Najszybszy biały maratończyk. Pobił rekord i rozpętała się burza

Getty Images / Andy Lyons / Na zdjęciu: Sondre Nordstad Moen podczas MŚ w Londynie
Getty Images / Andy Lyons / Na zdjęciu: Sondre Nordstad Moen podczas MŚ w Londynie

- To szok. Wynik, który nie mieści się w głowie - mówi Henryk Szost, najlepszy polski maratończyk, o nowym rekordzie Europy ustanowionym przez Sondre Nordstada Moena. Norweg zanotował w ciągu kilku miesięcy gigantyczny progres, co budzi podejrzenia.

W tym artykule dowiesz się o:

3 grudnia w Fukuoce odbył się jeden z najbardziej prestiżowych maratonów w Japonii. Bieg miał bardzo silną obsadę, do faworytów należeli m.in. mistrz olimpijski z Londynu i mistrz świata z Moskwy Stephen Kiprotich (Uganda) oraz wicemistrz świata w półmaratonie Bedan Karoki (Kenia). Niespodziewanie pogodził ich... 26-letni Sondre Nordstad Moen z Norwegii, o którym niedawno mało kto słyszał.

Szok i niedowierzanie

Do 30. kilometra tempo nadawali pacemakerzy. Po ich zejściu z trasy na czele pozostała pięcioosobowa grupa. Mocno ruszył Karoki, ale się przeliczył. Norweg nie tylko wytrzymał atak faworyta, ale po 36. kilometrze... sensacyjnie oderwał się od przeżywającego spore problemy Kenijczyka. Samotnie wpadł na stadion i zwyciężył z fenomenalnym wynikiem 2:05:48. Drugi na mecie Kiprotich stracił aż 82 sekundy. Wszyscy przecierali oczy ze zdumienia.

Po pierwsze, rezultat Moena to nowy rekord Europy. Wcześniej należał on do Kaana Kigena Oezbilen - albo jak kto woli: Mike'a Kipruto Kigena - Kenijczyka z tureckim paszportem (2:06:10). Po drugie, to najlepszy w historii wynik maratoński osiągnięty przez biegacza urodzonego poza Afryką (Ryan Hall z USA pobiegł w 2011 r. w Bostonie 2:04:58, ale rezultaty z tego biegu nie mogą być uznawane za rekordy - powodem jest zbyt duży spadek trasy).

Po trzecie, i to zdumiewa najbardziej, Norweg zanotował w tym roku wręcz kosmiczny progres. W poprzednich latach legitymował się wynikami w maratonie na poziomie 2:12-2:14. W kwietniu 2017 r. ustanowił "życiówkę" w Hanowerze - 2:10:07, bijąc trzydziestoletni rekord Norwegii (Geira Kvernmo z Londynu). Teraz zaś urwał z tego wyniku ponad cztery minuty, co na tak wysokim poziomie jest wręcz niewiarygodne.

Nic więc dziwnego, że po sukcesie Moena podziw miesza się z niedowierzaniem.

"Nie można tego objąć umysłem"

Na "fejsbukowym" profilu Henryka Szosta, najlepszego polskiego maratończyka (z rekordem życiowym 2:07:39), w niedzielny wieczór pojawił się wpis z pytaniem: dokąd zmierza zdrowa rywalizacja sportowa? Po kilku godzinach zniknął.

- Był taki wpis, ale go usunąłem. Generalnie nie ja zawiaduję swoim profilem, nie ja to zamieściłem - tłumaczy w rozmowie z WP SportoweFakty Henryk Szost, który przyznaje jednocześnie, że wynik Moena stanowi dla niego gigantyczne zaskoczenie. - Na pewno jest to szok. To się nie mieści w głowie. Dla mnie nie można tego objąć umysłem. Zawodnik biega 2:10 z haczykiem i nagle przeskakuje o cztery poziomy wyżej, bo tak to należy traktować - jedna minuta w maratonie to jeden poziom - dodaje Szost.

Gdy pytamy go o to, czy można osiągnąć taki progres bez niedozwolonego wspomagania, odpowiada: - Na pewno ten niesamowity przeskok będzie budził kontrowersje. Trzeba wierzyć w to i wierzę, że jest to wynik "pobiegany" z wielkiego talentu tego zawodnika. Nie będę się wypowiadał na tematy związane z różnymi podszeptami, czy jest to wynik "nabiegany" na zdrowiu, czy nie. To nie jest moja sprawa. Na pewno jest to potężny rekord, który pewnie przez długi czas będzie najlepszym rezultatem osiągniętym przez białego zawodnika - kontynuuje Henryk Szost.

ZOBACZ WIDEO: Sektor Gości 75. Henryk Szost przestrzega: Za chwilę europejskie bieganie przestanie istnieć [3/3]

Dotychczas za "wielką nadzieję białych" w maratonie uważany był Galen Rupp, srebrny medalista igrzysk w Londynie na 10000 m, brązowy medalista igrzysk w Rio w maratonie i tegoroczny triumfator maratonu w Chicago. Tyle że jego rekord życiowy wynosi "zaledwie" 2:09:20. Czyli - powołując się na Henryka Szosta - prawie cztery poziomy gorzej od Moena.

Eksplozja pod wodzą Włocha

Moen w tym roku wyskoczył jak królik z kapelusza. Jeszcze nie tak dawno znali go tylko najbardziej zagorzali kibice lekkoatletyki. Wprawdzie w 2011 r. pochodzący z Trondheim zawodnik wywalczył złoto mistrzostw Europy do lat 23 na 10000 m, ale w kolejnych latach praktycznie nie zaistniał na większych imprezach. Powodem była przewlekła kontuzja stopy, która uniemożliwiała mu osiągnięcie wysokiej formy. Moen wystartował na igrzyskach w Rio w maratonie, gdzie zajął 19. miejsce (2:14:17). W tym roku jego kariera - pod wodzą nowego szkoleniowca, słynnego Włocha Renato Canovy - eksplodowała.

Najpierw - we wspomnianym maratonie w Hanowerze - Moen pobił rekord Norwegii na "królewskim dystansie", a w październiku br. dokonał tego samego w półmaratonie. Choć słowo "pobił" nie oddaje w pełni rzeczywistości. Wręcz roztrzaskał 29-letni rezultat Geira Kvernmo (1:02:13), uzyskując w półmaratonie w Walencji niesamowity czas 59:48.

Sondre Nordstad Moen po tamtym występie wiedział, że stać go w Fukuoce na wiele. Ale efekt końcowy był zaskoczeniem także dla niego. - Byłem pewien, że mogę pobiec w okolicach 2:07, być może przy dobrym dniu nawet 2:06, ale nie spodziewałem się 2:05. Pogoda była dobra, pacemakerzy wykonali świetną robotę. Miałem duże zapasy energii w końcówce biegu - tłumaczył nowy rekordzista Europy cytowany przez oficjalną stronę IAAF.

Ogromne wrażenie na wszystkich Norweg zrobił właśnie na ostatnich kilometrach, gdy z łatwością urwał się Karokiemu. Po pokonaniu 30 km w średnim tempie wynoszącym ok. 3 minuty na kilometr przyspieszył do 2:55/km. Nie wytrzymał tego ani żaden biegacz z Afryki, ani mocni - zwłaszcza na własnym terenie - Japończycy. - Jak to się mówi, potężnie ich złoił - uśmiecha się Henryk Szost.

- Wspaniały moment mojego zwycięstwa w maratonie w Fukuoce z nowym rekordem Europy. To jeden z tych nielicznych dni w karierze, gdzie wszystko zagrało perfekcyjnie. Dziękuję wszystkim, którzy wspierają moją podróż do osiągania celów i dają mi możliwość życia marzeniami. To moja pasja - skomentował wygraną na Instagramie 26-letni norweski maratończyk.

Pytania o uczciwość i kontra trenera

Rekord Sondre Nordstada Moena zszokował nie tylko Henryka Szosta. Na popularnych stronach poświęconych bieganiu powstało wiele wątków, w których internauci zastanawiają się nad eksplozją formy zawodnika ze Skandynawii. Na portalu letsrun.com znaleźć można m.in. temat: "Moen wygrał w Fukuoce w 2:05. Jak on to zrobił?".

Niektórzy internauci sugerują, że bez dopingu to niemożliwe. "Szczerze, to naprawdę wygląda podejrzanie. Przecz cztery lata biegał półmaratony powyżej 1 godziny i 2 minut. Trenuje z Canovą w Kenii przez rok i bum - czas 59 minut. W maratonie w rok zszedł z 2:12 do 2:05? Nie mówię, że nie jest utalentowany. Mówię, że jego progresja w tym roku jest obłędna. Szczerze, to niewiarygodne" - pisze jeden z internautów. "Czy ktoś wie jak wiele razy był badany poza zawodami w tym roku?" - pyta inny. Pojawiają się także sugestie o stosowaniu EPO.

Niespodziewanie do dyskusji wtrącił się sam Canova, który zamieścił na portalu letsrun.com obszerny wpis. Tych, którzy sugerowali doping, nazwał idiotami. - Oczywiście teraz znajdą się jacyś sceptyczni idioci, którzy patrzą na doping jako główną przyczynę poprawy Moena. Kto zna go dobrze - i moje jasne stanowisko w tej sprawie - ten wie, że on nigdy nie używał żadnych środków, bo to jest przeciwko naszym zasadom - grzmiał włoski szkoleniowiec, który prowadził wielu znakomitych biegaczy m.in. Saifa Saaeeda Shaheena, Wilsona Kipropa, Florence Kiplagat, Abela Kirui, Geoffreya Kirui czy Kenenisę Bekele.

Oto sekret sukcesu?

Canova starał się wytłumaczyć, jakie są powody gigantycznego postępu Norwega w 2017 r. - Pojawiają się wątpliwości w sprawie, która jest dla mnie normalna, gdy utalentowany sportowiec ma ciągłą motywację, ciężki i prawidłowy trening, żyje (jak Kenijczyk) przez większą część roku na dużej wysokości - pisał szkoleniowiec rekordzisty Europy, zapewniając jednocześnie, że wkrótce upubliczni plan treningowy swojego podopiecznego.

Norweg zaliczył w tym roku 223 dni treningu wysokościowego - głównie w Kenii, ale także we Włoszech (Sestriere). Canova podkreślił, że w tym czasie biegacz żył niemal w całkowitym odosobnieniu. Skupiał się tylko na bieganiu, jedzeniu i odpoczynku.

- Mam nadzieję, że ten wynik - zamiast łączyć go z dopingiem - skłoni ludzi do myślenia, że ograniczenia, które mamy w głowie, a które dotyczą osiągania wyników czystymi metodami, nie są realne - dodał włoski trener, zwracając się na koniec z apelem do biegaczy. - Oczyśćcie swoje umysły, zacznijcie wierzyć w siebie i wejdźcie w ciężki, czysty trening, jeśli jesteście naprawdę zainteresowani poprawą swoich wyników.

Henryk Szost zauważa, że treningi Europejczyków w Kenii to powszechna praktyka. - Też tam byłem, choć nie przez tak długi okres. Robi tak wielu zawodników, m.in. Brytyjczycy, więc nie jest to coś niezwykłego. Być może akurat na Norwega treningi w tamtych warunkach, z miejscowymi biegaczami, tak niesamowicie zabodźcowały, że osiągnął ten rezultat - zastanawia się Szost.

Jak fiat ścigający się z ferrari

Całkiem możliwe, że Polak i Norweg za kilka miesięcy sprawdzą się w bezpośredniej rywalizacji. Sondre Nordstad Moen w przyszłym roku ma wystartować tylko w jednym maratonie, prawdopodobnie na mistrzostwach Europy w Berlinie. Kwalifikację na te zawody ma już także Henryk Szost.
 
Polak twierdzi, że Moen stał się zdecydowanym faworytem ME. - W tym roku tylko dwóch Europejczyków złamało barierę 2:10, w biegu we Frankfurcie (Brytyjczyk Dewi Griffiths i Niemiec Arne Gabius; Szost uzyskał w nim wynik 2:10:09 - przyp. red.). Jeśli Norweg będzie w takiej formie, powinien zdeklasować wszystkich. Można to porównać do sytuacji, w której ktoś jadący fiatem miałby się ścigać z ferrari - kończy rozmowę z WP SportoweFakty rekordzista Polski w maratonie.

Henryka Szosta przed mistrzostwami Europy w Berlinie zobaczymy w jednym z wiosennych maratonów, prawdopodobnie w Rotterdamie. Będzie w nim chciał osiągnąć wynik poniżej 2:10.

Źródło artykułu: