W tym artykule dowiesz się o:
Gdzie dwóch się bije, tam trzeci wypada
Po nieudanym występie reprezentacji w 2006 roku (porażka w barażu w Reading), przed kolejnym sezonem podjęto decyzję o powierzeniu losów kadry Markowi Cieślakowi. Nowy trener miał sprawić, że Polacy odzyskają pewność siebie i powrócą do walki o medale. Na dodatek finał zaplanowano w Lesznie, gdzie miał się odbyć przedsmak turniejów Grand Prix, następnie organizowanych w latach 2008-2012.
Obok pewnych powołania Tomasza Golloba, Jarosława Hampela, Grzegorza Walaska i Krzysztofa Kasprzaka do kadry powrócił po krótkiej przerwie Rune Holta. Nominację otrzymał również mający udany sezon ligowy Damian Baliński, który dodatkowo byłby ukłonem w stronę kibiców w Lesznie. Wychowanek Unii w półfinale w Vojens pełnił jednak rolę rezerwowego, który w ówczesnej edycji DPŚ mógłby zastąpić kolegę tylko pod warunkiem kontuzji. W Danii zawiedli o dziwo Gollob z Hampelem i wyraźna porażka z gospodarzami skierowała Polaków do barażu.
W nim Baliński udanie zastąpił Holtę, zdobywając 10 punktów. Wydawało się więc, że Cieślak przed finałem nie dokona żadnych zmian, ale ostatecznie przywrócił do podstawowego składu Norwega z polskim paszportem, kosztem "Bally'ego". Ostatecznie leszczynianin i tak pojawił się na torze, zastępując od trzeciej serii bardzo słabego Walaska, który "nagle stał się niezdolny do jazdy". Baliński dołożył bezcenne 4 punkty i Polska finał wygrała po tym jak Gollob pokonał w ostatnim biegu Hansa Andersena. O kulisach decyzji trener wspominał obrazowo w autobiografii wydanej wiosną tego roku. Przyznał w niej, że wybór Holty konsultował z Gollobem, a manewrem z "kontuzją" Walaska wykorzystał regulaminową lukę.
Kolejny rozdział bitwy polsko-duńskiej miał miejsce już po roku w Vojens. A trenera czekały kolejne niełatwe decyzje dotyczące powołań.
Słodko-gorzki smak zmiany
Polacy rozochoceni triumfem na polskiej ziemi, w 2008 roku ponownie musieli przejść wyboistą drogę, by móc znaleźć się w decydującej rozgrywce. W półfinale w Lesznie ulegli Australii dopiero po dodatkowym biegu, w którym fruwający Leigh Adams pokonał Hampela. Polacy musieli więc wybrać się na baraż, który odbywał się w Vojens. Pod obstrzałem znalazł się tym razem Wiesław Jaguś, który w turnieju półfinałowym odstawał od pozostałych zawodników i zdobył tylko 6 punktów.
Ostatecznie trener Cieślak zdecydował się jednak zrezygnować z Kasprzaka, który w Lesznie wywalczył 4 "oczka" więcej od wychowanka Apatora. Zastąpił go pozostający w odwodzie Walasek i w barażu był on najskuteczniejszym zawodnikiem z dorobkiem 12 punktów. Udany start zanotował także Jaguś, który wywalczył punkt mniej. Cieślak decyzję o pozostawieniu w składzie ulubieńca toruńskich kibiców mógł argumentować przekonaniem, że poradzi on sobie na krótkim torze w Danii, w którym istotnym elementem jest dobry moment startowy i skuteczna jazda przy krawężniku.
W finale Walasek drugi rok z rzędu nie udźwignął presji, będąc obok Holty najsłabszym ogniwem w zespole. Biało-Czerwoni do końca liczyli się jednak w walce o złoto, m.in. dzięki bardzo dobrej postawie Jagusia, który wywalczył 12 punktów. Torunianin nie miał problemów z ciężkimi warunkami torowymi i udowodnił, że decyzja o pozostawieniu go w składzie okazała się słuszna. Połowicznie wyszedł natomiast trenerowi manewr z wyborem Walaska. Po udanym występie w barażu, w finale wywalczył tylko 4 punkty.
W kolejnych latach czynnikiem, który determinował wybory Cieślaka były niestety również kontuzje tych, wokół których miała być budowana reprezentacja.
