Nie jest zatem dziwne, że Nove Mesto Kowalczyk opuściła w złym humorze. - Mało powiedziane. To jedna z najgorszych porażek w moim sportowym życiu. Byłam mocna, zdecydowanie najmocniejsza, ale tak to bywa w sportach, gdzie sprzęt odgrywa znaczną rolę. Czasem coś nie wychodzi. Moi serwismeni od początku sezonu przygotowywali mi narty wprost wspaniale. W Czechach trafili troszkę gorzej niż u Norweżek, ale na poziomie moim i Marit Bjoergen znaczenie ma każdy niuans. Próbowałam wszystkiego na trasie - jechałam pługiem, żeby zetrzeć smar, starałam się uciekać, żeby rozstrzygnąć ten bieg na moją korzyść. Byłam zdziwiona, iż Marit z takimi nartami nawet nie próbowała mi pomagać, by uciec reszcie. Oceniając jednak na spokojnie, drugie miejsce nie oznacza przecież tragedii - stwierdziła Polka w rozmowie z Przeglądem Sportowym.
Przypomnijmy, że Kowalczyk prowadziła praktycznie przez cały bieg, a Bjoergen zaatakowała przed samą metą i wygrała. Ten tydzień polska królowa nart spędzi w Szklarskiej Porębie, gdzie już w sobotę i niedzielę powalczy w zawodach Pucharu Świata.
Źródło: Przegląd Sportowy.