Na torze złamał kręgosłup. Do żużla wracał jako fotoreporter, mechanik i grafik. Adam Jaziewicz obchodzi 37 urodziny

WP SportoweFakty / Maciej Kmiecik / Na zdjęciu: Adam Jaziewicz
WP SportoweFakty / Maciej Kmiecik / Na zdjęciu: Adam Jaziewicz

W 2003 roku złamał kręgosłup, ale operacja uratowała go przed kalectwem. Skończył przygodę z żużlem, ale przy nim został jako fotoreporter, a później mechanik. Wciąż tworzy projekty kevlarów i kasków. Adam Jaziewicz - współczesny człowiek renesansu.

W tym artykule dowiesz się o:

Zapowiadał się na niezłego żużlowca. Smykałkę do sportu odziedziczył w genach po tacie Franciszku, byłym zawodniku, a później trenerze. W 2003 roku rozkręcał się z zawodów na zawody. Jego przygoda z żużlem nabierała tempa aż nadszedł feralny wypadek na torze w Grudziądzu 13 sierpnia podczas turnieju Zaplecza Kadry Juniorów. - Data ta wyryta jest w mojej pamięci. Świat mi się w tym momencie zawalił. Od razu wiedziałem, że sytuacja jest poważna. Nie miałem czucia w nogach - wspomina po latach od fatalnej kontuzji Adam Jaziewicz.

Operacja uchroniła go przed wózkiem inwalidzkim

- Na szczęście szybko przeprowadzona operacja sprawiła, że władza w nogach wróciła. Mogę chodzić i wróciłem do normalnego życia - dodaje Jaziewicz, który jako czynny żużlowiec jeździł praktycznie tylko trzy lata. Znacznie dłużej działał w tym sporcie w innych rolach. Właśnie obchodzi swoje 37. urodziny i od dwóch lat jest nieco z boku żużla. Nadal jednak ma sentyment do tej dyscypliny sportu.

- Żużlowi poświęciłem bardzo dużo czasu i zdrowia. Ciężko byłoby mi się zupełnie odciąć. Chciałem być nadal w tym środowisku. Po tym jak okazało się, że nie będę w stanie kontynuować kariery sportowej, zająłem się fotografią, w tym także sportową i żużlową. Następnie spędziłem rok w Anglii z Krzysztofem Stojanowskim. Później przez półtora roku pracowałem w Klubie Motorowym. W połowie 2008 roku odszedłem jednak, by pracować jako mechanik w teamie Chrisa Holdera. Od tego czasu zająłem się mechaniką - wspomina nasz rozmówca.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Emil Sajfutdinow w PGE Ekstralidze jest skuteczniejszy niż w Grand Prix. Dlaczego? Rosjanin tłumaczy

Pracował jako mechanik

Adam Jaziewicz pracował nie tylko u Australijczyka, który w 2012 roku sięgnął po tytuł mistrza świata. Był także w teamie Simona Gustafssona, Andreasa JonssonaJasona Doyle'a czy Martina Vaculika. W Polsce pracował u Mikołaja Curyło  oraz Łukasza Sówki. Ostatni rok jako mechanik spędził u Roberta Miśkowiaka. - Od tego czasu jestem trochę dalej od żużla, ale wciąż tworzę projekty graficzne kevlarów czy kasków. Projektowałem także stroje dla piłkarzy ręcznych KPR Ostrovia czy ostatnio koszykarzy Arged BMSlam Stali Ostrów na grę w FIBA Europe Cup. Staram się rozwijać i poszerzać swoje horyzonty - podkreśla Jaziewicz.

Przed rokiem wpadł na pomysł, by stworzyć planszową grę żużlową. - Projekt obecnie utkwił trochę w martwym punkcie. Nie porzuciłem jednak marzeń o tym, by wydać limitowaną ilość gier. Mam zamówione kolejne elementy planszówki. Osoby, które wpłaciły na zrzutkę i zamówiły grę na pewno ją otrzymają. Minimum 50 sztuk na pewno wydam, a czy to się rozwinie dalej, zobaczymy - tłumaczy.

Współczesny człowiek renesansu

Adam Jaziewicz ma głowę pełną pomysłów. Jest człowiekiem wielu pasji i talentów. Większość kręci się wokół speedwaya. Choć sport ten mocno go doświadczył, niczego nie żałuje. - Może jedynie tego żal, że to moje sportowe życie potoczyło się tak, a nie inaczej przez kontuzję. Do żużla zawsze mnie ciągnęło. Pochodzę z żużlowej rodziny i ciężko być obok tego sportu. Gdybym mógł cofnąć czas i zaryzykować jeszcze raz, podjąłbym taką samą decyzję. Żałuję jedynie, że nie dane było mi się sprawdzić tak do końca w tym sporcie, bo dzisiaj nie wiadomo, co bym osiągnął. Wypadek przerwał mi przygodę z żużlem, ale cieszę się, że jestem cały i zdrowy i normalnie funkcjonuję - kończy Adam Jaziewicz.

Zobacz także: Andrzej Wyglenda wspomina swoją karierę
Zobacz także: On cierpiał, a na torze trwała regularna bijatyka

Komentarze (0)