Cieślak uderzył się w pierś: "to powołanie było błędem"
Po mistrzowskim hat-tricku w latach 2009-2011, przed kolejną edycją DPŚ zmianie uległ regulamin. Składy drużyn tym razem miały składać się z czterech zawodników, co potencjalnie miało wyrównać szanse i sprawić, by mająca wielu wysokiej klasy zawodników Polska raz po raz nie dominowała w mistrzostwach. Tym razem jednak największym problemem Cieślaka były kontuzje. Wykluczyły one z udziału Hampela i prezentującego wysoką formę w lidze Janusza Kołodzieja.
Do łask powrócił tym samym Walasek, dla którego był to powrót do kadry od czasu nieudanego finału w Vojens. Wychowanek klubu z Zielonej Góry korzystnie prezentował się w barwach rzeszowskiej Marmy i - jak przyznał później trener Cieślak - miał wykorzystać znajomość toru w Bydgoszczy, gdzie odbywał się półfinał. Popularny "Greg" zawiódł jednak na całej linii, zdobywając tylko 2 punkty i przegrywając w jednym z wyścigów nawet z dawno niewidzianym w Europie Billy'm Hamillem, który start w Bydgoszczy traktował czysto hobbystycznie. Trener kadry po czasie przyznał, że danie szansy Walaskowi było błędem.
Polska przegrała z Rosją i chcąc mieć szansę na obronę pucharu im. Ove Fundina musiała zwyciężyć w barażu w Malilli. Oczywista wydawała się wymiana Walaska na innego zawodnika. Wybór padł na Krzysztofa Buczkowskiego, dla którego miał to być absolutny debiut w reprezentacji seniorów. Pojawiło się wiele obaw czy grudziądzanin da sobie radę. Okazało się, że "Buczek" spisał się znakomicie i obok Golloba był najjaśniejszą postacią w kadrze. Wysokie aspiracje potwierdzili jednak wzmocnieni Nickim Pedersenem Duńczycy i to oni zdobyli bilety na finał, który następnie wygrali.
Jak się wkrótce okazało, turniej w Szwecji był ostatnim w reprezentacji dla jej legendy, kapitana i wielokrotnie doradcy Marka Cieślaka.
Koniec ery Tomasza Golloba
Przez wiele lat trudno było wyobrazić sobie kadrę Polski bez Tomasza Golloba. Nie byłoby wszystkich sukcesów, gdyby nie najskuteczniejszy zawodnik w historii DPŚ, wielokrotnie w nadzwyczajny sposób, prowadzącego narodowy zespół na żużlowy Olimp. Z początku nic nie wskazywało na to, że powołany do kadry na półfinał w Częstochowie w 2013 roku bydgoszczanin więcej z orłem na piersi nie wystartuje. Trener Cieślak zdecydował się jednak podjąć decyzję, która wielu mogła zaskoczyć.
Półfinał pod Jasną Górą nie odbył się w zaplanowanym terminie (odbył się dzień później), po tym jak szyki pokrzyżowała organizatorom kapryśna aura. I to właśnie pogoda miała być czynnikiem decydującym o tym, że Golloba ostatecznie zabrakło w drużynie. Zastąpił go debiutant Patryk Dudek, który dołożył cegiełkę do wygranej w Częstochowie i sześć dni później w finale w Pradze. Tym samym Polska po raz pierwszy triumfowała w DPŚ bez udziału jej wieloletniego lidera i kapitana.
Rąbka tajemnicy odnośnie rezygnacji z Golloba uchylił sam opiekun kadry we wspomnianej już autobiografii. Tor w Częstochowie po obfitych opadach miałby sprawić problemy 42-latkowi, odczuwającego na dodatek skutki upadku, którego doznał wcześniej na torze motocrossowym. Wstępnie Gollob był przymierzany do startu w ewentualnym finale, ale sam zawodnik zdecydował o wycofaniu się i opuścił zgrupowanie. Ci, którzy wywalczyli awans pojechali, więc także w Czechach.
Fakt, że nieuchronnie zbliża się zmiana pokoleniowa potwierdziły kolejne lata, w których coraz rzadziej polskich barw bronili zawodnicy z tzw. "starej gwardii".
