Wielki powrót Tadeusza Błażusiaka. "Zacisnąłem zęby i cisnąłem mocno"

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Tadeusz Błażusiak w akcji
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Tadeusz Błażusiak w akcji

Tadeusz Błażusiak w wielkim stylu powrócił do rywalizacji w Red Bull 111 Megawatt. Polak ukończył piątą edycję imprezy na drugiej pozycji. - Zacisnąłem zęby, cisnąłem mocno i jestem zadowolony - mówi Polak.

W zeszłym roku Tadeusza Błażusiaka zabrakło na trasie Red Bull 111 Megawatt. Polak postanowił bowiem zakończyć karierę i pojawił się na terenie Kopalni PGE w Kleszczowie po to, by wystartować rywalizację. Pod jego nieobecność pewną wygraną odniósł Jonny Walker.

Jednak zimą "Taddy" przemyślał swoją decyzję i postanowił jeszcze raz wsiąść na motocykl. Skuszony wizją rywalizacji w nowo powstałej serii World Enduro Super Series, podjął rękawicę. Już sezon halowy, w którym Polak do końca walczył o tytuł mistrzowski, pokazał ciągle trwający potencjał w 35-latku.

- Nawet nie zakładałem, że jeszcze stanę do rywalizacji w Red Bull 111 Megawatt - zdradził polski mistrz.

Początek zmagań w WESS nie ułożył się jednak po jego myśli. Decyzja sędziów o dyskwalifikacji w jednych z zawodów, problemy zdrowotne i sprzętowe w kolejnych. To wszystko doprowadziło do tego, że przed Red Bulll 111 Megawatt zajmował on dopiero ósme miejsce w klasyfikacji generalnej cyklu. - Gdyby nie różne wydarzenia i wypadki losowe, to byłbym w okolicach podium - mówił przed paroma dniami.

ZOBACZ WIDEO Krzysztof Hołowczyc o sytuacji Roberta Kubicy: To może być dla niego szansa

W Red Bull 111 Megawatt nie mogło być jednak mowy o odpuszczaniu. Tym bardziej, że w niedzielę na terenie Kopalni PGE w Kleszczowie zjawiło się ponad 35 tys. kibiców, by wspierać Błażusiaka. Polak znów miał utrudnione zadanie, po tym jak w sobotnich kwalifikacjach zanotował upadek. Poobijał się, odnowiła mu się kontuzja palca. Niesiony jednak dopingiem fanów był w stanie jeszcze na pierwszym okrążeniu wysforować się na czoło wyścigu.

Na trasie za wygraną nie dały jednak problemy zdrowotne motocyklisty z Nowego Targu. Wykorzystał to Wade Young, który wjechał na metę trzy minuty przed Błażusiakiem i po raz pierwszy w karierze wygrał zawody w Kleszczowie. Polak mógł stracić drugą pozycję kilka metrów przed metą, bo wywrócił się na sekcji finałowej. Pokonały go ogromne kamienie, na których nie łatwo o błąd. "Taddy" zdołał jednak podnieść motocykl na tyle szybko, że ostatecznie był o kilka sekund szybszy od Williama Bolta.

- Bardzo się cieszę, że dowiozłem fajny wynik, bo nie ukrywam, że po sobotnich kwalifikacjach nie było wesoło. Odnowiła mi się kontuzja dłoni, której nie zdążyłem zaleczyć już od kilku miesięcy, poobijałem sobie też łokieć, nie wiedziałem więc do końca, na co mogę liczyć w głównym wyścigu. Ale zacisnąłem zęby, cisnąłem mocno i jestem zadowolony - powiedział Błażusiak na mecie.

Polski motocyklista nie ukrywał, że kontuzja w trakcie wyścigu dawała mu się we znaki, bo na najtrudniejszych sekcjach nie był w stanie komfortowo trzymać kierownicy. - Ręka mi bardzo nie dokuczała, ale na największych dziurach enduro-crossowych musiałem nieco odpuszczać, bo nie byłem w stanie ścisnąć kierownicy na 100 procent. Może to wygląda z boku, jak tak szybko jedziemy, że to jest łatwe, ale uwierzcie, że tu jest naprawdę piekielnie trudno. Piach, dziury, podjazdy... - dodał.

Tym razem do mety w Kleszczowie nie dojechał triumfator trzech poprzednich edycji Red Bull 111 Megawatt - Jonny Walker, przez co Brytyjczyk stracił prowadzenie w klasyfikacji generalnej WESS. Nowym liderem został Manuel Lettenbichler z Niemiec. Błażusiak awansował o jedną pozycję. Obecnie jest siódmy w mistrzowskim cyklu.

Źródło artykułu: