Komentarze po zakończeniu akcji górskiej na K2. "Decyzja mogła być tylko jedna"

Facebook / Marek Chmielarski / Na zdjęciu: wspinaczka na K2
Facebook / Marek Chmielarski / Na zdjęciu: wspinaczka na K2

Narodowa wyprawa na K2 nie odniesie sukcesu. Krzysztof Wielicki w poniedziałek poinformował o zakończeniu akcji górskiej. Decyzję kierownika wyprawy skomentowali Janusz Majer i Jerzy Natkański.

Polscy alpiniści zamierzali przejść do historii i przeprowadzić pierwsze zimowe wejście na K2. Niestety już wiadomo, że na razie tego nie dokonają. Krzysztof Wielicki w poniedziałek poinformował o zakończeniu akcji. Zadecydowały względy bezpieczeństwa.

W poniedziałek Adam Bielecki i Janusz Gołąb udali się na rekonesans. To, co zobaczyli, przekreśliło marzenia polskiej wyprawy. Krzysztof Wielicki w komunikacie na Facebooku wyliczał przeszkody, m.in.: zasypane liny na drodze do obozu pierwszego, zniszczony namiot w bazie wysuniętej, zagrożenie lawinowe, zaledwie jedno krótkie okno pogodowe (11 marca) i złe prognozy na kolejne dni.

- To, że poręczówki są zasypywane i czasami niszczone są obozy, to rzecz, która bardzo często się zdarza podczas wspinaczki. Nie jest to jakieś niesamowite zaskoczenie. Na pewno jest jakieś zagrożenie lawinowe, które by groziło kolegom. W takiej sytuacji decyzja może być tylko jedna - powiedział na antenie TVN24 Jerzy Natkański z Polskiego Związku Alpinizmu.

Janusz Majer, kierownik komitetu organizacyjnego narodowej wyprawy na K2, przyznał, że nie było szans na zdobycie szczytu do 20 marca (tego dnia kończy się zima). - Mamy okno pogodowe 11 marca, dość krótkie. Ta analiza pokazuje, że nie ma możliwości, żeby choć jeden zespół doszedł do wysokości 7400 m, wrócił do bazy i wykonał kolejne podejście do ataku szczytowego - podkreślił Majer w TVN24.

ZOBACZ WIDEO Małgorzata Sulikowska: Trudno się z tym pogodzić

- Prognozy do tej pory sprawdzały się dość dobrze, więc trzeba w nie wierzyć. Po 11 marca kolejne prognozy długoterminowe pokazują, że wiatr powyżej 7000 m jest bardzo silny do 20 marca - dodał.

Robert Jałocha, reporter TVN24, który przebywa w bazie narodowej wyprawy na K2, opisał, jak doszło do zakończenia akcji. Z jego słów wynika, że zespół spodziewał się takiej decyzji.
 
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że to dla nas zaskoczenie. Widzieliśmy, jak wygląda sytuacja pogodowa na miejscu, już w bazie, na poziomie 5000 m. Te opady śniegu i rozmowy himalaistów na temat tego, co może być wyżej, wskazywały na to, że o bezpiecznym wspinaniu powyżej 7000 m po prostu nie będzie mowy, jeśli tego śniegu spadnie tyle ile w prognozach - opowiadał Jałocha.

Kluczowe było wyjście Gołąba i Bieleckiego. - Bardzo szybko dotarli do bazy wysuniętej ABC, już stamtąd był komunikat bardzo jasny, że liny poręczowe są zasypane, że zniszczony jest namiot, że warunki do wspinania wyżej mogą być niebezpieczne. Krzysztof Wielicki, gdy ogłosił, że jest to koniec wyprawy, zwracał uwagę przede wszystkim na kwestie bezpieczeństwa - dodał reporter TVN24.

Narodowa wyprawa na K2 wyruszyła w Karakorum 29 grudnia 2017 r. W składzie ekipy znalazło się 13 himalaistów: Krzysztof Wielicki (kierownik wyprawy), Janusz Gołąb (kierownik sportowy), Piotr Snopczyński (kierownik bazy), Jarosław Botor (ratownik medyczny), Maciej Bedrejczuk, Adam Bielecki, Marek Chmielarski, Rafał Fronia, Marcin Kaczkan, Artur Małek, Denis Urubko, Piotr Tomala i Dariusz Załuski (filmowiec).

Wyprawę w jej trakcie opuścili: Jarosław Botor (wrócił do kraju ze względów osobistych), Rafał Fronia (po złamaniu ręki podczas podchodzenia do obozu pierwszego) i Denis Urubko. Ten ostatni zdecydował się na samotny atak, utrzymując, że w jego opinii zima kończy się w lutym. Zakończył się on niepowodzeniem. 26 lutego Urubko wrócił do bazy, a następnie opuścił wyprawę.

Źródło artykułu: