Bieg na 3,3 km w Toblach był prawdziwym popisem Justyny Kowalczyk, która nie dała rywalkom żadnych szans. Therese Johaug wypadła tymczasem słabiej i nie dość że uzyskała gorszy czas od Polki, to nie zdołała nawet zmieścić się w czołowej trójce, która otrzymuje sekundy bonifikaty - na mecie miała szósty wynik. W klasyfikacji łącznej przegrywa z naszą zawodniczką już o 1:05,9, lecz wciąż wierzy, że nadal może powalczyć o wygraną.
- Nie poddaję się i nie zwieszam głowy - jednoznacznie deklaruje Johaug przed biegiem na 10 kilometrów stylem klasycznym w Val di Fiemme. - Sobotni etap będzie bardzo ważny i ja o tym wiem. Kowalczyk prowadzi teraz wyraźnie, jest w świetnej formie, wygrała krótki etap z dużą przewagą. Nie myślę o tym, że może w sobotę szybko uciec. Chcę biec na czele, choć nie jestem teraz tak mocna w stylu klasycznym. Mamy silny zespół, może będziemy sobie pomagać wzajemnie na trasie. Muszę pobiec najlepiej jak tylko mogę żeby wciąż walczyć o wygraną.
Johaug ma w ręku jeden atut, jakim jest ostatni etap Tour de Ski. Wspinaczka pod Alpe Cermis to jej specjalność i w przypadku ewentualnego powodzenia w sobotę Norweżka przed finałem całych zawodów może wrócić do gry. - W niedzielę atutem moim oraz Charlotte Kalli będzie fakt, że jesteśmy lekkie. Jeśli będziemy mieć podobną stratę to możemy biec na Alpe Cermis razem i sobie wzajemnie pomagać. Tam Kowalczyk nie będzie już taka mocna. Pozostały jeszcze dwa etapy i nie można mieć negatywnego nastawienia.
Jaka przewaga Justyny Kowalczyk byłaby bezpieczna? Johaug uważa, że trudno jest sprecyzować ile może odrobić do Polki na Alpe Cermis. - Jestem w stanie wygrać z nią o czterdzieści sekund, ale równie dobrze i o dwie minuty. Wszystko będzie zależało od formy dnia - twierdzi 24-letnia Norweżka.