Biegacze z Afryki fascynowali go od zawsze. Gdy w szkole musiał napisać esej, wybrał temat: "Dlaczego Kenijczycy są tak dobrzy w biegach długodystansowych?". Byli dla niego inspiracją, w pewnym momencie stali się wręcz obsesją. Wreszcie Julien Wanders postanowił sprawdzić to zjawisko osobiście. W 2014 r. pojechał na miesiąc do Iten, miejscowości położonej na wysokości 2400 m n.p.m. - mekki kenijskich biegów długodystansowych.
Początki były niczym zderzenie ze ścianą. Zatruł się, przez tydzień leżał w łóżku. Źle znosił treningi, nawet te lżejsze. Gdy wrócił do Genewy, musiał zrobić dwa tygodnie przerwy. - Byłem kompletnie wyczerpany - wspominał. Ale się nie zraził. Do Kenii powrócił w następnym roku, organizm coraz lepiej przystosowywał się do afrykańskich warunków. Aż w końcu Wanders osiadł w Iten na stałe.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: tak wygląda rywalka Karoliny Kowalkiewicz. Wow!
6000 km od domu
Jego rodzice - zawodowi muzycy - radzili mu, by poszedł na studia, ale biegacz przekonał ich do swojego pomysłu. Do Europy przylatuje na lato, które spędza w St. Moritz, a także na zawody.
- 6000 km od domu to trochę dziwne życie, ale jeśli chcesz być dobrym biegaczem, musisz być trochę szalony. W każdym sporcie trzeba czerpać inspirację od najlepszych. W lekkoatletyce najlepszymi są Kenijczycy i Etiopczycy, dlatego najlepszą rzeczą jest przyjechać do Afryki, zobaczyć, co oni robią i nauczyć się, jak zostać mistrzem - podkreślał Szwajcar, który nazywany jest przez niektórych "Białym Kenijczykiem".
Na arenie międzynarodowej Wanders pokazał się po raz pierwszy w 2012 r., na przełajowych mistrzostwach Europy w Belgradzie. To było jedno wielkie nieporozumienie. Dwa dni przed zawodami doznał kontuzji (pęknięcie jednej z kości stopy), ale mimo to nie zamierzał się wycofać. Efekt? Potworny ból i 54. miejsce w kategorii juniorów. Julien twierdzi, że był to przełom w jego karierze. Od tego momentu postawił na pełen profesjonalizm - zdrowe żywienie, regeneracja, odpowiednio długi sen. A przede wszystkim ciężki trening.
W 2015 r. odebrał Markusowi Ryffelowi (wicemistrzowi olimpijskiemu z Los Angeles) rekord Szwajcarii juniorów na 5000 m. Poprawił wynik aż o 15 sekund, co odbiło się szerokim echem. Startował w przełajach i na bieżni, ale to na ulicy osiąga najbardziej spektakularne wyniki. W debiutanckim półmaratonie - w Mediolanie (2017 r.) - uzyskał świetny czas 1:01:43 (dla porównania - rekord Polski Piotra Gładkiego to 1:01:35).
Wymazał wynik Mo Faraha
Jak się okazało, jego talent miał dopiero eksplodować. Rok 2018 to już popis Szwajcara w biegach ulicznych. W lutym zbliżył się do magicznej granicy jednej godziny podczas półmaratonu w Barcelonie. Był drugi z rezultatem 1:00:09. Poprawił rekord Szwajcarii i młodzieżowy rekord Europy (do lat 23). Następnie wziął udział w mistrzostwach świata w półmaratonie, które w marcu odbywały się w Walencji. W silnej stawce zajął ósme miejsce - najlepsze z Europejczyków (1:01:03).
Wpadając na metę, cieszył się jak dziecko, choć przecież nie zdobył medalu. Później wytłumaczył swój gest. - Wiele lat treningów i życia poświęconego lekkoatletyce wreszcie zaczyna się spłacać. To dopiero początek, bo mam apetyt na więcej. Jestem gotowy do ciężkiej pracy, by osiągnąć moje cele - komentował wynik z Walencji.
