Tadeusz Błażusiak kilka dni temu uległ poważnemu wypadkowi, który mógł zakończyć się tragicznie. Do zdarzenia doszło w Hiszpanii.
"Gdyby ten drut zsunął się z podbródka kasku na szyję, najprawdopodobniej nie pisałbym tego posta... (...) Nie mogę pojąć, jak ktoś mógł zrobić coś takiego drugiej osobie" - pisał 47-latek w mediach społecznościowych.
Błażusiak podczas treningu w Katalonii, gdzie przygotowuje się do historycznego startu na motocyklu elektrycznym w MŚ SuperEnduro (w najwyższej klasie Prestige), nadział się na... stalową linkę, którą ktoś nieodpowiedzialnie i prawdopodobnie celowo rozwiesił na trasie. Szczęśliwie drut wbił się między kask i gogle zawodnika, raniąc go jedynie w policzek (więcej TUTAJ).
Dziennik "Fakt" o komentarz do tej sytuacji poprosił Rafała Sonika, zwycięzcę Rajdu Dakar w 2015 r., który w swojej karierze miał podobne doświadczenia.
- Opis tego, co przydarzyło się Tadkowi, zmroził mi krew w żyłach, bo gdyby nie odrobina szczęścia, dzięki której linka omsknęła się między krawędź kasku a gogle, to najprawdopodobniej nie mógłby już tego wszystkiego opisać. Dziękujmy Opatrzności, że ten łut szczęścia ocalił Tadka - przyznał kierowca w rajdach terenowych w kategorii quadów.
- Niepojęte, jak człowiek może świadomie, z powodu frustracji czy złości, położyć na szali czyjeś życie. Bardzo współczuję Tadkowi tego, co się wydarzyło. Każdy świadomy człowiek widzi, że był bliski śmierci - podsumował 58-letni Sonik.