Weteran urodził się w Filadelfii - "waleczne miasto" wydało na świat wielu wspaniałych bokserskich wojowników, na czele z Joe Frazierem, Sonnym Listonem, Meldrickiem Taylorem czy znanym z walk z Polakami Steve'em Cunninghamem. Najwidoczniej ziemia w Pensylwanii sprzyja rozwijaniu pięściarskiego rzemiosła, bo przecież z tym miastem związany był też filmowy (fikcyjny) król wagi ciężkiej, Rocky Balboa, który ma nawet swój pomnik znajdujący się naprzeciwko Muzeum Sztuki.
Hopkins jest klasycznym przykładem złego chłopca, któremu boks prawdopodobnie uratował życie. Właściwie od małego przysparzał najbliższym mnóstwo problemów, wychowywał się najniebezpieczniejszej dzielnicy miasta. Mając jedenaście, lat brał już udział w drobnych kradzieżach, żył w bliskiej komitywie ze światkiem przestępczym i kryminogennym. Dwa lata później po raz pierwszy rozboje poważnie odcisnęły piętno na jego życiu. Podczas rabunku został trzykrotnie ugodzony nożem, uszkodzeniu uległy m.in. płuca, przez co musiał spędzić blisko pół roku w szpitalu. Niestety, z tak surowej lekcji nie potrafił wyciągnąć wniosków i na kolejne tarapaty nie trzeba długo czekać.
Życie warte paczkę papierosów
Miarka przebrała się, gdy miał siedemnaście lat i został przyłapany na kolejnym występku. To w połączeniu ze wcześniejszymi wykroczeniami, a lista grzechów była naprawdę długa, spowodowało, że został skazany aż na osiemnaście lat więzienia.
Życie za kratami dostarczyło wielu tragicznych doświadczeń Hopkinsowi. Najstraszniejszym z nich była historia, która spotkała jego współwięźnia. W wyniku kłótni o paczkę papierosów jego towarzysz został zgwałcony i zamordowany.
ZOBACZ WIDEO Higuain bohaterem derbów. Zobacz skrót meczu Torino FC - Juventus Turyn [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
- W więzieniu widziałem gorsze sceny niż kiedykolwiek na ulicy. Widziałem facetów, którzy byli gwałceni, torturowani i bici. Kiedy zobaczyłem, jak mężczyzna ginie za paczkę byle jakich papierosów, coś we mnie pękło. Przekonałem się wtedy, że muszę coś zrobić ze swoim życiem - wyznał.
I faktycznie zmienił. Zaczęło się od przemiany duchowej, Hopkins nawrócił się na islam. Przyrzekł, że nie będzie pił alkoholu, stosował narkotyków, a także... jadł fast foodów. Kolejnych lat odsiadki nie chciał spędzić bezproduktywnie, dużo czytał, zdawał kolejne egzaminy i uzyskał dyplom szkoły średniej. Rozwijał się również sportowo - został dokooptowany do specjalnego programu bokserskiego. Regionalne sukcesy budowały jego pewność siebie, a tytuł więziennego mistrza kraju tylko przekonał go, że powinien na dobre związać się z tą dyscypliną sportu.
Ze względu na specjalne osiągnięcia i dobre sprawowanie, po sześciu latach został warunkowo zwolniony z więzienia, by mógł rozpocząć zawodową karierę. Gdy opuszczał mury zakładu karnego powiedział, że nigdy już tam nie wróci. Słowa dotrzymał, choć naczelnik był przekonany, że niebawem spotkają się ponownie.
Na następnej stronie przeczytasz o wyczynie Hopkinsa, który po latach sukcesów został najstarszym mistrzem w historii boksu. "Kosmita" pobił nieśmiertelny wydawałoby się rekord.
[nextpage]Trudny debiut
Hopkins zadebiutował 11 października 1988 roku na gali w New Jersey. Już na starcie profesjonalnej kariery przeżył ciężkie rozczarowanie. Po czterech rundach sędziowie opowiedzieli się za jego rywalem, Clintonem Mitchellem. Porażka niejednemu twardzielowi podcięłaby skrzydła, ale "Kat" podszedł do sprawy inaczej. Skupił się na wyeliminowaniu błędów i dał sobie czas na kolejne podboje. Dzięki temu wygrał następne 21. walk, a uległ dopiero Royowi Jonesowi Juniorowi w potyczce o tytuł IBF.
Swego dopiął 29 kwietnia 1995 roku, pokonując przed czasem Segundo Mercedo i zdobywając trofeum mistrza świata International Boxing Federation. Przez kolejną dekadę był niepokonany, przechodząc do historii jako pierwszy zawodnik w dywizji średniej, który bronił pasa aż 20 razy. A został absolutnym czempionem w tej wadze, stopując m.in. Felixa "Tito" Trinidada i Oscara De La Hoyę.
"Kosmita" zdradza przepis na długowieczność
Mijały lata, a Hopkins w dalszym ciągu należał do najlepszych w swojej klasie. W 2008 roku 43-latek spotkał się w ringu z Kellym Pavlikiem - wschodzącą gwiazdą boksu, legitymującą się nieskazitelnym rekordem 34 zwycięstw. "Duch" miał rozjechać "dziadka" i udowodnić, jak znakomitym jest wojownikiem. Między linami było jednak szokująco, młodszy pięściarz nie był w stanie znaleźć koncepcji na weterana i po 12 rundach przegrał wyraźnie na punkty (109-117, 108-118 i 106-119).
Hopkins rozochocony tym sukcesem szukał kolejnych spektakularnych triumfów. W maju 2011 roku postanowił zaatakować Jeana Pascala, panującego czempiona WBC w wadze półciężkiej. Pod koniec 2010 roku zremisował z Kanadyjczykiem i za wszelką cenę chciał wziąć rewanż. Stawka była ogromna, Amerykanin dał popis swojego niewygodnego stylu i po dwunastu starciach wypunktował oponenta młodszego o 17 lat. Data przejdzie do historii zawodowego boksu, bowiem Hopkins został wtedy najstarszym mistrzem świata, bijąc rekord George'a Foremana ustalony w 1994 roku. W dniu rywalizacji Hopkins miał 46 lat (Foreman miał 45 lat).
Rekord wyśrubował jeszcze w 2014 roku, nieznacznie pokonując Beibuta Szumenowa w Waszyngtonie. Licznik wskazywał 49 lat, a sam wtedy nazwał siebie "Kosmitą", bo nikt inny nie mógł tego dokonać. A jaka jest receptura na długowieczność? - To bardzo proste, wystarczy nie jeść słodyczy - mówił z uśmiechem.
Na koniec pogromca Fonfary
15 stycznia Hopkins będzie świętował 52. urodziny. Swoimi wyczynami zdecydowanie przesunął granicę sportowej przydatności do spożycia. Choć w ringu nie był od listopada 2014 roku, gdy przegrał na punkty z Siergiejem Kowaliowem, postanowił ostatecznie pożegnać się z kibicami kolejnym bojem. 17 grudnia w kalfiornijskim Inglewood skrzyżuje pięści z sensacją z Long Island, Joe Smithem Juniorem.
Gdy Hopkins debiutował wśród profesjonalistów, Smitha Juniora nie było jeszcze na świecie. O 27-latku pięściarski świat usłyszał w czerwcu tego roku, gdy "Artysta nokautu" niespodziewanie zastopował Andrzeja Fonfarę już w pierwszej rundzie starcia w Chicago. Hopkins zechciał na dobre rozstać się z ukochanym sportem dzięki rywalizacji z kimś, kto jest na fali. Dlatego wybór padł na Smitha.
- Zwycięstwo, remis, porażka... Nie będzie żadnego tłumaczenia. I tak jestem legendą. Czas na ostateczne pożegnanie - mówił na konferencji prasowej "Kosmita".