Kilka miesięcy później przekonaliśmy się, że nie rzucał słów na wiatr. 14 października w Durbanie (RPA) Wanders pobił rekord Europy w biegu na 10 km, pokonując dystans w 27:32. Po ośmiu latach wygumował z tabel wynik słynnego Mo Faraha (27:44). To jednak nie było jego ostatnie słowo. Kolejną bombę "Biały Kenijczyk" odpalił 30 grudnia 2018 r.
W biegu na 10 km w podparyskim Houilles Wanders łatwo uporał się z koalicją zawodników z Afryki. Odpadali po kolei, jeden za drugim. Walczyć próbował jeszcze Berehanu Tsegu z Etiopii, ale i on nie wytrzymał tempa Szwajcara na ostatnich dwóch kilometrach. 22-latek poprawił własny rekord Europy, który wynosi obecnie 27:25. Sporym zaskoczeniem może być fakt, że dokonał tego, startując... bez zegarka. - Moim celem był bieg na pełny gaz. Na ostatnich dwóch kilometrach jeszcze przyspieszyłem, bo usłyszałem, że biegnę na rekord. Nie używałem zegarka, bo to spowalnia rytm - stwierdził Wanders.
"Talent to nic bez ciężkiej pracy" - takie jest motto szwajcarskiego biegacza. Wandersowi łatwiej jest się rozwijać przy wsparciu sponsora. Dostał się do grupy NN Running Team, którą reprezentują wielkie gwiazdy biegów długodystansowych: rekordzista świata w maratonie Eliud Kipchoge, trzykrotny mistrz świata w półmaratonie Geoffrey Kamworor czy trzykrotny mistrz olimpijski na 5000 i 10000 m Kenenisa Bekele.
Z tymi sławami Szwajcar na co dzień nie trenuje. Ma w Iten swoją grupę, która liczy 10-15 zawodników o bardzo zbliżonym poziomie. - W Szwajcarii nigdy nie znalazłbym takiej grupy. Kenijczycy nie boją się ciężkiego treningu, nawet nie myślą o tym, jaki on jest. Dla nich bieganie jest bardzo proste. Myślę, że większość Europejczyków nie trenuje dostatecznie ciężko, za to myśli zbyt dużo o regeneracji i o tempie, którym trzeba biec - zauważył rekordzista Europy na 10 km.
W szczęśliwym związku z Kenijką
Twierdzi, że w Iten znalazł swoje miejsce na ziemi. - Życie w Kenii jest naprawdę tanie, jeśli wynajmujesz mieszkanie. Jedyna droga rzecz to bilet lotniczy - mówił. Do tego stopnia identyfikuje się z afrykańskim krajem, że zdarzało mu się startować w koszulce reprezentacji Kenii.
Najbardziej ceni sobie to, że w Iten może w pełni skupić się na swoich celach. - Gdy kończę trening, odpoczywam, jem i idę spać. Takie życie mi się podoba. Czuję się tu naprawdę szczęśliwy. Mam nawet dziewczynę w Kenii - mówi Wanders. Na jego koncie na Instagramie zobaczyć można wiele zdjęć z Joan Kolly. "Z tą dziewczyną wszystko jest łatwiejsze" - to podpis przy jednej z fotografii.
Eksperci i kibice zastanawiają się, czy w przyszłości "Biały Kenijczyk" zagrozi biegaczom z Afryki także w maratonie. Julien daje sobie jeszcze kilka lat, by przygotować się do debiutu na królewskim dystansie. Myśli długofalowo. Niedawno podkreślił, że "za 5-10 lat chce być topowym lekkoatletą świata".
Obecnie Wanders przygotowuje się do startu w półmaratonie Ras Al Khaimah w Zjednoczonych Emiratach Arabskich (8 lutego). Na tej trasie co roku padają znakomite rezultaty. Kto wie, czy Szwajcar nie pokusi się o poprawienie kolejnego rekordu Mo Faraha - tym razem na dystansie 21,097 km (59:32).