We wtorek (25 czerwca) gruchnęła wieść o śmierci młodego sportowca. "YBS News" poinformowało, że Keita Kurakami dotarł na ósmą stację trasy Yoshida po stronie Yamanashi na górze Fuji, gdzie zmarł ze względu na problemy kardiologiczne.
Światowej klasy wspinacz doskonale zdawał sobie sprawę, że miał poważną wadę serca, jednak zignorował diagnozę. Sam 38-latek postanowił odmówić zalecanego leczenia, ponieważ w praktycznie oznaczałoby to koniec jego kariery.
- Pomyślałem, że porzucenie wspinania to coś, czego będę później żałować. Nawet gdybym dożył 70 czy 80 lat bez wspinania, czy byłoby to dla mnie szczęśliwe życie? - wspominał zawodnik, cytowany przez serwis wspinanie.pl.
Kurakami nie wyraził zgody na wszczepienie rozrusznika serca. Zamiast tego, nosił przy sobie AED (automatyczny defibrylator zewnętrzny).
Wspinaniem zajmował się od 2004 roku. To był jego sposób na życie. Skupił się przede wszystkim na wspinaczce tradycyjnej i wielowyciągowej. W 2015 roku razem z Yusuke Sato otworzył uważaną za najtrudniejszą wielowyciągową trasę w Japonii - Senjitsu no Ruri.
Kurakami później dokonał też przejścia słynnego The Walk of Life czy The Nose na El Capitanie. Poprowadził również autorską linię The V 5.14d/15a (9a/9a+) w Chichibu.
Czytaj więcej:
"Był taką perełką". Ujawnili tożsamość Polaka, który zginął w Alpach