Dla zawodników ścigających się w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku, Zenon Plech był legendą. - Długo by trzeba mówić, żeby wszystko powiedzieć. To nieprzeciętny zawodnik i nieprzeciętny człowiek, który całe życie poświęcił żużlowi. Zawsze w jego życiu sport był najważniejszą sprawą - zauważył Grzegorz Dzikowski, który całą sportową karierę spędził w Wybrzeżu Gdańsk.
Plech do Wybrzeża Gdańsk dołączył w 1977 roku. Czy był to dla ówczesnych zawodników klubu z Gdańska człowiek z innej planety? - Zdecydowanie tak! Pierwszy raz zobaczyliśmy Zenka, gdy byliśmy na zgrupowaniu w Cetniewie i on tam przyjechał. Później się mówiło, że przyjechał on z innej planety. Zawsze wspominaliśmy to spotkanie i strasznie się z tego śmialiśmy, bo było tam bardzo dużo miejsca na humor - wspomina Dzikowski.
Urodzony w 1953 roku wychowanek klubu z Gdańska wraz z Plechem tworzył Wybrzeże, które było najbliższe złotego medalu DMP. - Tak, było to w 1985 roku. Właśnie wtedy byliśmy najbliżej tytułu, ale feralny mecz w Zielonej Górze, gdy Zenek był po kontuzji i bardzo źle się czuł, przez co nie był nam w stanie pomóc zadecydował. Przegraliśmy tę rywalizację, ale w sporcie tak już bywa. Przez lata startów zawsze czegoś nam brakowało. W tym wypadku Falubaz okazał się lepszy i zdobył tytuł Drużynowego Mistrza Polski - wyjaśnił Grzegorz Dzikowski.
Znajomość byłych zawodników przetrwała też po karierze sportowej. - Oczywiście kontakty były częste, byliśmy przyjaciółmi. Może nie zawsze było na to dużo czasu, ale do samego końca utrzymywaliśmy koleżeńskie stosunki. Bardzo często spotykaliśmy się na kawie i komentowaliśmy wiele rzeczy, a także wspominaliśmy stare czasy. Nasza przyjaźń się nie przerwała, tylko była do samego końca. Bardzo często rozmawialiśmy też przez telefon - podsumował Dzikowski.
Czytaj także:
Udany występ Krzysztofa Kasprzaka
Szombierski chce wrócić do sportu
ZOBACZ WIDEO To nie sprzęt był problemem Kacpra Woryny. Żużlowiec tłumaczy skąd wzięły się jego słabe wyniki