Amerykanie cisną, ale Marcin Świerc chce odpalić wrotki. Polak wśród faworytów biegu UTMB

Materiały prasowe / Jan Nyka Photography / Na zdjęciu: Marcin Świerc
Materiały prasowe / Jan Nyka Photography / Na zdjęciu: Marcin Świerc

- Każdy sportowiec ma jakąś obsesję. Na przykład dla Roberta Kubicy był to powrót do F1. Każdy, kto ma taką obsesję i dąży celu, jest skazany na sukces - mówi Marcin Świerc, który przygotowuje się do startu w słynnym biegu Ultra-Trail du Mont Blanc.

W tym artykule dowiesz się o:

Wystarczy kilka minut rozmowy, by przekonać się, że jest perfekcjonistą. Jak podkreśla, każdy dzień ma rozpisany w Excelu. Treningi, spotkania, wyjazdy, przeloty, noclegi - wszystko zabukowane na wiele miesięcy do przodu. A z tyłu głowy cztery literki: UTMB. To skrót od Ultra-Trail du Mont Blanc - nazwy najbardziej prestiżowego biegu górskiego na świecie, jednocześnie uznawanego przez wielu za najtrudniejszy.

UTMB to danie główne festiwalu biegowego o tej samej nazwie, który odbywa się na przełomie sierpnia i września w Chamonix. Marcin Świerc przygotowywał się do niego stopniowo, małymi krokami. Brał udział w innych imprezach festiwalu, na krótszych dystansach. W 2017 r. był drugi w CCC (101 km), zaś w sierpniu 2018 r. odniósł życiowy sukces, zwyciężając w TDS (120 km, ponad 7000 m przewyższeń). Jest pierwszym Polakiem, który triumfował w zawodach rozgrywanych w ramach festiwalu UTMB.

Przeczytaj także: Marcin Świerc: Ślązak, który został władcą Alp. Za rok czeka go największe wyzwanie w życiu

Teraz przed pochodzącym z Lisowic na Śląsku biegaczem największe wyzwanie w 16-letniej karierze. 30 sierpnia o godz. 18.00 wyruszy z Chamonix, by pokonać niezwykle wymagającą trasę UTMB, wiodącą wokół masywu Mont Blanc. Dystans: 170 km, trzy kraje - Francja, Szwajcaria i Włochy. Przewyższenie: ok. 10000 m. Limit czasowy: 46,5 godziny. Marcin Świerc będzie chciał uporać się z UTMB znacznie szybciej. Czas w okolicach 21 godzin może dać mu bardzo wysokie miejsce. Może nawet najwyższe. Choć rywali będzie mieć piekielnie silnych.

- Obsada w tym roku będzie bardzo mocna. Amerykanie cisną strasznie, niesamowicie. Żaden biegacz z tego kraju nie wygrał jeszcze UTMB. Dla nich to bardzo prestiżowa sprawa, ale… mam nadzieję, że pewien Polak pokrzyżuje im plany - uśmiecha się Marcin Świerc, który na liście startowej elity jest sklasyfikowany na ósmym miejscu (wg punktów ITRA, czyli Międzynarodowego Stowarzyszenia Biegów Trailowych). W pierwszej dziewiątce jest aż pięciu Amerykanów (Hayden Hawks, Tim Tollefson, Zach Miller, Jason Schlarb i Alex Nichols).

ZOBACZ WIDEO: Adam Małysz dał popis na Dakarze. Były pilot był pod wrażeniem

Michał Fabian, WP SportoweFakty: Po zwycięstwie w TDS pojechał pan na niezwykle szczegółowy rekonesans trasy UTMB. Ponoć zna pan ją teraz na pamięć.

Marcin Świerc (zwycięzca TDS, wielokrotny mistrz Polski w biegach górskich): To prawda. Dziennie wizualizuję ją po trzy razy. Czasem nawet przed zaśnięciem myślę, jak przebiega. "Włączam film" na 30 sekund i wiem, gdzie jestem. Gdy zapyta mnie pan, co jest na przykład na 54. kilometrze, to mogę odpowiedzieć.

A meta w Chamonix - śni się panu? I taki obrazek jak w zeszłym roku na TDS - Marcin Świerc wbiega pierwszy, witany przez tłumy kibiców.

O tak, fajnie by było! Wszystko już wiem. Wiem, gdzie jest ostatni zbieg, trenowałem go kilka razy przed CCC. Teraz tylko byle było zdrowie i spokojna głowa. Mam za sobą super team: moją żonę, moich zawodników (Marcin Świerc jest także trenerem, prowadzi grupę biegaczy, o czym więcej poniżej - przyp. red), moich znajomych, którzy mi kibicują i pojadą ze mną do Chamonix. To jest wielka rzecz nie tylko dla mnie, ale i dla nich. W sierpniu odpalimy wrotki!

UTMB stało się pana obsesją?

