Cokolwiek pozytywnego o postawie naszego reprezentanta można powiedzieć tylko w kontekście pierwszej rundy. Wtedy jeszcze Rosjanin nie podkręcał tempa, był spokojny i batalia miała dość wyrównany przebieg.
Później jednak nastąpiła egzekucja. W drugiej odsłonie Polak padł na matę po mocnym prawym krzyżowym i w tym momencie "pękł" psychicznie. Później próbował już tylko jak najdłużej wytrwać, ale nie pomagało ani klinczowanie, ani nieustanne boksowanie na wstecznym biegu.
Ostateczny koniec miał miejsce w trzeciej rundzie. Wówczas Andrzej Wawrzyk znalazł się na deskach jeszcze dwukrotnie (po lewym oraz prawym sierpowym) i sędzia ringowy uznał, że kontynuowanie rywalizacji jest pozbawione sensu. Niestety miał rację, bo pretendent prezentował się słabo, żeby nie powiedzieć katastrofalnie.
Aleksander Powietkin był faworytem, dlatego wynik nie jest niespodzianką. Przykry dla naszych kibiców był natomiast przebieg walki. Polak został zdeklasowany, mimo że czempion nie przypuścił falowego ataku. Takiej klęski nie spodziewali się chyba nawet najwięksi pesymiści. Niestety piątkowy występ nie dał Wawrzykowi nic, a wręcz skazał go na przeciętność i brak następnych wielkich szans.
Rosjanin odniósł w sobotę 26. zwycięstwo w zawodowej karierze (18. przed czasem). Zachował dzięki temu pas WBA World i status niepokonanego. Z kolei reprezentant naszego kraju doznał pierwszej porażki.