Team West zwyciężyło w ROTL 2018

ESL / Na zdjęciu: kibice śledzą zmagania w esporcie
ESL / Na zdjęciu: kibice śledzą zmagania w esporcie

Return of the Legends jest turniejem, który z roku na rok przywołuje najznamienitsze autorytety ze świata League of Legends. Niespodziewanie zatriumfowała drużyna Team West składająca się z graczy z Europy oraz Północnej Ameryki.

Turniej ten odbywał się w formacie Best-Of-5(BO5) i nie sposób nie wspomnieć, że mało kto spodziewałby się takiego rezultatu. Obie drużyny bezustannie szły po zwycięstwo łeb w łeb wymieniając się zwycięstwami. Obie drużyny pokazały się z bardzo dobrej strony ale by wyłonić zwycięzcę potrzeba było aż wszystkich pięciu map.

W poprzednim artykule zapowiadającym Return of the Legends 2018 przedstawione zostały sylwetki wszystkich graczy biorących udział w tym wydarzeniu. Są to istne legendy światowego League of Legends, których sylwetki są kojarzone na całym globie.

Przebieg turnieju można było śledzić podczas transmisji live na kanałach CyberGamesArena, jednakże postaramy się przedstawić skróty tych spotkań poszczególnie i jednostkowo.

Otwierający spotkanie pojedynek od pierwszych minut pozostawał bardzo niepewny, trudno było doszukać się śmiałych inicjacji czy błędów oddziałujących na mapę globalnie. Zdarzały się pojedyncze zabójstwa oraz padło kilka struktur, jednakże nie miało to wpływu na przebieg rozgrywki do pewnego momentu. Sytuację w późniejszej fazie gry rozjaśniła inicjacja Haia, który sprowokował przeciwników by Ci za nim podążyli. Była to sytuacja, która pozwoliła zachodniej drużynie odpowiednio się ustawić i zabezpieczyć najistotniejsze cele mapy.

Pod naporem ciosów Dyrusa padła wieża oraz inhibitor z dolnej alei - następnie po użyciu teleportacji zawodnicy Team West zdołali zgładzić Barona Nashora, a zaraz po tym formalnością było zniszczenie pozostałych struktur i skończenie gry bez cienia szansy dla Team East. Widać było w tym spotkaniu bardzo dużą dominację Alexa Icha nad inSeciem.

ZOBACZ WIDEO Na kłopoty Griezmann. Atletico do końca drżało o wynik [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

W drugim meczu Alex Ich po raz kolejny dostał szansę na zagranie Kindred, która zaprezentowała się nadzwyczaj dobrze w jego rękach w poprzednim meczu. Pomimo dość kiepskiego początku gra europejsko-amerykańskiej formacji układała się pomyślnie, nawet w perspektywie podobnego poziomu złota w obu drużynach. Udało im się zabezpieczyć dwa Piekielne Smoki, co powinno dać przewagę nad oponentami. W tym przypadku to nie poskutkowało.

Dużo lepszy stały element gry Azjatów, a także powolne, ostrożne, lecz zarazem sukcesywne podchodzenie do bazy przeciwników sprawiło, że Team West nie mógł złapać odpowiedniego rytmu i zgrupowania by wykorzystać obrażenia, które zostały wzmocnione przez smoki.

W trzecim pojedynku spotkania mogliśmy zobaczyć zupełnie odmienną taktykę obraną przez obie drużyny. Zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie nie został wybrany agresywny dżungler. Mimo tego pierwsze minuty gry były pełne emocjonujących pojedynków, które wyszły na korzyść Team East. Niewątpliwie w tym meczu w buty bohatera weszli Hai oraz Dyrus, czyli gracze z solo linii. Hai grając zabójcą zgarnął aż 13 zabójstw, natomiast Dyrus pozostający na najbardziej pasywnej z linii zdołał absolutnie zdominować swojego oponenta stając się bardzo niewygodnym przeciwnikiem dla Team East. Boczne linie musiały być cały czas pokryte by Dyrus nie mógł zniszczyć bazy. Sprawiło to, że azjatycka formacja nie miała czasu i przestrzeni na to by sensowniej odpowiedzieć na inicjatywy Team West - stały element gry był tym razem po ich stronie.

