Żużel. Zmarzlik musi być jak Hamill. Strata taka sama, ale Polak stoi przed trudniejszym wyzwaniem

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Billy Hamill w kasku czerwonym w GP 1995
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Billy Hamill w kasku czerwonym w GP 1995

Artiom Łaguta wypracował sobie pokaźną przewagę nad Bartoszem Zmarzlikiem przed ostatnim turniejem Grand Prix w tym roku. Obrońca tytułu może powtórzyć wyczyn Billy'ego Hamilla sprzed ćwierć wieku, ale inny był wtedy system punktacji.

Inny i dający przede wszystkim większy handicap triumfatorowi pojedynczej rundy. Obecnie przyznawane mu jest 20 punktów, z kolei każdemu kolejnemu finaliście o dwa mniej. O sytuacji z roku, w którym obowiązał system dający wygranemu decydującego wyścigu aż 25"oczek" do klasyfikacji (drugi otrzymywał 20 i kolejni finaliści o dwa mniej), powiemy jednak za chwilę.

Teoretycznie w tamtej formule Bartosz Zmarzlik mógłby wygrać w sobotę, a Artiom Łaguta i tak być w finale (ale koniecznie na ostatnim miejscu) i Polak odrobiłby wtedy całą stratę, zrównując się z Rosjaninem dorobkiem i doprowadzając do biegu dodatkowego. To jednak tylko gdybanie, bo sytuacja dla naszego reprezentanta nie jest tak "sprzyjająca", jak mogłaby być kiedyś.

Jeśli jego konkurent awansuje do finału, sprawa złotego medalu będzie przesądzona właśnie z uwagi na trudność z odrobieniem większej straty, gdy obydwaj jeźdźcy spisują się jednocześnie bardzo dobrze. Ba, Zmarzlik musi po prostu na toruńskiej Motoarenie wygrać i liczyć, że Łaguta uplasuje się na szóstym lub niższym miejscu w GP Polski.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Lewicki, Kubera i Majewski gośćmi Musiała!

W historii zaledwie trzykrotnie dochodziło do zmiany na czele tabeli punktowej w finałowym akcie sezonu. W 1999 Tony Rickardsson nie pokpił sprawy w Vojens i wyprzedził ze sporą nawiązką obolałego Tomasza Golloba, który do Danii przyjeżdżał nie tylko z czterema punktami zapasu, ale przede wszystkim z kontuzją. Szwed wygrał turniej, Polak nie wjechał do półfinału.

W 2003 mały punkcik przewagi nad Nickim Pedersenem miał Jason Crump, co przy ówczesnym systemie i tak było minimalną różnicą. Ponadto zmagania w norweskim Hamar były chaotyczne, bo nie wytrzymywał jednodniowy tor. Nie wytrzymał też Australijczyk i niespodzianka z udziałem wparowującego z futryną do czołówki Duńczyka stała się faktem.

Wróćmy jednak do wspomnianej sytuacji sprzed ćwierć wieku. Billy Hamill do lidera Hansa Nielsena tracił przed finałem sezonu w Vojens tyle samo, ile Zmarzlik do Łaguty teraz. Duńczyk miał jednak kłopoty przed własną publicznością, a jego rywal poczuł krew. Nielsen zajął piątą pozycję i musiał czekać na to, co zrobi Amerykanin. Ten potrzebował jednak do złota zwycięstwa. To mu się udało, choć nie może nie dziękować też swoim dwóm rodakom. Greg Hancock i Sam Ermolenko zajęli się Markiem Loramem, Hamill uciekł i nie dał się dogonić.

Dodajmy jeszcze, że w 2018 Zmarzlik tracił 10 punktów do Taia Woffindena przed ostatnim turniejem w Toruniu. Brytyjczyk jeszcze ten zapas powiększył. W kolejnych dwóch edycjach to Polak miał odpowiednio: 7 i 8 "oczek" przewagi nad wiceliderem. Też nie dawał się złapać. Łaguta z pewnością zamierza w sobotę to powtórzyć i zostać pierwszym w historii speedwaya indywidualnym mistrzem świata z Rosji.

CZYTAJ WIĘCEJ:
Co musi się stać, żeby Zmarzlik został mistrzem? To brzmi jak mission impossible
Rickardsson wraca do żużla w innej roli. Mówi o rozwoju GP i rekordach Zmarzlika

Źródło artykułu: