W tym artykule dowiesz się o:
Kolejna klapa
Janusz Kołodziej słabiutko spisał się już w rewanżowym meczu półfinałowym z Betard Spartą Wrocław, gdy na torze w Lesznie zgromadził tylko cztery punkty. Przyczyną był kiepski silnik, który po serwisie nie spisywał się tak, jak należy. Po spotkaniu w Gorzowie trudno ocenić, czy Kołodziej zażegnał problem z jednostką napędową, bo na dobrą sprawę w Gorzowie pojechał tylko jeden bieg.
Bezużyteczna próba Uczestnik przyszłorocznego Grand Prix przed pierwszym pojedynkiem finałowym PGE Ekstraligi wystąpił w próbie toru, jednak wyciągnięte po niej wnioski poszły w diabli. W swoim pierwszym starcie wjechał w taśmę, w drugim spowodował upadek swój i Huberta Czerniawskiego, zaś w trzecim wyjeździe dojechał do mety daleko za resztą stawki. Po nim zaczął się pakować do domu.
Angielska dwójka
Taśma, wykluczenie, zero, a więc (t,w,0). Skojarzenie? "Two", co w języku angielskim oznacza "dwa". Właśnie na taką ocenę i to sporo zawyżając notę, zasłużył Kołodziej za swój występ w Gorzowie. Powiedzieć, że pojechał słabo, to jak nic nie powiedzieć.
Na torze dwójki nie było
Na wykluczenie i "zero" w wykonaniu Kołodzieja Piotr Baron nie mógł nic poradzić. Menedżer Fogo Unii Leszno zmienił jednak reprezentanta Polski po jego taśmie i trzecim starcie, wypuszczając w miejsce Kołodzieja Dominika Kuberę. Ten, jadąc jako rezerwa, zdobył jeden punkt i to na koledze z drużyny. To wszystko sprawiło, że Byki przegrały pierwsze spotkanie finałowe z Cash Broker Stalą Gorzów 44:46.
Ma o czym myśleć
Podczas telewizyjnej rozmowy Kołodziej rozkładał ręce i nie wiedział, co nie zagrało w Gorzowie. Mówił, że być może za bardzo nakręcił się na to spotkanie, przez co spalił się mentalnie. Wniosek? Przed rewanżem, zamiast treningów i myślenia o żużlu, Kołodziej powinien całkowicie odciąć się od pracy. Grill i czas spędzony z rodziną na pewno nie zaszkodzi, a może tylko pomóc. Fogo Unia w walce o mistrzostwo Polski będzie potrzebowała jego punktów.