Będę wyglądał jak nigdy dotąd! - rozmowa z Andrzejem Wawrzykiem, bokserem wagi ciężkiej

Wielokrotny mistrz Polski wagi ciężkiej z coraz większą radością odlicza dni do powrotu na ring. Tam chce być jeszcze lepszy. W międzyczasie zamierza trzymać kciuki za Artura Szpilkę.

W tym artykule dowiesz się o:

Adam Popek: Mimo przymusowej przerwy w boksowaniu nie dajesz się zapomnieć fanom. Co chwilę widać cię na galach czy obozach sportowych, gdzie wspierasz kolegów.

Andrzej Wawrzyk: Akurat przebywali stosunkowo niedaleko. Tworzymy dość zżytą grupę, znamy się dobrze i kiedy przychodzi okazja, by spędzić razem parę godzin wykorzystuję ją. A gale? Cóż, mam teraz więcej wolnego. Szkoda byłoby pominąć te imprezy, nie doświadczyć atmosfery jaką tworzą.
[ad=rectangle]
Oglądając z boku ich wyczyny przykro ci, że wciąż nie trenujesz czy raczej czujesz złość?

- Na początku towarzyszyło mi jedno i drugie. Zwłaszcza biorąc pod uwagę niepewną sytuację z nogą. Różne rzeczy były w niej robione, wobec tego nie dawano jasnej deklaracji odnośnie przyszłości. Jednak wszystko układa się świetnie. Doktor powiedział, że noga w 92 procentach jest sprawna. To bardzo optymistyczna wiadomość. Chciałbym po nowym roku podjąć zajęcia stricte sportowe, oswoić ponownie ciało z wysiłkiem, zbudować wytrzymałość. Potem zaś ruszą przygotowania pod kątem potyczek.

Od maja miałeś trochę czasu na przemyślenia. Coś się w tobie zmieniło?

- Często zastanawiałem się nad sobą, karierą. Przeanalizowałem co zawaliłem. Nie ukrywam, że znalazłem momenty, które nie powinny zaistnieć. Wydaje mi się, że dzięki temu pójdę naprzód. Normalnie ciężko spowolnić i bez nerwów przewartościować świat dookoła. Człowiek ciągle biega, spieszy się, by spełnić wymagania

Rozpatrując twoje osiągnięcia uważasz, że zrobiłeś wszystko dla zbudowania swojej pozycji?

- Dużo, ale nie wszystko. Nadal kawał pracy oraz wyzwań przede mną. W przyszłym roku zacznę realizować założenia na tyle na ile mogę. A stać mnie na wiele. W teamie znają moje zdolności. Ja zawsze daję nawet więcej niż należy. Jak ostatecznie się wyleczę spróbuję nadrobić zaległości i wykorzystać okazje, które nadejdą.

Znajdujesz choć jeden pozytywny aspekt obecnej rzeczywistości?

- Tak. Jeśli chcę chwytać życie to całym sobą. Nigdy na pół gwizdka.

W Moskwie niedawno oglądałeś porażki polskich pięściarzy. Dlaczego nie możemy mieć mistrza świata?

- Akurat Krzysztof Włodarczyk był jednym z dłużej panujących czempionów w federacji WBC... Wiadomo, że w tym przypadku kłopoty rodzinne gdzieś tam odcisnęły piętno. Jeżeli przygotowuje się maksymalnie do walki, ma czystą głowę, wtedy potrafi pokonywać lepszych niż Drozd. Wydaje mi się, że gdyby ten okres tak wyglądał, pojedynek wypadłby inaczej.

Czyli zawiodła koncentracja, spokój z jego strony?

- Według mnie nie pokazał pełni umiejętności. Krzysiek to świetny zawodnik, z rewelacyjnym wyczuciem, wytrzymałością…

Jednak sam Rosjanin nie pozwalał mu złapać rytmu.

- Absolutnie nic mu nie ujmuję! Włożył kawał serca w starcie. Ale popatrzmy na "Diablo". Po 6, 7 rundzie brakowało sił, a przecież wcześniej mógł "przeboksować" nawet 15. Problemy w głowie naprawdę potrafią niszczyć, odbierać energię. Jemu zabrały większość. Jestem przekonany, że kiedy uporządkuje pewne sprawy i będzie sobą w rewanżu - zwycięży.

Żal również Pawła Kołodzieja. Denis Lebiediew błyskawicznie pozbawił go złudzeń.

- Przyjaźnimy się i strasznie przeżywałem występ. To zawodowiec, żyjący sportem praktycznie dwanaście miesięcy. Często spędzamy wspólnie sylwestra, święta. Rywal toczył boje ze światową czołówką. Obycie niestety tutaj wyszło. Paweł natomiast generalnie nie otrzymywał podobnych walk. Przygotowywał się solidnie, lecz dostał silny cios nad ręką. Lebiediew najpierw uderzał na dół, by potem zaskoczyć "bombą" w twarz. Najważniejsze, że nic się nie stało. "Harnaś" dotknął tej górnej półki i teraz przypuszczalnie dostanie już innych oponentów. Oby wrócił w dobrym stylu. Wierzę, iż znowu stanie w ringu z kimś mocnym. Nie załamie się.

Już wkrótce Andrzej Wawrzyk dojdzie do pełnej sprawności i nic nie stanie na przeszkodzie, by wszedł do ringu. Ma nadzieję, że postawi kolejne, ważne kroki w karierze
Już wkrótce Andrzej Wawrzyk dojdzie do pełnej sprawności i nic nie stanie na przeszkodzie, by wszedł do ringu. Ma nadzieję, że postawi kolejne, ważne kroki w karierze

W Krakowie wkrótce czeka nas Polsat Boxing Night, spore przedsięwzięcie na skalę kraju. Ty trzymasz kciuki za Artura Szpilkę.

- Bez dwóch zdań! Sama gala to największe wydarzenie tego typu w ostatnim czasie, jeśli chodzi o polski boks. Tylu wojowników wystąpi jednego wieczoru. Ludzie interesujący się dyscypliną doceniają ich rangę. Stworzą kapitalne widowisko.

Szpilka wydaje się pisać zupełnie nową kartę historii. Popracował nad motoryką, zmienił podejście i parę innych detali. Pod wpływem przegranej w Stanach Zjednoczonych?

- Zimny prysznic bywa potrzebny. Przekonał się o brakach. Poprawił mnóstwo mankamentów. Traktuje przeciwników z respektem. Właśnie tu upatruję szansy Artura. Odłożył na bok szaleństwo, którym emanował. Chociaż zwariowany pozostanie, bo taką ma naturę. Idzie bez zatrzymania (śmiech). Aczkolwiek kwestie sportowe postrzega odmiennie. Ponadto boksuje z odwrotnej pozycji, a Adamek takich nienawidzi.

On bazuje na kombinacjach.

- Tak, lecz z mańkutami się gubi. Zaczyna myśleć czy nogę stawiać na zewnątrz czy wewnątrz. W poprzednich starciach z leworęcznymi dało się tą przypadłość zauważyć. Rodzi się zatem pole do popisu dla Szpilki. Oczywiście za faworyta powszechnie uznaje się Tomka, dawnego mistrza świata. Dokonywał wielkich rzeczy, tyle że lata płyną… Nie jest aż tak szybki, ruchliwy. Niech Artur zaprezentuje atuty i nie wierzy w przekonanie, że skoro dysponuje siłą ustrzeli rywala. On ma świadomość, iż podobna strategia go spali.

Nabrał pokory. Może nie nastawia się na jedną rzecz?

- Kilka miesięcy odpoczął od występów, bez wątpienia zastanowił się szerzej, w którym miejscu leżały główne minusy. Widzimy gościa lepszego i w Kraków Arenie powinien potwierdzić, że obrał właściwy kierunek.

Dodatkowo Szpilka w naturalny sposób osiągnął wagę ciężką. Adamek zaś specjalnie przybierał masę, by wypełnić limit.

- I nie poprzepycha się z przeciwnikami, nie dorówna im fizycznie. Jego zaletę stanowi motoryka, ale zarazem przyjmuje ogrom ciosów. One powoli się uwidoczniają. Wytrzymałość głowy to jedno. Tylko iloma dziesiątkami ton dasz radę oberwać?

Ty, domniemam niecierpliwie czekasz aż sam włożysz rękawice. Obawiasz się swojej formy?

- Będę wyglądał jak nigdy dotąd! Jestem pewny siebie, wiem czego oczekuję i czego póki co nie zrealizowałem. Wejdę na salę ze skrajnym zaangażowaniem. Nie zamierzam cofać się. Raczej rywalizować z solidnymi bokserami. Liczę, że w 2015 roku taką konfrontację dostanę. Trzeba udoskonalić pracę nóg, żeby wykorzystywać szybkość i silne uderzenie, które posiadam.

Skrywasz w sobie wciąż sportowe marzenia?

- Stanąć jeszcze raz do walki o mistrzostwo świata oraz pokazać, że umiem zagwarantować poziom nieodbiegający od najlepszych. Nie mówię o Władymirze Kliczko tylko tych normalnych. Władymir czy Witalij nie są (śmiech). Gdy pierwszy z nich podzieli los brata i skończy karierę zacznie się znów era tych urodzonych na ziemi (śmiech).

Źródło artykułu: