Weźmy historię z Urzędem Bezpieczeństwa i prześladowaniem przez komunistyczną tajną policję w latach 40. ubiegłego wieku. Wiemy, że urodzony w 1928 roku Andrzej Zawada został aresztowany przez UB i przebywał w więzieniu w Nowym Targu bądź Rabce. Miało to związek ze sprawą rozpracowywania oddziału Józefa Kurasia "Ognia", działającego na Podhalu.
Zawada siedział w celi zajmowanej w przeszłości przez Włodzimierza Lenina. Z opresji miał go uratować fakt, że był niepełnoletni. Piotr Trybalski, autor książki "Wszechmogący. Człowiek, który wymyślił Himalaje. Biografia Andrzeja Zawady" (ukaże się nakładem Wydawnictwa Literackiego na początku 2021 roku) przekonuje, że ta historia jest mitem.
- Nie sądzę, żeby UB go szykanowało. Podobno był aresztowany, podobno siedział w celi w Rabce, tej od Lenina, podobno dwa tygodnie. Wszystko podobno, bo jedynym źródłem tej informacji był sam Zawada. Nie znalazłem potwierdzenia w materiałach historycznych - powiedział Piotr Trybalski dla WP SportoweFakty. - W 1969 roku zatrzymano mu paszport z powodu tak zwanej "sprawy taterników" (przerzut przez polską granicę wydawanego w Paryżu magazynu "Kultura" - dop. red.) i tyle było tego prześladowania.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skandaliczne zachowanie koszykarza! Potraktował rywala brutalnie
Żyd i rolls-royce
Trybalski przyznaje, że wiele razy musiał zmagać się z krążącymi historiami na temat życia Zawady. Legendarny alpinista i organizator polskich wypraw himalajskich opowiadał w jednej z książek, jak zaczął chodzić po Tatrach w czasie wojny, a pierwszy kontakt z górami miał w wieku 10 lat. Według autora biografii Zawady ta historia również wyglądała inaczej.
- Wiem, że krąży opowieść o bogatym Żydzie z rolls-roycem. Miał on zabrać Andrzeja Zawadę w góry, a on się w tych górach zakochał. To raczej nie jest prawda. Nie sądzę, by matka, która drżała o zdrowie syna i specjalnie - ze względów zdrowotnych - osiadła w Rabce, zezwoliła na taką eskapadę - powiedział Trybalski. Według niego, Zawada do 1950 roku mógł być w Tatrach jedynie w Zakopanem. On, który w 1959 roku zapisał się w historii pierwszym zimowym przejściem z grupą wspinaczy długiej na 75 km Głównej Grani Tatr, dziewięć lat wcześniej nie wiedział, jak wyglądają najwyższe polskie góry.
Trybalski zebrał opowieści dawnych szkolnych kolegów Zawady z czasów nauki w jeleniogórskim liceum Żeromskiego. Wspominali oni wyprawy w Karkonosze, którymi jednak późniejszy alpinista nie był zainteresowany. Jeszcze na początku lat pięćdziesiątych nie wiedział, czy zająć się nauką (studiów nie skończył), lotami szybowcem czy skokami na spadochronie.
Dopiero po 1958 roku, po powrocie z wyprawy geofizycznej na Spitsbergen, zaczął na poważnie traktować wspinaczkę. To był początek drogi, która doprowadziła Andrzeja Zawadę do najsłynniejszego wyczynu w karierze: zorganizowania wyprawy na Mount Everest w 1980 roku. Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki weszli zimą na najwyższą górę świata jako pierwsi w historii.
Ubranie dla wuja Gustawa
Zawada w latach 50. biedował. Jego ojciec był przed wojną dyplomatą, ale zmarł kiedy przyszły wspinacz miał 3 lata. Wtedy rodzina przeniosła się do Rabki, wiodło im się gorzej. Trybalski opowiada o liście matki do syna z 1948 roku, wtedy studenta fizyki na Uniwersytecie Wrocławskim: - Prosi w nim Andrzeja, żeby nie sprzedawał drugiego kompletu odzieży. Chciał tak zrobić, bo planował kupić sobie radio, jednak matka obiecała jego ubranie wujowi Gustawowi.
Zawada przeniósł się do Warszawy jesienią 1949 roku, gdzie zapadł na szkorbut, bo - jak wyjaśnia Trybalski - nie dojadał, a jego codzienność skupiała się na zdobyciu żywności. - To nie było dziecko z bogatego domu, które miało wszystko. Był jednak ogromnie ambitny i był wizjonerem. Zawsze chciał robić rzeczy oryginalne, podkreślał to wielokrotnie. Spotkał odpowiednich ludzi, dzięki którym zaraził się wspinaczką - powiedział Trybalski. - Pierwszy raz w Tatry zabrała go kobieta, Elżbieta Kowalska.
Zawada w 1965 roku dokonał, wraz z zespołem, drugiego przejścia drogi Bonattiego i Gobbiego na Mont Blanc. W 1971 roku poprowadził pierwszą powojenną wyprawę w góry najwyższe. Zdobyli wysoki na 7852 m "dziewiczy" Kunyang Chhish. To był początek polskiej ekspansji w Himalajach i Karakorum. W 1973 roku wraz z Tadeuszem Piotrowskim dokonał pierwszego zimowego wejścia na siedmiotysięcznik (Noszak w Hindukuszu, 7485 m). Rok później jako pierwszy człowiek na świecie - wspólnie z Andrzejem Heinrichem - pokonał zimą granicę 8000 m, kiedy wycofali się blisko szczytu Lhotse (8516 m).
Piotr Trybalski: - Był indywidualistą, ale indywidualne sukcesy planował realizować w sposób grupowy. Jest taka anegdota, że Zawada chciał w relacjach prasowych pomijać nazwiska wspinaczy, którzy weszli na szczyt. Chciał akcentować drużynowy charakter sukcesów himalajskich. Sam był uzależniony od rekordów i mediów.
Dzisiaj moglibyśmy powiedzieć, że był prekursorem wyjścia hermetycznej wspinaczki do ludzi. W mediach było go pełno, uwielbiał podkreślać swoją rolę. - Pisało się: "Wywiad z Zawadą", "wyprawa Zawady", a kto wszedł? A weszli Cichy z Wielickim. Można potraktować to jako próżność - powiedział Trybalski. I dodaje, że jego zdaniem Zawada niektóre osoby wokół siebie traktował przedmiotowo. "Wykorzystywał" je na potrzeby wyprawy, wyznaczał im zadania, mówił co mają robić, wyciskał jak cytrynę, a oni się na to godzili. Zarażał ich swoją górską pasją, bo do tego miał wyjątkowe zdolności.
Autor biografii Zawady: - Chciał, żeby alpinizm był komunikowany w mediach tak samo jak piłka nożna. Wiedział, że o pieniądze będzie łatwiej, kiedy będzie o nim głośno. Dziś nazwalibyśmy to marketingiem sportowym, wtedy było to nazywane propagandą. Był wyjątkowym, jakbyśmy powiedzieli kiedyś, gawędziarzem. Reżyser Krzysztof Zanussi, u którego Zawada grywał, powiedział, że himalaista potrafi fenomenalnie budować dramaturgię swoich opowieści.
Kto podpadł - odpadał
W latach 60. i 70. wspinaczkowa droga Zawady prowadziła ku zimowej wyprawie na Mount Everest. Nie jest też prawdą, jak przekonuje Trybalski, że po 1980 roku nagle wszyscy się obudzili i chcieli wchodzić na Himalaje zimą, skoro Polacy dali radę. Nie tylko bowiem nasi wspinacze szykowali się do wejścia na najwyższą górę świata. Próbowały także inne wyprawy, tyle że Zawada i koledzy byli najszybsi. - Miał świetne wyczucie chwili, wiedział który przycisk nacisnąć. Jerzy Kukuczka czy Wanda Rutkiewicz byli indywidualistami i wspinali się dla siebie. Zawada chciał odnieść sukces osobisty, ale na ten sukces pracowali inni - ocenił Trybalski.
Zawada nie był wybitnym wspinaczem, jednak znanym i cenionym w świecie. Swoje sukcesy potrafił odpowiednio sprzedać w mediach. Na wyprawy zabierał ludzi, których potrafili grać w drużynie. Jeśli ktoś mu podpadł - jak Jan Kiełkowski w 1970 roku - był pomijany przy kolejnych wyjazdach.
- Byli tacy, którzy nie lubili Zawady. Jego chaotyczności, brylowania w mediach, zazdrościli mu popularności. To był jednak człowiek, który wymyślił Himalaje na nowo. Jeśli ktoś mówił, że coś w górach jest niemożliwe, to Zawada odpowiadał: trzeba sprawdzić. Jak chociażby opinię Edmunda Hilary'ego (pierwszy zdobywca Mount Everestu w 1953 - dop. red.), który powiedział, że nie da się zimą przeżyć w Himalajach powyżej 7000 m. Zawada wyszedł z założenia, że w górach trzeba robić rzeczy wielkie, nowatorskie, znaleźć nowy pomysł na wspinanie. Dlatego zimowy himalaizm stał się "leitmotivem" jego życia - powiedział Piotr Trybalski.
Andrzej Zawada zmarł w 2000 roku na raka. W tym roku ma wejść do kin film "Broad Peak", opowiadający o wydarzeniach z 2013 roku, kiedy po zdobyciu szczytu Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski zmarli podczas zejścia. W rolę Zawady wcielił się Tomasz Sapryk.
CZYTAJ TAKŻE Aleksander Ostrowski zginął 5 lat temu. "Był niesamowicie barwną i wyrazistą postacią"
CZYTAJ TAKŻE "Wchodzę na Everest i mam ciemno przed oczami". 20 lat temu Anna Czerwińska zdobyła najwyższą górę świata
CZYTAJ TAKŻE Alpinizm. Piotr Tomala w roli chirurga. Musiał zszywać Bieleckiego