Najmłodsi w historii zdali egzamin
W 2013 roku po raz pierwszy polska husaria radziła sobie bez Golloba, a jego obowiązki ze znakomitym skutkiem przejął Jarosław Hampel, który w ostatnim biegu zapewnił Polakom szósty w historii triumf. W roku 2015 polska drużyna musiała zmierzyć się natomiast z brakiem "Małego". Już w pierwszym biegu w półfinale w Gnieźnie doznał paskudnej kontuzji, skomplikowanie łamiąc udo. O tym jaki dramat spotkał Polaka świadczy fakt, że Hampel do dziś nie powrócił do rywalizacji.
Ułomność przepisów sprawiła, że w pierwszej stolicy podopieczni Cieślaka musieli walczyć z rywalami w trójkę. Pomimo usilnych starań Polaków, turniej minimalnie wygrali Szwedzi. W barażu w Vojens Hampela zastąpił Buczkowski i Biało-Czerwoni - choć nie bez kłopotów - zdołali wywalczyć przepustkę do finału. W nim po szalenie wyrównanych zawodach zajęli trzecie miejsce i do bogatej kolekcji medalowej w DPŚ dołożyli pierwszy brąz.
Po kontuzji Hampela trener polskiej ekipy do walki o medale wystawił, więc jeden z najmłodszych składów w historii (średnia wieku 23,8). Poza najstarszym Buczkowskim (29 lat), w Vojens wystąpili Maciej Janowski (23 lata), Przemysław Pawlicki (23 lata) i Bartosz Zmarzlik (20 lat). A drużyna byłaby jeszcze młodsza, bowiem duże szanse na powołanie miał Piotr Pawlicki (nieukończone 21 lat), który jednak na krótko przed startem DPŚ również doznał kontuzji. Cieślak zdecydował się na zmianę pokoleniową i nie skorzystał z usług Janusza Kołodzieja czy też Piotra Protasiewicza.
Jeszcze młodszy zespół wystąpił po roku, choć jak się okazało średnia wieku przed finałem zostanie podwyższona, po tym jak trener - jak sam przyznał - podjął jedną z najtrudniejszych decyzji w zawodowej karierze.
"Jedna z trudniejszych decyzji w mojej karierze trenerskiej"
Zawodnicy, którzy znaleźli uznanie w oczach Marka Cieślaka na turniej półfinałowy w obecnym sezonie byli jeszcze młodsi, aniżeli byli w poprzedniej edycji. Obok Janowskiego i Zmarzlika, do drużyny powrócił Dudek i wreszcie szansę do debiutu otrzymał młodszy z braci Pawlickich. Funkcję rezerwowego, która powróciła w tym roku, z góry wiadomo było że musi pełni młodzieżowiec. Doceniony został więc mający udany rok Krystian Pieszczek. Reprezentacja Polski przystąpiła do rywalizacji w Danii, licząc sobie średnio 21,8 lat, bijąc rekordowy wynik z finału w Poole z 2004 roku (22,8).
Na torze w Vojens, Polacy pokonali gospodarzy, a także Rosjan i Czechów, wywalczając awans do finału w Manchesterze, który odbędzie się w najbliższą sobotę. Maciej Janowski w pięciu startach wywalczył 7 punktów, co było najsłabszym wynikiem spośród całej czwórki. "Magic" nie wygrał indywidualnie ani jednego biegu, przydarzył mu się uślizg, skutkujący wykluczeniem. Nie imponował szybkością, z trudem przychodziło mu wywalczanie lepszych pozycji.
Głosy o ewentualnych zmianach pojawiły się od razu po zakończeniu zmagań w Danii. Jak poinformowaliśmy w niedzielny wieczór, wrocławianin przekazał oficjalną wiadomość o tym, że nie wystąpi w finale. W poniedziałek rano trener Cieślak poinformował opinię publiczną, że zawodnikiem, który zajmie miejsce dotychczasowego kapitana będzie 32-letni Krzysztof Kasprzak. Zawodnik gorzowskiej Stali ma w swoim dorobku cztery złote medale, co dosadnie potwierdza jego bagaż doświadczeń. Ponadto nieobce są mu brytyjskie warunki, z którymi będą musieli zmierzyć się w Manchesterze polscy reprezentanci.
Poważnym kandydatem do zastąpienia Janowskiego był również Protasiewicz. Decyzja była więc podwójnie trudna do podjęcia i jak przyznał sam trener jedna z najtrudniejszych w karierze. Czy tym razem Marek Cieślak znów wykaże się trenerskim nosem? Czy poprowadzi Polskę do kolejnego tytułu? Odpowiedź już w sobotę.