnie, że wówczas moja motywacja do jego złożenia nie była zupełnie szczera! (śmiech).

Szło się dogadać z "hejterami" portalu?

"Hejterzy" LoL.pl okazali się naprawdę świetnymi ludźmi. Po pierwszym kontakcie z nimi zupełnie zmieniłem zdanie o nich, czy też o ESL jako firmie samej w sobie. Oczywiście wiadomo, że niekoniecznie miałem kontakt z osobami, które nie pałały wówczas "miłością" do strony, ale jednak ekipa sekcji League of Legends była niesamowita. Starzy członkowie przyjęli nowych z otwartymi ramionami, służyli radą i pomocą na każdym kroku. W tym miejscu pozwolę sobie przywołać moją mentorską trójcę, a więc Woohoo, Trelika i Wolfa, którzy nauczyli mnie wielu niezwykle przydatnych w esporcie umiejętności, kiedy stawiałem pierwsze, poważniejsze kroki w esporcie. To Woohoo zaprosił mnie, jeszcze w 2014 roku na PGA, czyli po jakiś niespełna 6 miesiącach bycia adminem w ESL, aby pomóc im przy organizacji finałów Ligi Cybersport w League of Legends. Pamiętam, że Trelik wtedy oddał mi swoje miesce w ekipie, a sam skupił się na Counter Strike'u. Był to moje pierwsze wydarzenie offline w roli admina, które sprawiło, że pokochałem tę stronę esportu jeszcze bardziej. Także nie taki diabeł straszny jak go malują, a o moich początkowych "niecnych" motywach dołączenia do ESL opowiedziałem im po pewnym czasie. Teraz to nic więcej jak anegdota, która krąży w naszej sekcji.

Gracze na scenie postrzegają twoją osobę przez pryzmat "admina od LoLa", a przynajmniej takie można mieć wrażenie patrząc na grupy społecznościowe na Facebooku. Ciężko coś znaleźć w social mediach poza Twitterem. Nie pojawiała się myśl o wyrobieniu własnej marki w Internecie?

Szczerze mówiąc nie myślałem aż tak nad tym. Używam Twittera przede wszystkim jako głównego medium w branży esportowej. Tam wrzucam wszystkie istotne informacje, które wiążą się z moją pracą czy rozgrywkami, które koordynuje. Oprócz tego wrzucam tam jakieś moje prywatne przemyślenia, informacje, zdjęcia z eventów. Przede wszystkim formuła Twittera mi odpowiada, gdzie nie muszę przykładać aż tak wielkiej uwagi do tego co publikuję. Pojawia się jakaś krótka myśl, ciekawostka, piszę Tweeta i już leci w świat. Poza tym ludzie w internecie raczej szukają ciekawostek o graczach, streamerach, niż osobach, które są po drugiej stronie tej całej branży. Nie wyobrażam sobie, jakbym miał prowadzić np. fanpage na Facebooku i opisywać co dzisiaj esportowego robiłem, nie na tym to polega. Poza tym wydaje mi się, że ładnie tu pasuje powiedzenie, żeby pracować w ciszy, a efekty niech zrobią hałas. To w sumie takie motto mojej pracy, a jak słusznie zauważyłeś nie udzielam się poza Twitterem, a jednak pewne grono osób mnie kojarzy właśnie poprzez efekty mojej działalności esportowej i docenia to co robię, co jest bardzo miłe.

Miałeś okazję nadzorować różne rozgrywki, począwszy od ESL Mistrzostw Polski a na European Masters kończąc. Czuć presję podczas wydarzeń?

Zawsze czuć presję, niezależnie czy adminujesz turniej kwalifikacyjny do ESL Mistrzostw Polski, kolejkę online tych rozgrywek czy lanowe finały ESL MP, European Masters czy Intel Extreme Masters. Zawsze chcesz, żeby wszystko wypadło jak najlepiej. To od Ciebie zależy czy gra się rozpocznie o czasie, odpowiadasz za kontakt z graczami, pomagasz im na lanie, kontaktujesz się z przedstawicielami zespołów, a jak trzeba to egzekwujesz kary za przewinienia drużyn. Koordynowanie, czy jak kto woli administrowanie rozgrywek to ogrom czynności do wykonania, o których typowy widz nie ma pojęcia, a ich efektem jest produkcja telewizyjna, która może dane spotkanie pokazać, a widz ostatecznie obejrzeć. Także presja jest, ale taka pozytywna presja, która napędza do działania mnie i moją ekipę. Czasem nawet może sam tworzę taką "pozytywną presję" ale po prostu lubię, jak wszystko odbywa się idealnie. Oczywiście przy takiej ilości eventów, jakie mam już za sobą jest ona mniejsza niż w trakcie pamiętnego Poznań Game Arena z 2014 roku, bo po prostu wiesz jak reagować w sytuacjach stresowych czy przy niespodziewanych problemach.

Bywały momenty zwątpienia, czy ten cały esport ma sens i czy warto poświęcać mu swój wolny czas?

