W marcu Grzegorz Galica obchodzić będzie 18. urodziny, a już ma na swoim koncie worek medali. Podczas Mistrzostw Europy Juniorów w niemieckim Altenbergu trzykrotnie usłyszał Mazurka Dąbrowskiego. Wygrał w biegach indywidualnym i masowym, a do tego wraz z kolegą i koleżankami z kadry wywalczył złoto w sztafecie mieszanej.
- Totalnie się tego nie spodziewałem. Wiedziałem, że jadę walczyć o czołowe miejsca, ale nie sądziłem, że jadę po jakikolwiek medal - mówił po zawodach Galica. - Na pewno nie było łatwo. Dałem z siebie wszystko i na strzelnicy i na trasie, ale nie było tak, żebym "umierał" - dodał.
- Nie powiedziałbym, że jestem w najwyższej formie. Myślę, że ta forma dopiero przyjdzie. W trakcie startu w Jakuszycach byłem lekko po chorobie. Była na pewno wyższa dyspozycja, ale to nie wszystko, na co mnie stać - ocenił.
ZOBACZ WIDEO: Fatalny wynik Polaków. "Mamy tyle medali, na ile jest potencjał"
Wielki talent
Po sukcesach Galicy zaczęły o nim pisać największe sportowe media w kraju. Tak duże sukcesy sprawiły, że jest o nim głośno i już wróży się mu wielką karierę. On sam jednak ze spokojem podchodzi do swojej sportowej przyszłości.
Z miejsca pojawiły się komentarze, że młody Polak powinien szybko zadebiutować w Pucharze Świata. On jednak widzi inną ścieżkę swojego rozwoju.
- Uważam, że wolę się rozwijać krok po kroku. Jeszcze jestem juniorem młodszym, a już w juniorach odnoszę sukcesy. Wolałbym tam walczyć z rówieśnikami, ale gdyby nadarzyła się okazja wyjechać na pojedynczy Puchar Świata, to z chęcią bym skorzystał, by porównać się z najlepszymi na świecie. Ale tak żeby cały trymestr, czy parę startów pod rząd, to bym nie chciał. Wolę łapać doświadczenie walki w czubie swojej kategorii niż walka o 60. czy 70. miejsce w Pucharze Świata - stwierdził Galica.
Do biathlonu trafił przez przypadek
Mistrzostwa Europy Juniorów były jednak tylko rozgrzewką przed światowym czempionatem w tej kategorii. W swojej grupie wiekowej - juniorów młodszych - będzie jednym z faworytów.
- Najważniejsze dla mnie będą mistrzostwa świata juniorów. Te wyniki z MEJ są lepszymi niż mogę osiągnąć na MŚ juniorów młodszych. Nie chcę sobie zakładać żadnych celów. Chcę robić swoją pracę, bo wiem, że łatwo się spalić zakładając jakieś miejsca - stwierdził.
Jak sam przyznał, do biathlonu trafił przez przypadek. - Nigdy nie było mi po drodze do tego sportu. Zaczynałem w szkółce ogólnorozwojowej w Zakopanem. To mnie wprowadziło w sport, ale tam bardziej były zajęcia na nartach zjazdowych i pływałem dużo. Potem poszedłem do szkoły sportowej i tam też był ogólnorozwojowy program, gdzie pokazano mi biegówki. Z jednym kolegą się zgadałem, by przyjść na biathlon. Z ciekawości poszedłem z mamą i złapałem zajawkę. Bardzo mi się to spodobało. W szkole sportowej wybrałem biathlon. Cały czas było to dla zabawy i doszedłem tak wysoko - wyznał.
Jego rodzina ma tradycję w TOPR, gdzie pracował jego dziadek czy wujek. Z kolei rodzice prowadzą warsztat. W rodzinie była jednak pasja do górskich wędrówek. On zdecydował się na profesjonalne uprawianie sportu.
Galica stawia przed sobą wielkie cele, choć do tego też podchodzi ze spokojem i chce realizować wszystko krok po kroku.
- Marzenie to oczywiście zostać mistrzem olimpijskim czy świata. Takie najbardziej realistyczne, to po prostu rozwijać się do wieku seniora i próbować walczyć w Pucharze Świata na jak najwyższym poziomie. Jak będę w stanie to osiągnąć, to będzie można zacząć marzyć o medalach imprez mistrzowskich - stwierdził.
Norwegowie wzorem
Wzorem dla niego są reprezentanci Norwegii, z którymi miał okazję spotkać się w Passo di Lavaze. Przebywał wtedy na wakacjach nad jeziorem Garda. Do swoich idoli przejechał rowerem ponad 100 kilometrów.
- Miałem okazję poznać się z braćmi Boe, Laegreidem, Christiansenem. To było dla mnie duże przeżycie. Kiedy byłem na wakacjach we Włoszech, to pojechałem do nich na rowerze, bo tam mieli zgrupowanie. Tam udało mi się z nimi trochę porozmawiać. W całej drużynie widzę wzór, bo oni to robią z pasji i traktują to jako zabawę. Nigdy tego nie zapomnę - powiedział.
- To bardzo normalni ludzie. Dlatego to dla mnie takie wielkie przeżycie, bo przejechałem bardzo długą trasę do nich. Byłem bardzo zmęczony, gdy dojechałem do nich pod hotel. Tam czekałem aż ktoś wyjdzie przed hotel, by porozmawiać, zapytać o zdjęcie. Gdy usłyszeli, ile przejechałem, to zaprosili mnie. Dostałem od nich obiad, mogłem z nimi posiedzieć. Poznałem ich z bardzo dobrej strony i zaimponowali mi tym, że ludzie, którymi pragnę być, są tacy przyjemni - zakończył Galica.