"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
***
Gdybyście zaczęli sprawdzać stopkę niedzielnego meczu Moje Bermudy Stal - Eltrox Włókniarz od góry, jak Pan Bóg przykazał, i na początek zobaczyli, że: 1. Leon Madsen 6+1 (2,2,0,1*,1), 2. Jonas Jeppesen 0 (0,0,-,-,-) i 3. Bartosz Smektała 2+1 (0,1*,1,0), to co byście sobie pomyśleli? Ale tak szczerze, bez ściemniania? Otóż widzielibyście oczyma wyobraźni, jak po spotkaniu w miejscowej loży VIP odpala się cygaro. Albo byście byli przekonani, że walec jakiś przejechał. A tu proszę, jak pięknie wygrał sport. Włókniarz poszedł za ciosem i znów, z czystym sumieniem, możemy wrócić do przedsezonowych prognoz, które w większości zakładały, że miejsca w fazie play-off nie starczy dla Motoru Lublin. Choć to na dziś lider tabeli i tego typu aspiracje ma jak najbardziej, szanse również. A ja trzymam za Koziołki kciuki. Jak i za każdą inną ekipę. Byle wszystko rozstrzygnęło się w pełnych składach i w duchu fair play.
Wszelkie eksperckie proroctwa okazują się tylko odczuciami pod wpływem chwili, bo siła poszczególnych ekip zmienia się na naszych oczach z tygodnia na tydzień. Wspomniany Motor? Rzeczywiście nie ma, teoretycznie, wielkich indywidualności, który mogłyby robić różnicę w szlagierach. Nie ma też, co znamienne, swojego przedstawiciela w elitarnym cyklu globalnych mistrzostw. A jednak to lublinianie, jako jedyni, obnażyli słabości Betard Sparty. Nie udało się częstochowianom, nie udało gorzowianom i leszczynianom, za to udało się lublinianom. Ciekawostka - Mikkel Michelsen do ostatniego meczu (14 oczek) zgłosił silnik FGM, a więc rzekomo jednostkę stworzoną przez Flemminga Graversena (Flemming Graversen Motor). Pytanie, czy skrótu nie należy jednak odczytywać Flemming Giuseppe Marzotto, bo według włoskiego konstruktora jednostka została zwyczajnie skopiowana.
ZOBACZ WIDEO Michelsen nie chce już komentować "afery twitterowej". Mówi o ogromnej frustracji
Stal Gorzów już wczesną wiosną odważnie, pomimo aż trzech dziur w składzie, nazwano dream teamem. A teraz, gdy wystrzelił wreszcie młody Jasiński, winno być jeszcze lepiej. Tyle że jest gorzej. Bo osunęła się nieco ziemia pod czterema seniorskimi filarami. I trwają prace badawcze, by dojść, co było przyczyną. Jednak potencjał drzemie w ekipie spory.
Na nową wersję Jasińskiego zwróciłem uwagę nie podczas wyścigów młodzieżowych czy udanego finału Srebrnego Kasku, lecz we Wrocławiu, gdy przez ponad okrążenie wiózł Macieja Janowskiego i zadziornie próbował się jemu stawiać. Bo przy obecnej formie kapitana WTS-u stawiać mogą mu się tylko najsilniejsi.
Gdy chodzi o Włókniarza, cieszę się, że wrócił do gry, bo nada rozgrywkom kolorków. Dzięki niemu znów mamy pięciu kandydatów do medali, a nie czterech. Spójrzcie, jak przewrotny bywa sport. Po każdym z wcześniejszych spotkań Kacper Woryna chciał się zapaść pod ziemię, za to w Gorzowie wzbił się ponad przeciętność - najpierw na torze, później na ramionach kolegów. Mówią, że na trudnym torze Stali, o ostrych łukach, pasował jego styl jazdy, tzn. zarzucanie motocyklem przy składaniu się w zakręty. Możliwe. Znam jednak takiego, który zarzucał jeszcze gwałtowniej. Nazywał się Krzysztof Jankowski i w latach 90. odnosił drużynowe sukcesy z WTS-em. Raz nawet zarzucił sieci na wielkiego Hansa Nielsena. W 1995 roku prowadził z nim na Olimpijskim przez blisko cztery okrążenia, jednak wyrżnął na ostatnim łuku, łamiąc obojczyk. I zamiast pojechać w kierunku mety, zawrócił w stronę szpitala.
Miśkowiak? Silniki miał mocne zawsze, natomiast ostatnio, w ciepełku, zaczęły na anlasach fruwać.
Tymczasem Betard Sparta pokazuje moc. Choć teraz możemy uznać, że przy ostatnim wahnięciu formy Czugunowa kolejna absencja Woffindena, i kolejna zetzetka, mogłaby już drużynie zaszkodzić i nie okazać się tak skuteczna jak w potyczkach przeciw częstochowianom czy gorzowianom. To prawda, że dwa ostatnie wyścigi zamazały nieco różnicę, jaka dzieliła obie ekipy. Ale też nie była to żadna przepaść. W Lesznie starcie juniorów może się zakończyć wygraną gospodarzy - czas pracuje na ich korzyść - no a przecież w fazie play-off kluczowy jest zawsze dwumecz. Dlatego też karty do końca będą leżały na stole. Choć na dziś, to fakt, nikt nie ma dwójki takich dominatorów jak Łaguta i Janowski z teamu anlasa. By myśleć o ich pokonaniu, trzeba zbudować dwie podobne indywidualności, zdolne do podjęcia rękawicy.
Przypomnę tylko, jak wyglądała zeszłoroczna, króciutka rozmówka obu panów:
Janowski: - To prawda, że będziesz u nas jeździł?
Łaguta : - Prawda.
Janowski: - Zajebiście.
A więc na dziś wrocławianie zdają się wychylać o łeb przed konkurencję. Jednak wyścig zbrojeń trwa. Na Olimpijskim też mają o czym myśleć i co naprawiać. Jak i w Lesznie. Osobiście uważam, że dzisiejszy Pawlicki może nie pomóc drużynie w sięgnięciu po kolejny tytuł. Musi być szybszy, konkurencyjny dla wybitnych. Przy czym, przyznaję, każda taka teoria jest jednak guzik warta, bo przecież nigdy nie wiadomo, kiedy się obudzi jakiś regionalny Woryna. Przecież można też postawić tezę, że przy tak marnych Madsenie, Smektale i Jeppesenie Włókniarz nie miał prawa zdobyć Gorzowa. A zdobył.
No i zwracam uwagę, jak czyste i bezpieczne są ostatnimi czasy potyczki wrocławsko-leszczyńskie. To pojedynki na światowym poziomie, jednak bez karamboli i bez złośliwości. Pełen szacunek. Mam na myśli wydarzenia torowe, bo świńskie baloniki unoszące się nad pustym sektorem kibiców przyjezdnych to nie tyle obraza gości, co buractwo autora. Wolę choćby tego typu akcje, gdy wrocławscy kibice odnajdują i pielęgnują zapuszczone groby byłych klubowych reprezentantów.
Także szanujmy się. Tym bardziej na Stadionie Olimpijskim, który jest przecież na tyle magiczny, że potrafi się zapełniać przy 25-procentowym reżimie sanitarnym.
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Vaculik też już ma ponad 2000 punktów. Mimo aż 14 "literek" Motor jest liderem
- Zarząd Stali Gorzów przez pięć godzin rozmawiał ze sztabem szkoleniowym. Zapadła ważna decyzja