Może raz czy dwa takie myśli faktycznie przeszły mi przez głowę. Po pewnym czasie uświadomiłem sobie, że chyba za bardzo pokochałem esport, żeby z nim się rozstać. Dzięki niemu poznałem także wielu niesamowitych ludzi, z którymi utrzymuję kontakt po dziś dzień. To też ogrom emocji, które w pewien sposób mnie nakręcają, szczególnie, jeżeli masz okazję pojechać na jakieś wydarzenie na żywo, a tych już w mojej karierze się nazbierało. Patrząc z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że miało to wszystko sens, a dzięki każdej osobie, którą dzięki esportowi poznałem stwierdzam, że poświęcony czas na pewno nie był zmarnowany.

Z jednej strony świeżo upieczony magister prawa, z drugiej strony praca w esporcie. Planujesz skupić się na jednej z tych rzeczy w przyszłości, spróbować połączyć obie?

Idealnym rozwiązaniem byłoby połączenie obu tych rzeczy. Czy mogłoby być coś lepszego niż praca prawnika połączona z esportem? Na ten moment jednak opcji takich nie ma zbyt dużo w Polsce, więc na chwilę obie rzeczy prowadzę równolegle. Dzień rozpoczynam od pracy w kancelarii, a popołudniami i wieczorami zajmuje się esportem. W ten sposób póki co łączę obie te rzeczy. Pozostaje oczywiście pytanie - jak długo to będzie jeszcze możliwe? Obecnie nie mogę sobie pozwolić już na tyle wyjazdów LANowych co kiedyś, niemniej staram się wspierać swoją ekipę z ESL Polska w miarę czasu, a bardziej w miarę dostępnego urlopu w pracy (śmiech).

Co byłoby idealnym połączeniem?

Przyszłościowo ideałem byłaby kancelaria na wzór ESG Law, założona przez Bryce'a Bluma w Stanach. Tam rynek esportowy jest dużo lepiej rozwinięty i takie kancelarie skupiające się typowo na prawie w odniesieniu do esportu czy sportu mają rację bytu. W Polsce rynek ten nie jest tak ogromny i nie ma takiego zapotrzebowania, więc ewentualne możliwości prawnicze w esporcie kończą się na typowym prawie cywilnym, ewentualnie gospodarczym. Jak to się mówi, początek już mam, a kto wie, może kiedyś najdzie mnie myśl, żeby spróbować zdobyć uprawnienia w Stanach. Póki co skupiam się jednak na kontynuowaniu praktykowania prawa w Polsce, a co przyniesie przyszłość, zobaczymy.

Jak już mówimy o przyszłości - jakie są plany na najbliższy czas?

Pod koniec września zdawałem egzamin wstępny na aplikację adwokacką, z którego otrzymałem pozytywny wynik. W związku z tym od stycznia planuje ową aplikacje rozpocząć. Jaki to będzie miało wpływ na moją pracę przy sportach elektronicznych? Taki, że będę musiał otrzymać od Okręgowej Rady Adwokackiej na podjęcie dodatkowego zatrudnienia, w tym wypadku w branży esportowej. Jeśli jej nie otrzymam to możliwe, ze 2019 rok będzie pierwszym od 5 lat, w którym nie będę miał okazji dalej rozwijać polskiego esportu.

Rozbrat, choćby nawet chwilowy - byłby bolesny?

Na pewno poświęciłem esportowi wiele czasu i serca. Był oderwaniem od studenckiej i zawodowej rutyny, a teraz tak po prostu może go zabraknąć i pozostanie mi tylko oglądanie wydarzeń i wspominanie dawnych czasów. Trzeba sobie powiedzieć, że mimo wszystko scieżkę prawnika postawiłem na pierwszym miejscu i jeżeli dotrwam do jej końca to z pewnością do tak aktywnej działalności w esporcie raczej nie będzie juz powrotu. Niemniej wiem, ze w mojej sekcji mam świetnych ludzi, którzy z pewnością godnie mnie zastąpią, gdy już przyjdzie czas definitywnie zakończyć karierę w tej branży.

A specjalne podziękowania za wspólną pracę powędrowałyby do...

Michała "Werkosa" Wiśniewskiego. Jest moim przełożonym, z którym świetnie mi się współpracuje. Zaufał mi, dał sporo wolności i niezależności w moich działaniach, za co jestem mu szczególnie wdzięczny. Na pewno nadmieniłbym także osoby o takich nickach jak "Yetj", Pterek", "Birtek" czy "Saqu". I na pewno całej ekipie Cybersportu dla której miałem okazję pisać.

To trochę brzmi tak, jakbyś powoli szykował się do pożegnania z esportem.

Bo w sumie to może być pożegnanie. Pożegnanie, które może przyjść za kilka miesięcy.

ZOBACZ WIDEO "Klatka po klatce" #23: Materla zaskoczony szybką decyzją Janikowskiego

Źródło artykułu: