[b][tag=62126]
Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: Co pan sobie myśli, kiedy obserwuje wydarzenia wokół Moje Bermudy Stali Gorzów po powrocie drużyny ze zgrupowanie na Teneryfie?[/b]
Krzysztof Cegielski, wychowanek Stali Gorzów, ekspert: Myślę sobie, że medialnie to nie jest dobry czas dla Stali Gorzów. Pewnie znalazłbym też jakieś błędy, które zostały popełnione. I nie chodzi nawet o to, co stało się na Teneryfie, bo nie podejmują się oceny. Kilku rzeczy po prostu nie rozumiem.
Czego?
Ano tego, że nie akcentuje się tego, co jest najważniejsze w klubie. Kontakt z zawodnikami, ich przygotowania czy finanse - to wszystko zeszło w Gorzowie na dalszy plan. A Stal ma się pod tym względem czym pochwalić. Z moich informacji wynika, że te rzeczy są ułożone naprawdę bardzo dobrze. Klub powinien skierować jak najszybciej narrację na te tory.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Co robić podczas zawieszenia? Patryk Dudek: Rok mija szybko. Ja nadrobiłem szkołę i zdałem maturę
To pana zdaniem klub nie chciał o tym mówić i skierował narrację na wydarzenia z Teneryfy?
Ja naprawdę nie wiem, co tam się działo i nikomu niczego nie zarzucam. Te wnioski musi wyciągnąć sobie każdy sam. Ja tylko uważam, że błędem jest obóz, na którym są zawodnicy i osoby towarzyszące. To tyle, jeśli chodzi o zarzuty do Stali.
A dlaczego sponsorzy z zawodnikami na obozie to błąd?
Tego typu wyjazdy są dla mnie fajne, ale po sezonie, a nie teraz, kiedy jesteśmy "pięć minut" przed startem ligi. Zapewne pan dobrze wie, że wyjazdy zbyt wielkiego grona nie są najlepsze. Poza tym znam dobrze trenera Stanisława Chomskiego i on zawsze miał jedną świetną maksymę podczas treningów.
Jaką?
Rodzice i znajomi na trybuny, bo z góry lepiej widać. Zawsze się z tym zgadzałem, bo to słuszna filozofia.
Wszystkie wydarzenia związane ze zgrupowaniem na Teneryfie toczą się obok podziału miejskich pieniędzy na sport w Gorzowie. Prezydent Jacek Wójcicki mówi, że nie będzie tego zamieszania brać pod uwagę, że będzie ponad tym. Dodaje, że w mieście mamy do czynienia z polityczną i ambicjonalną grą. Czy pan też ją dostrzega?
Polityczną grą bym tego akurat nie nazwał. Nie mam jednak wątpliwości, że w pewnym momencie żużel w Gorzowie zjadł inne dyscypliny. Niektórym być może jest się trudno z tym pogodzić. Kiedy już tam nie mieszkałem, to był czas, że podawałem miasto jako doskonały przykład dzielenia środków na różne dyscypliny sportowe. Był czas, że wszyscy grali tam na najwyższym poziomie - żużel, koszykówka, siatkówka, piłka ręczna, boks, a nawet wioślarstwo i kajakarstwo.
No i co się stało?
Została przeciągnięta wajcha. Koncentracja przeszła tylko na żużel i zaczęły się spory. Inne dyscypliny mocno to odczuły. To oczywiście nie jest wina Stali. Pan może tego nie wie, ale ja doskonale pamiętam pochody trenerów związanych z innymi klubami, którzy byli niezadowoleni. To dlatego nie mówiłbym o politycznej grze, a raczej o tym, że inni czują się poszkodowani, a może mniej docenieni. Stal dostaje przez to medialnym rykoszetem i cierpi, mimo że tak naprawdę ma się czym pochwalić. Żużel naprawdę wszedł na zupełnie inny poziom. Pojawił się nowy stadion, Grand Prix, no a teraz jest Bartosz Zmarzlik. To jednak spowodowało też, że gdzie indziej ucierpiały finanse.
Doskonale o tym wiem, bo moja żona tworzyła z trenerem Maciejewskim i koleżankami koszykówkę od podstaw. Zaczęły nawet grać w Eurolidze i osiągać sukcesy. To nie byłoby możliwe bez odpowiednich finansów. W pewnym momencie zostało to odcięte i pojawił się bunt. To tam leży klucz do konfliktu, Teneryfy i innych historii. Problem jest jednak złożony, bo trudno powiedzieć, że Stal nie zasługuje teraz na pieniądze. Zasługuje, bo Zmarzlik wrzucił inny bieg. Nadał nowe tchnienie gorzowskiemu żużlowi.
To znaczy?
Chyba wszyscy chcą, żeby dwukrotny mistrz świata jeździł w Gorzowie, tak? Do tego potrzebne są odpowiednie warunki finansowe. Bartek uruchomił w mieście euforię, co jest wielkim plusem. Do tego doszedł nowy zarząd, który poprawił sytuację finansową. Pod tym względem jest zdecydowanie lepiej, niż było. Stal jest teraz naprawdę silna, a to rodzi spory.
W tym konkretnym uczestniczy były prezes Jerzy Synowiec i widzę, że w mieście zaczyna się porównywanie zarządów. Kompletnie tego nie rozumiem. Znam "tamte" czasy i wiem, jak wyglądało budowanie żużla na zgliszczach. Sam zawdzięczam panu Synowcowi, że jeździłem i się uczyłem żużla. Wiem też, że to była zupełnie inna rzeczywistość i dlatego nie rozumiem tych wzajemnych oskarżeń i porównań. One niczemu nie służą. Stal miała się wtedy czym pochwalić, bo to był ważny etap, który doprowadził do obecnego. Teraz też jest o czym mówić, bo są sukcesy i profesjonalizm. Historia tego klubu jest bardzo bogata i dołożyły się do niej i tamci i ci ludzie. Nie rozumiem, po co dążyć do takiej konfrontacji.
A co Stal powinna zrobić teraz z Rafałem K.?
Porozmawiać, wyjaśnić i dać szansę. Nigdy nie namawiałem do linczu i tym razem też nie będę. Oczywiście, każdy żużlowiec jest inny. Jednego stawia się ostro do pionu, a drugiego przytula. Najważniejsze, żeby ktoś zrozumiał swój błąd i stał się lepszy. I to chyba tyle.
Poza tym mam na koniec jeszcze jeden wniosek, którym chciałbym się podzielić.
Czyli?
Niech ten sezon się wreszcie zacznie. Może wtedy wreszcie pochłoną nas rozmowy o sporcie w czystym wydaniu, bo ostatnio ich jakoś niewiele.
Zobacz także:
Za chwilę trafi na dywanik u prezesa Stali
Okropny wypadek mistrza Europy