Czwartkowy etap rozegrany zostanie w formule biegu na dochodzenie i ma dość specyficzny charakter. W całym terminarzu Pucharu Świata nie ma drugiego równie długiego dystansu rozgrywanego w taki sposób, podobnie jak nie ma też żadnej innej konkurencji, w której zawodnicy biegliby z jednej miejscowości do drugiej. Etap z Cortiny do Toblach wzorowany jest na biegach maratońskich Worldloppet i odbędzie się na płaskiej trasie, urzekającej malowniczymi pejzażami.
Zawodnicy z pewnością nie będą jednak mieli czasu na zachwycanie się krajobrazem. Walka na czwartym etapie Touru zapowiada się pasjonująco. W ciągu dziesięciu sekund na trasę kolejno ruszą Maksim Wylegżanin, Dario Cologna i Petter Northug i z pewnością od razu utworzą trzyosobową grupkę. Za ich plecami po niespełna trzydziestu sekundach w pościg ruszą Alex Harvey oraz Aleksander Legkow i niewykluczone, że z uwagi na specyfikę etapu również dość prędko zdołają dołączyć do liderów.
- Zobaczymy czy będziemy w stanie pracować we trzech i im uciec - mówi Petter Northug. - Podejrzewam, że cała nasza trójka by tego chciała, ale pytanie czy nam się to uda. Jeśli wszyscy będziemy mieli odpowiednio posmarowane narty możemy być od nich szybsi. Gdyby jednak nie udało nam się współpracować, lub gdyby jeden z nas był nieco słabszy, to będzie ciężko - uważa Norweg, który deklaruje, że sam ma zamiar narzucić wysokie tempo.
Jeszcze przed początkiem Tour de Ski komentowano, że będzie on toczył się głównie między Northugiem i Dario Cologną. Sam Szwajcar uważa jednak, że w obecnej sytuacji nie można lekceważyć także innych biegaczy. - Myślę, że Petter jest bardzo mocny, ale to samo można powiedzieć o Rosjanach. Naprawdę, ten Tour to nie tylko walka między mną a Petterem.
Rok temu etap z Cortiny do Toblach także toczył się między dwójką wielkich rywali. Gdy Cologna przyspieszył okazało się, że Northug przeżywa akurat kryzys. Poniesiona przez niego strata była tak duża, że praktycznie stracił wówczas szanse na wygraną w poprzedniej edycji Tour de Ski.