Można tak powiedzieć. Każdy sportowiec ma jakąś obsesję. Niektórzy zawodnicy mają igrzyska olimpijskie, ja nigdy nie miałem szansy wzięcia udziału w tej imprezie. Szkoda. Ale mam za to szansę walczyć w biegach ultra. Robert Kubica po wypadku walczył o Formułę 1. I wrócił. To też była jego obsesja. Chyba każdy sportowiec, który ma taką obsesję i dąży do swojego celu, jest skazany na sukces.

Szczegółowo rozplanował pan swoją drogę do UTMB, ale już na jej początku pojawiły się problemy. W ostatnich tygodniach leczył pan kontuzję. Co dokładnie się stało?

To problem, który mam od paru lat. Konsekwencja budowy kości piętowej, na której jest narośl. Jeśli mam mocno spiętą łydkę i rozcięgno podeszwowe, powoduje to ucisk kaletki pod ścięgnem Achillesa. Ostatnio wdało się mocne zapalenie. Trochę mi to przeszkodziło, a jednocześnie mnie załamało. Chciałem od listopada mocno potrenować, mocno wejść w sezon, a zostałem przyhamowany. Próbowałem biegać, ale nie przechodziło. Uraz wyłączył mnie z treningów na niecały miesiąc. Zaczęło się chodzenie po lekarzach i fizjoterapeutach.

Amatorów biegania drażni choćby tygodniowa przerwa w treningach. A pana, profesjonalistę mierzącego w najwyższe laury?

Mnie drażni nawet jeden dzień przerwy (śmiech). I tutaj jest właśnie problem. Z ustawieniem swojej głowy. Doszedłem do wniosku, że muszę zachować spokój, a na pewno wszystko się ułoży. Już niejedną kontuzję w życiu przeszedłem. Powoli będę wracać, przecież forma nie uciekła tak szybko. Wymaga to jednak ogromnej cierpliwości. Piętę jeszcze troszkę czuję. Stan zapalny zszedł, chodzę jeszcze do fizjoterapeuty. Muszę zadbać o masaż, przynajmniej 1-2 razy w tygodniu, żeby ten tonus mięśniowy nie powodował konfliktu. Myślę, że wkrótce wszystko się ułoży i będzie mniej stresu. Na razie jednak ciągle coś się dzieje, choćby promocja książki, 10 spotkań autorskich... Dobrze, że książka już wyszła. Długo się z nią "męczyłem".

Książka jest zatytułowana "Czas na ultra". Komu by ją pan polecił?

To jest taka książka, którą chciałbym przeczytać, gdybym zaczynał przygodę z biegami górskimi. Takiej wiedzy szukałem przez 16 lat. Nikt mi tej drogi nie pokazał, sam musiałem do wszystkiego dojść metodą prób i błędów. Częściej błędów, które czasami też bolały. Myślę, że nikt nawet nie jest w stanie sobie wyobrazić, ile to wymagało poświęcenia. W książce zgromadziłem wszystko to, co się na pewno przyda biegaczom amatorom albo tym bardziej zaawansowanym. Cieszę się, że coś zostanie po mnie. Nie tylko to, że był taki biegacz, który miał 25 medali mistrzostw Polski, ale też zostawił coś dla innych. W "Czas na ultra" może nie podsumowuję kariery, bo na to jeszcze będzie pora, myślę jednak, że to takie fajne uwieńczenie pracy trenerskiej. Cieszę się, że moja szkoła, metoda treningowa Marcina Świerca działa ma innych. Mam swoich zawodników, którzy są coraz mocniejsi. Czasami nawet - na przykład gdy leczę kontuzję - jestem wnerwiony, że oni trenują lepiej ode mnie.

Marcin Świerc podczas spotkania autorskiego w Katowicach. Fot. Michał Fabian
Marcin Świerc podczas spotkania autorskiego w Katowicach. Fot. Michał Fabian

Ilu zawodników pan prowadzi i jak wygląda ta współpraca?

Łącznie około 25-30 osób. Co tydzień otrzymuję 30 maili, każdy z moich zawodników sporządza raport, opisuje, co i jak zrobił. Zazwyczaj w niedzielę planuję im treningi na cały tydzień. Co tydzień konsultujemy, czy jest ok, czy trzeba coś zmienić. Dużo osób się do mnie zgłasza, ale na razie nie przyjmuję nowych. Nie wydoliłbym przy większej grupie.

Ktoś z podopiecznych może panu zagrozić?

Zagrozić może jeszcze nie, ale już teraz stać ich na wiele. Piotr Szumliński - gość, który zrzucił sporo kilogramów, biega naprawdę dobrze. Kilka razy stał na "pudle" na różnych zawodach w Polsce, wygrywa z mocnymi zawodnikami z polskich teamów biegowych. Mocno biegają także Damian Kozioł czy Ania Kącka. Nasza współpraca jest perspektywiczna. Nie chcę moich zawodników rzucać na głęboką wodę. Wolę, żeby rozwijali się stopniowo. Na wysokiego konia łatwo jest wejść, tylko jak się z niego spada, to bardzo boli. Łatwo jest się wypalić w dzisiejszych czasach. Ludzie chcą "już", "teraz", "natychmiast". Wiadomo: człowieka nosi, chciałoby się zwyciężać, ale brakuje cierpliwości. Bieganie jest super, ale biegi ultra to ciężka sprawa, bardzo wymagająca dla organizmu. Tutaj nie ma drogi na skróty.

Powoli wraca pan do treningów. Jak będą wyglądać dalsze przygotowania do UTMB?

Marzec spędzę na Teneryfie, na wysokości 1500 m n.p.m. Będę już po promocji książki, tam się wreszcie wyłączę, skupię na treningach. Później zaś rozpocznie się sezon.

Od egzotycznych zawodów w kwietniu - Ultra Trail Cerro Rojo na dystansie 50 km.

Dostałem zaproszenie do Meksyku. Sam się zdziwiłem. Myślałem, że będą to zawody podrzędne, a okazało się, że najmocniejsze w tym kraju. Przyjedzie kilku Amerykanów, będą Hiszpanie - Kilian Jornet, mistrz świata Luis Alberto, Pau Capell. Meksyk jest położony wysoko, do tego dochodzi 3000 m przewyższeń. Na pewno nie będą to rurki z kremem, tylko ciężka "pięćdziesiątka". Trzeba będzie naprawdę ostro biegać. Cieszę się, że zostałem zauważony, zaproszenie na takie zawody to ogromna nobilitacja.

W maju kolejny ciekawy kierunek: Australia.

Jedziemy z żoną na dwa tygodnie pozwiedzać, a przy okazji wystartuję na 100 km w Górach Błękitnych. To bieg z cyklu Ultra Trail World Tour, więc tam też nie będzie słabych zawodników. Myślę, że będzie to wycieczka trochę podobna do tej do Pekinu, gdy zobaczyliśmy Chiny, a oprócz tego wystartowałem w maratonie po Murze Chińskim. W Australii mam zawodnika, więc jadę go odwiedzić. Bardzo się cieszę na to spotkanie. Później w czerwcu pobiegnę w Niemczech - w Zugspitz Ultratrail. To powinno być największe przetarcie przed UTMB. "Setka", trudny teren.

Fot. Jan Nyka Photography
Fot. Jan Nyka Photography

Jak będzie wyglądać ostatnia faza przygotowań do głównego celu w tym sezonie?

Od początku czerwca będę w Alpach, w Tignes i okolicach Chamonix. Później w lipcu na chwilkę udam się do Hiszpanii, bo BUFF - mój sponsor - robi festiwal biegów górskich i w nim wystartuję. Natomiast pod koniec lipca mam w planach jedyny start w Polsce - PZU Ultramaraton Karkonoski. Po nim wyjadę na dwa tygodnie w Tatry Słowackie. A później… 14 sierpnia wracam. 15 sierpnia jest święto. 16 sierpnia mam urodziny i wyjeżdżam do Chamonix, by aklimatyzować się przed głównym startem. Jak widać, wszystko jest już dokładnie zaplanowane. Excel, każdy dzień rozpisany, gdzie, co i jak. Bilety kupione.

Czy po wielkim sukcesie, jakim było zwycięstwo w TDS, odczuł pan wzrost zainteresowania biegami górskimi? Jakaś telewizja pokaże pana występ w UTMB? Łatwiej o sponsorów?

Staraliśmy się kogoś zainteresować, rozmawiać w tej sprawie, ale niestety było ciężko. O sponsorów też ciągle trwa walka, kilku nawet zrezygnowało, ale na szczęście mogę liczyć na tych, którzy są ze mną od dłuższego czasu. W tym zagraniczne firmy - BUFF i Columbia. Cieszę się, że we mnie zainwestowali, że dzięki nim mogę się rozwijać. Columbia specjalnie dla mnie zaprojektowała but. Pracujemy nad nim, były pierwsze testy, jest już w produkcji. W Polsce też mam kilku sponsorów - m.in. firmy Energa, Geberit czy Kler - i bardzo im dziękuję.

Na wsparcie z PZLA raczej nie może pan liczyć. Ostatnio głośno było o tym, że zawodnicy startujący na ubiegłorocznych trailowych MŚ nie otrzymali zwrotu kosztów podróży do Hiszpanii. Pan też był na tej imprezie.

Wolę tego nie komentować. To trudny temat. Z jednej strony chciałbym się odezwać i powiedzieć, jak ta sprawa wyglądała z mojej perspektywy, ale z drugiej strony mam wrażenie że to walka z wiatrakami. Mam nadzieję że taka sytuacja więcej się nie powtórzy. Mniej stresu, to noga będzie luźniejsza.

Komentarze (0)