W czwartek grze koncepcja gry zachodniej drużyny musiała ulec znacznej przemianie ze względu na podebranie jednego z bohaterów i zbanowanie drugiego. Mimo wszystko można uznać, że draft obu drużyn przebiegł bardzo pomyślnie i drużyny mają jasny plan na przebieg rozgrywki. Wisienką na torcie było wzięcie przez inSec'a Lee Sina, z którego tak bardzo słynie ten gracz. Wybranie tego herosa wywołało poruszenie wśród publiczności, zarówno tych oglądających na żywo, jak i tych przez ekranami monitorów. Można było spodziewać się, że inSec pokaże dobrą grę w tym meczu - miał wiele do udowodnienia, i faktycznie tak się stało.

Początkowa faza gry była absolutnie zdominowana przez koreańskiego junglera, a wynik meczu z minuty na minutę coraz bardziej skłaniał się ku drugiemu punktowi dla Team East. Bardzo widoczne były braki Team West na górnej alei oraz w dżungli, mimo że dolna aleja radziła sobie bardzo dobrze. Aż do 30 minuty spotkania wynik nie był z góry zasądzony. Wtedy to drużyna z zachodu przeprowadziła niemalże perfekcyjną walkę, w której wyeliminowali wszystkich członków przeciwnej drużyny, a także zabezpieczyli Barona Nashora. Zaraz po tym udało się im zniszczyć struktury na dolnej alei, inhibitor oraz jedną z wież nexusa - próbowali zakończyć grę, jak i sam turniej, lecz przegrali walkę co nieco uspokoiło rozgrywkę.

Mecz ten pełen był zwrotów akcji, obie drużyny na przemian wymieniały się mianem dominatorów, niczym w sztafecie. Późna faza gry obfitowała w emocjonujące walki oraz ciekawe taktyki gry - rezultat ukazał się jednak po bardzo śmiałej inicjacji azjatyckiej formacji co skończyło się tragicznie dla Team West i tym sposobem wynik został wyrównany. To była najdłuższa z potyczek w turnieju, trwała ponad 40 minut.

Format rozgrywek BO5 zawsze dostarcza dużo emocji, zwłaszcza kiedy są rozgrywane wszystkie mecze. W ostatnim spotkaniu Team West miał większą swobodę wyboru, dzięki której zdołali zabezpieczyć swój pick na górną aleję - Dr Mundo, którym Dyrus bezlitośnie karał przeciwników. Początkowa i środkowa faza rozgrywki przebiegała nadzwyczaj spokojnie i pasywnie, żadna z drużyn nie chciała się ryzykownie wychylić, by nie popełnić błędu. Ostatnia, decydująca gra tego od nich wymagała. Więcej błędów można było zobaczyć po stronie formacji azjatyckiej, a pojedyncze zabójstwa zdobywane przez ich przeciwników sprawiały, że różnica kapitału coraz bardziej się powiększała.

Spotkanie to było o tyle jednostronne, że po zgładzeniu Barona Nashora azjatyccy zawodnicy by powstrzymać agresję Dyrusa na dolnej alei postanowili użyć wszystkich sił i podążyli za nim w piątkę. Jak się później okazało - był to błąd. Dyrus co prawda stracił głowę pod toporem Team East, jednakże ci zapłacili za to cenę 5 struktur, w tym dwóch inhibitorów. W celu powstrzymania dalszej agresji Team West stanęli oni do walki, którą błyskawicznie przegrali - Nexus padł, gra dobiegła końca, jak i sam turniej.

Przedstawiciele Team West, mimo dawania im nikłych szans, pokazali wyższość nad azjatycką formacją. Eksperci, bukmacherzy czy nawet społeczność zainteresowana sceną esportową League of Legends dawała niewielkie szanse tej drużynie ze względu na niedoścignione osiągi azjatyckich drużyn, w czasie gdy owi gracze kontynuowali swe kariery. Wyjaśniając zaistniałe zjawisko wiele osób tłumaczyło, że mógł istnieć w Team East problem z komunikacją przez różnice i bariery językowe - jednakże ciężko to stwierdzić nie pytając o to graczy.

Wynik 3:2 to z pewnością wynik godny tego turnieju, korzystny dla oglądalności, sponsorów i poziomu rozgrywki przywołanych zawodników. Gracze Team West zgarnęli 100 tysięcy dolarów hongkońskich i osiągnęli bardzo wartościowe trofeum Return of the Legends 2018.

Źródło artykułu: