W tym artykule dowiesz się o:
We wszelakich dyscyplinach sportu na przestrzeni lat mieliśmy do czynienia z dominatorami. Real Madryt, Michael Schumacher, reprezentacja Hiszpanii, Novak Djoković czy z naszego podwórka - Justyna Kowalczyk oraz Adam Małysz to pierwsze z brzegu, najpopularniejsze przykłady. Jest ich jednak dużo więcej i dotyczą rywalizacji zarówno drużynowej, jak i indywidualnej.
Nie inaczej jest w żużlu, gdzie choćby w indywidualnych mistrzostwach świata hegemonami swego czasu byli Ivan Mauger, Ove Fundin, Hans Nielsen, Erik Gundersen czy Tony Rickardsson. W Polsce z kolei, szczególnie w latach 90., dominatorem można było określić Tomasza Golloba, który na żużlowym piedestale stał o jeden stopień wyżej, niż inni nasi reprezentanci.
Co jednak z rozgrywkami ligowymi? Od wielu sezonów nie było u nas klubu, który na lata zdominowałby rywalizację o Drużynowe Mistrzostwo Polski. Co prawda w ostatnich dwudziestu sezonach można było wyróżnić ekipy, które w krótkim okresie zdobyły worek medali i pełną półkę pucharów, ale wiele im brakuje do hegemonów, z jakimi starsi kibice mieli do czynienia w latach 50. 60. i 70.
Wpływ na to ma wiele czynników. Podzielenie rozgrywek i wprowadzenie fazy play-off czy ograniczenia finansowe samych klubów spowodowały, że trudno jest dziś zbudować drużynę, która choć przez dwa czy trzy lata z rzędu broniłaby wywalczonego tytułu. Ostatnim zespołem, który obronił mistrzostwo Polski, była Unia Tarnów (2005).
Postanowiliśmy przejrzeć karty historii polskiego speedwaya i przedstawić polskich hegemonów rozgrywek ligowych, zarówno tych sprzed lat, jak i przedstawicieli dzisiejszego żużla oraz nowoczesnego pojęcia dominacji.
Unia Leszno, 1949 - 1954
Klub z Wielkopolski został założony jeszcze w latach 30., więc gdy w 1948 roku wystartowały rozgrywki o Drużynowe Mistrzostwo Polski, ówczesna drużyna LKM-u została jednym z pierwszych klubów, które rywalizowały o tytuł. W pierwszym sezonie leszczynianie ulegli PKM-owi Warszawa ledwie o kilka małych punktów. Później jednak rozpoczęła się kilkuletnia hegemonia - w pełnym tego słowa znaczeniu - Byków. Drużyna z Leszna, wtedy już występująca pod szyldem LKM Unia, zdominowała w 1949 roku rozgrywki, w cuglach wygrywając wszystkie cztery rundy. Legenda leszczyńskiego zespołu, Alfred Smoczyk, nie przegrał wówczas ani jednego wyścigu! Równie udanie poczynał sobie Józef Olejniczak, a dobrym wsparciem byli Henryk Woźniak i Wacław Andrzejewski.
Liga się powiększała, zasady z roku na rok ulegały zmianom, w meczowych składach pojawiało się więcej zawodników, ale leszczynianie wciąż nie schodzili z tronu. Po tragicznej śmierci Alfreda Smoczyka, przez wiele kolejnych lat liderem drużyny był Olejniczak, ale ważne punkty zdobywał też Stanisław Glapiak. Co ciekawe, w sezonach 1952 i 1953, gdy w życie wchodził system przypominający dzisiejsze play-offy, Unia w rundzie zasadniczej zajmowała odpowiednio drugie i trzecie miejsce. Ostatecznie jednak pod koniec sezonu i tak była najlepsza. Dominacja Byków trwała do 1954 roku. Po zdobyciu sześciu tytułów z rzędu Unia zajęła piąte (1955), a następnie siódme, przedostatnie miejsce w tabeli (1956) i została zdegradowana do niższej ligi.
Warto nadmienić, ze po wielu sezonach tułaczki między dwoma klasami, w latach 70. Byki znów umocniły swoją pozycję w elicie i między 1975 a 1989 rokiem tylko dwa razy wypadły poza podium DMP - w 1978 Unia była czwarta, a 1984 zdobyte mistrzostwo zostało Bykom odebrane. W tym okresie leszczynianie powiększyli swój dorobek o kolejnych pięć tytułów, a szczególnie dobre były ostatnie trzy lata, w których Roman Jankowski, Jan Krzystyniak, Zenon Kasprzak i wielu innych zawodników tworzyło niepokonany dream team.
Dziś Unia znów jest na tronie, a działacze Byków doskonale odnajdują się w regułach, jakie dyktuje rynek. Klub z Leszna jest doskonale zarządzany, co roku buduje piekielnie mocny skład i niewykluczone, że właśnie teraz rozpoczyna się kolejna era dominacji najbardziej utytułowanego klubu żużlowego w Polsce.
Górnik/ROW Rybnik , 1956 - 1958 oraz 1962 - 1968
W momencie gdy Unia po paśmie sukcesów żegnała się z 1. ligą, w polskiej elicie doszło do narodzin kolejnego hegemona. Pojawienie się takich zawodników jak Joachim Maj czy Stanisław Tkocz doprowadziło do absolutnej dominacji ekipy z Rybnika na krajowym podwórku. Drużyna występująca pod szyldem Górnik nie schodziła z tronu w latach 1956-58, a w 1957 roku rybniczanie zakończyli sezon z kompletem czternastu zwycięstw! To jednak nie wszystko, co mieli do zaoferowania.
Na początku lat 60. do doświadczonych już Maja i Tkocza dołączyli Andrzej Wyglenda i Antoni Woryna. To zapoczątkowało złotą erę w historii rybnickiego żużla. Rewelacyjny kwartet, właściwie bez większej pomocy innych zawodników w składzie, siedem razy z rzędu zapewnił Górnikowi, a następnie ROW-owi tytuł Drużynowego Mistrza Polski (1962-68). W tym czasie ekipa z Rybnika wystąpiła w 98 meczach i wygrała aż 83! Tylko 13 razy Ślązacy dali się pokonać, a dwukrotnie padał remis. Takiej serii nie miała żadna polska drużyna ani wcześniej, ani później. Trudno się zresztą dziwić, bo zawodnicy ze Śląska byli wtedy na topie. Regularnie reprezentowali kraj w światowym czempionacie i stawali na podium indywidualnych mistrzostw Polski.
Przez kilka kolejnych sezonów ROW wciąż był w czołówce i dorzucił do swojego dorobku kolejne dwa tytuły mistrzowskie, co sprawia, że zajmuje on drugie miejsce - za Unią Leszno - w tej klasyfikacji. Licznik zatrzymał się na złocie z 1972 roku, a liczba medali na srebrze z 1990. Od tego czasu Rekiny tylko przez cztery sezony ścigały się w polskiej elicie, za każdym razem będąc najsłabszą drużyną w tabeli. Teraz ROW znów wraca do czołówki i z pewnością chciałby zadomowić się tam na stałe.
Stal Gorzów, 1973 - 1978
Jednym z klubów, który starał się przerwać hegemonię rybniczan w latach 60. była Stal Gorzów. Żużlowcy z zachodniej Polski aż cztery razy kończyli rywalizację o Drużynowe Mistrzostwo Polski za plecami ROW-u. Udało im się dopiero 1969 roku i był to jednocześnie pierwszy tytuł gorzowian w historii. Najlepsze wciąż jednak było przed nimi.
Przez wiele kolejnych sezonów Stal była jednym z dominatorów rozgrywek. Na przełomie lat 60. i 70. o sile klubu stanowili Edward Jancarz, Edmund Migoś, Jerzy Padewski czy wychowany w Unii Leszno, ale kojarzony ze Stalą Andrzej Pogorzelski. Z czasem jednak nastąpiła zmiana pokoleniowa i do składu zaczęli dochodzić kolejni zawodnicy. Przede wszystkim Bogusław Nowak, Zenon Plech i Jerzy Rembas wespół z Jancarzem pozwolili klubowi z Gorzowa wręcz zdominować lata 70. w polskim żużlu. Zdobyli oni wtedy pięć tytułów, w tym cztery z rzędu (1975-78), a poza tym kilka srebrnych medali. Poza tym, że nie było na nich mocnych w lidze, to właśnie wychowankowie Stali w głównej mierze reprezentowali Polskę w światowym czempionacie.
Ostatni w tym okresie złoty medal DMP gorzowianie zdobyli w 1983 roku. Później wciąż jeździli w elicie, z lepszym lub gorszym skutkiem. Na początku ubiegłego dziesięciolecia przez problemy finansowe Stal zaczęła upadać. Po pięciu latach na zapleczu wróciła jednak do elity, a zwieńczeniem odbudowania było zdobycie w 2014 roku ósmego już tytułu w historii.
Sparta Wrocław, 1993 - 1995
Całe lata 80. klub z Wrocławia spędził na zapleczu elity. Sparta miała szczęście, bo w 1992 roku miało dojść do powiększenia ówczesnej 1. ligi, więc sezon wcześniej z niższej klasy bezpośredni awans otrzymały dwa zespoły, a dwa kolejne ścigały się w barażach. Wrocławianie bez większych problemów rozprawili się z Unią Leszno i wrócili do elity.
Po jednym kiepskim sezonie rozpoczął się złoty okres w historii żużla na Dolnym Śląsku. Dobrą formę zaczął łapać młody i utalentowany Piotr Baron, ściągnięto też Wojciecha Załuskiego i Dariusza Śledzia, ale nade wszystko mocniej eksploatowano znakomitego Duńczyka, Tommy'ego Knudsena. Ci zawodnicy najmocniej przyczynili się do zdobycia dwóch pierwszych tytułów, a trzeci był zasługą jeszcze dwudziestoletniego wtedy Piotra Protasiewicza, który opuścił rodzinną Zieloną Górę i we Wrocławiu na dobre rozwinął skrzydła.
Sprawy szybko zaczęły się komplikować po trzecim z rzędu mistrzostwie. Już dwa lata później wrocławianie żegnali się z elitą, bo udało im się wygrać zaledwie cztery mecze. "Banicja" na zapleczu trwała jednak tylko jeden sezon i od 1999 roku najpierw WTS, a teraz ponownie Sparta bez przerwy ściga się w najlepszej lidze świata.
Polonia Bydgoszcz, 1997 - 2002
Zaraz po erze znakomitej Sparty przyszedł czas na bydgoską Polonię. Przełom millenniów był dla Gryfów znakomitym okresem, w którym powiększyli oni liczbę tytułów DMP z trzech do siedmiu! Wtedy właśnie klub z Kujaw i Pomorza zasilił Piotr Protasiewicz, który wraz z braćmi Gollobami - szczególnie z będącym w niesamowitym gazie Tomaszem - tworzył niepokonane trio. I choć przed sezonem 1999 z klubu na trzy sezony odszedł starszy z rodzeństwa, Jacek, ogromnym wsparciem dla seniorów byli obcokrajowcy, jak Henrik Gustafsson, Ryan Sullivan, Todd Wiltshire czy Mark Loram. Na Polonię nie było mocnych!
Ograniczenie liczby obcokrajowców w meczowym składzie powodowało, że klasowi Polacy byli na wagę złota, więc będący poza konkurencją Gollob i Protasiewicz, zwłaszcza w meczach w Bydgoszczy, zapewniali Polonii wysokie zwycięstwa. Z jednej strony był to cenny atut przy funkcjonującej wtedy fazie play-off, ale z drugiej dał się Gryfom we znaki w 1999 roku. Polonia wygrała wtedy rundę zasadniczą i 12 września pojechała na półfinał do Wrocławia, gdzie pewnie pokonała WTS 50:40. Sześć dni później w finale Złotego Kasku już w swoim pierwszym starcie groźny upadek zanotowali... Gollob oraz Protasiewicz, po którym nie byli zdolni do kontynuowania jazdy. Następnego dnia wrocławianie przyjechali do Bydgoszczy na rewanż, pokonali osłabioną Polonię różnicą szesnastu "oczek" i awansowali do finału. Feralna kolizja najprawdopodobniej pozbawiła bydgoszczan mistrzostwa kraju, a samego Golloba tytułu najlepszego zawodnika globu.
Wszystko zaczęło się komplikować później. Z klubu najpierw odszedł Piotr Protasiewicz, a następnie bracia Gollobowie. Później przez wiele sezonów o sile Polonii stanowił najpierw Andreas Jonsson, a następnie Emil Sajfutdinow. Dziś jednak legendarny klub ściga się na zapleczu elity i wciąż walczy o powrót do świetności.
[tag=858]
Falubaz Zielona Góra[/tag], 2009 - 2013
Po "erze Morawskiego", która w Zielonej Górze zaczęła się w 1991 roku od czwartego tytułu DMP, Myszy długo przechodziły kryzys. Ledwie trzy lata po świętowaniu sukcesu klub z południowej części Ziemi Lubuskiej zajął ostatnie miejsce w lidze i został zdegradowany. Przez ponad dekadę ZKŻ tułał się między elitą, a niższą klasą, bo frycowe, jakie przyszło mu płacić, było zdecydowanie za wysokie.
Stabilizacja przyszła dopiero po awansie wywalczonym w 2006 roku. Dwa lata później Falubaz był już trzecią drużyną w kraju, a w 2009 wrócił na tron. Śmiało można stwierdzić, że zielonogórzanie byli wtedy żużlową potęgą. Do klubu po wielu latach powrócił Piotr Protasiewicz, mocno zadomowił się tam Rafał Dobrucki, a bardziej doświadczeni żużlowcy wspierani byli przez utalentowanych Grzegorza Zengotę oraz Patryka Dudka. Prezes Robert Dowhan starał się budować skład na lata, a przynajmniej silne jego podstawy. Dzięki temu przez kilka kolejnych sezonów Falubaz zdobył jeszcze dwa tytuły DMP i raz stanął na drugim stopniu podium. Ogromna stabilizacja doprowadziła do tego, że na przełomie ubiegłego i obecnego dziesięciolecia nie było drużyny, która mogłaby dorównać zielonogórzanom w liczbie sukcesów.
Ostatnie dwa sezony nie były jednak dla Falubazu już tak udane. Szczególnie ten rok okazał się być bardzo nieprzyjemny, bo właściwie do ostatniej kolejki Myszy musiały walczyć o miejsce w bezpiecznej strefie tabeli. Po sezonie okazało się z kolei, że klub ma sporo długów, ale na szczęście sprawy zakończyły się dla Falubazu pomyślnie.