Znaleziony na ulicy. Nigdy nie poznał swoich biologicznych rodziców, choć próbował ich szukać w Brazylii. Los sprezentował mu nowych, po tym jak pewnego dnia został znaleziony w okolicach Sao Paulo z kartką, na której widniał napis "Meu nome e Antonio" (mam na imię Antonio).
Został adoptowany przez szwedzkie małżeństwo i najpierw pokochał narciarstwo, które porzucił po obejrzeniu pierwszego meczu żużlowego. Speedway stał się jego pracą, a on jedną z najbarwniejszych postaci dyscypliny. Wchodził na szczyt, by później nisko upadać. Za każdym razem wracał i walczył, a po drodze napisał mnóstwo ciekawych historii.
Był zatrzymywany za jazdę pod wpływem alkoholu, zmagał się z ADHD, a jeden z najlepszych wyścigów w życiu odjechał, kiedy do jego kasku dostała się... osa. Antonio Lindbaeck w ostatnich dniach ogłosił, że kończy z żużlem. Będzie pracować jako operator koparki. W rozmowie z WP SportoweFaky opowiada o powodach swojej decyzji, planach na przyszłość i podsumowuje swoją przygodę z czarnym sportem.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga 2020: jak przygotować sprzęgło
Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: To już naprawdę koniec twojej kariery?
Antonio Lindbaeck, szwedzki żużlowiec: Na sto procent. Już nie wrócę.
Pytam, bo w 2007 roku też chciałeś odejść, ale ostatecznie wróciłeś do żużla. Może teraz będzie podobnie?
To porównanie nie ma sensu. Zestawiasz ze sobą dwie zupełnie różne historie. Wtedy pod względem mentalnym byłem załamany. Nie czułem się dobrze ze samym sobą. Teraz podejmuję decyzję samodzielnie, będąc wszystkiego w pełni świadomy. Robię to po dokładnej analizie i wielu przemyśleniach. Mogę cię zapewnić, że już nie wrócę do jazdy na żużlu, ale nie zamierzam całkowicie zerwać z tym sportem. To nie tak, że nie chcę o nim słyszeć. Wręcz przeciwnie. Chciałbym przyjechać do Polski i obejrzeć kilka meczów. Chętnie wybrałbym się również turnieje Grand Prix. Na jazdę i rywalizację nie ma jednak szans. Powrotu Lindbaecka już nie będzie. To pewne jak w banku.
Dlaczego odchodzisz?
Było wiele czynników, które doprowadziły do mojej decyzji. W pewnym momencie nie wiedziałem za bardzo, w jaki sposób powinienem pokierować moją karierą, żeby być z tego zadowolonym. Pojawił się duży problem z zaplanowaniem tego, co będzie w kolejnych tygodniach i miesiącach.
"W idealnym świecie byłbym mistrzem świata". To twoje słowa dla oficjalnej strony Grand Prix. Czy możesz je rozwinąć i wyjaśnić, co dokładnie miałeś na myśli?
Gdybym zmienił podejście do niektórych kwestii, otoczył się innymi osobami, to pewnie moja kariera potoczyłaby się inaczej. Głównie chodziło mi o osoby, które były w pobliżu mnie, o relacje z ludźmi. Miałem z tym problem.
Z drugiej strony uważam, że nie można sprowadzać każdej dyskusji o żużlu do tego, dlaczego ktoś nie został mistrzem. Nie każdy może nim być.
Ty nie mogłeś?
Byłem w gronie osób, które nie mogły tego osiągnąć, ale co z tego? Zrobiłem w trakcie kariery wiele rzeczy, z których jestem naprawdę dumny. Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że niczego nie żałuję, a swoją przygodę z żużlem uważam za naprawdę udaną.
Jako dziecko zostałeś znaleziony na ulicy w okolicach Sao Paulo, nigdy nie poznałeś swoich biologicznych rodziców. Kariera żużlowa była z kolei pełna wzlotów i upadków. Odchodziłeś i wracałeś. Miałeś problemy z prawem, z używkami, walczyłeś z ADHD. Dużo tego. Historia na niezły film.
Z tym filmem to całkiem niezły pomysł. Chętnie bym coś takiego obejrzał. Zabawa byłaby zapewne przednia. Nie mam tylko pojęcia, kto mógłby mnie zagrać. Musiałbym się nad tym głębiej zastanowić, ale na pewno znajdę idealnego aktora do czasu, kiedy ktoś postanowi zrobić film o moim życiu.
Kiedy pomyślałeś pierwszy raz, żeby dać sobie spokój z żużlem?
Kiedy zacząłem siedzieć na kwarantannie i rodziła się moja córka. W życiu mamy wzloty i upadki. Wtedy pojawiają się różne myśli. Kiedy wszystko idzie dobrze, to nie myślisz o zamykaniu etapów. Idziesz dalej. U mnie było jednak odwrotnie. Miałem już dość. Wiedziałem, że kocham żużel, ale to nie miało już sensu. Czułem, że muszę pchnąć moje życie w innym kierunku.
Koronawirus i związany z nim spadek zarobków też miał wpływ na twoją decyzję?
Tak, to było istotne, bo w Polsce pojawiły się nowe zasady, na których funkcjonował żużel. Z drugiej strony w moim przypadku problem był znacznie głębszy i rozpoczął się wiele lat temu, kiedy spotkałem na swojej drodze osobę, która mnie oszukała.
To znaczy?
Mogę powiedzieć jedynie, że to był człowiek, który ze mną pracował. Wtedy posypały się u mnie wszystkie kwestie finansowe. Długo się z tym męczyłem i nie mogłem wrócić na właściwą ścieżkę. Teraz do tego doszedł koronawirus, zarobki polecały w dół i na pewno było jeszcze trudniej. Nie mogłem już działać na normalnych zasadach i robić wszystkiego na sto procent.
Czyli?
Nie było opcji, żeby pozwolić sobie na trzech mechaników, menedżera, trenera czy wysyłanie do tunera silników, kiedy była taka potrzeba. Jeden facet wystrzelił mnie w kosmos, trafiłem na zły kurs, z którego długo nie mogłem zawrócić. Cały czas musiałem walczyć, męczyć się, a nie takiej kariery chciałem. Uznałem, że to nie ma sensu, bo nie czerpię z tego żadnej przyjemności.
Czy po sezonie w RM Solar Falubazie były oferty z polskich klubów?
Zgłosiło się do mnie kilka klubów, ale co z tego. Nie było klimatu do rozmów, bo sam nie wiedziałem za bardzo, co chcę robić i jak powinienem poukładać wszystkie sprawy. W związku z tym tak naprawdę nie doszło do żadnych konkretów.
Teraz czas na życie bez żużla. Pewnie będzie trudno się przyzwyczaić.
Teraz ci tego nie powiem, bo jest za wcześnie. Wiesz, gdybym nawet nie zakończył kariery, to i tak jesteśmy po sezonie. A to oznacza, że nie zmienia się zupełnie nic. Mój organizm odczuje różnicę dopiero w marcu, kiedy będziemy blisko kolejnych rozgrywek. Na razie wszystko jest po staremu.
Co będziesz teraz robić?
Jestem operatorem koparki, ale to nic nowego. Myślę, że dla nikogo, kto mnie zna, nie powinno być to wielkim szokiem, bo robię to od dawna. Już wcześniej, po zakończeniu sezonu, zarabiałem w ten sposób.
To sposób na zarabianie pieniędzy. A co z satysfakcją, którą dawał żużel?
Może wyda się to zaskakujące, ale to zajęcie sprawia mi wielką frajdę. Lubię usiąść w koparce, odpalić ulubioną muzyką i robić swoje. Działa to na mnie naprawdę kojąco.
Najlepszy moment w karierze Antonio Lindbaecka to…
Jednego momentu bym nie wybrał, bo to za trudne. Mnóstwo radości dała mi wygrana z moją Masarną Avesta w lidze szwedzkiej. To była zresztą pasjonująca historia, bo towarzyszyły nam różne emocje. Było pełno wzlotów i upadków. Ten klub wygrywał, przegrywał, spadał z ligi, wracał do niej.
To brzmi trochę jak opowieść o twojej karierze.
Dokładnie to chciałem powiedzieć. W pewnym sensie taka sama była też moja historia i dlatego mocno się z nimi identyfikowałem. Kiedy oni zwyciężali, to czułem, że wygrywałem także ja.
Coś jeszcze?
Na pewno wielką rzeczą była dla mnie wygrana w Cardiff w Grand Prix. To było coś niewiarygodnego. Poza tym cała moja kariera była świetna. Zapamiętam wszystkie moje drużyny, kibiców i ludzi, których poznałem. To brzmi banalnie, ale jeśli nie robisz tego na co dzień, to nigdy nie zrozumiesz tych uczuć. Miałem wielkie szczęście, że byłem żużlowcem i doświadczyłem tego wszystkiego.
Czy to prawda, że kiedyś wygrałeś bieg i pobiłeś rekord toru, bo do twojego kasku wleciała osa?
Tak! To było w Gnieźnie. Byłem na drugim okrążeniu i ta pieprz… osa dostała się do kasku. Pędziłem wtedy do mety jak szalony. Musiałem też mocno zaciskać zęby. Chyba dlatego byłem tak szybki i wykręciłem rekord toru. To pewnie jeden z najzabawniejszych momentów w mojej karierze, ale takich było sporo.
To teraz przejdźmy do trudniejszych tematów. Ludzie mówili, że byłbyś wielkim żużlowcem, gdybyś ciągle nie pakował się w dziwne historie poza torem.
Mogę się z tym w pewnym sensie zgodzić, bo miałem wahania. Raz byłem na górze, a raz na dnie. Moim największym problemem był jednak brak właściwego podejścia do ludzi.
Czyli?
Czasami ufałem im zbyt mocno i wtedy obrywałem, bo mnie oszukiwali. Zdarzało się też tak, że to ja dawałem ciała w relacjach z innymi, bo po złych doświadczeniach nie potrafiłem zaufać. To po części dlatego nie było tych największych sukcesów. Nie ma sensu się oszukiwać. Nie byłem gościem, który mógł zostać mistrzem. Nie było mi to pisane, ale nie robię też z tego tragedii.
Niektórzy mówią, że pakowałeś się w problemy, bo byłeś zbyt wrażliwy.
Wrażliwość nie była problemem. To nie tak. Kiedy byłem poirytowany, miałem z czymś problemem, to nie mogłem puścić tego w niepamięć. Za długo myślałem o złych rzeczach. Tak było, kiedy spotkałem na swojej drodze tego gościa, który mnie oszukał. Poskładanie się do kupy zajęło mi dużo czasu. Później miałem problem, by ufać innym ludziom, którzy naprawdę chcieli dla mnie dobrze. To też po części odpowiedź na pytanie, dlaczego nie byłem mistrzem. Żeby nim zostać, wszystko musisz mieć ułożone perfekcyjnie.
Potrzeba czystej głowy.
Dokładnie. No i cały twój team musi działać jak w zegarku. Ja tego nie miałem. Za dużo było walki ze złymi myślami, rozpamiętywania krzywd. Straciłem na to mnóstwo czasu. To nie są łatwe tematy, nie da się zmienić pewnych rzeczy z dnia na dzień, kiedy ktoś wcześniej cię okrutnie rozczarował.
W trakcie kariery zmagałeś się z ADHD. Czy to był duży problem dla profesjonalnego żużlowca?
To oczywiste. Wtedy masz problem, żeby skupić się na tym, co trzeba robić, na tym, co jest w danym momencie najważniejsze. Kiedy ktoś mnie rozczarował, to nie potrafiłem tego zostawić za sobą i myśleć o innych tematach. Zamiast myśleć o tym, co ważne, skupiałem się właśnie na złych emocjach. To było błędne koło. To wszystko po części brało się z powodu tego, że cierpiałem na ADHD. To jednak nie tak, że nie da się z tym normalnie żyć. Można to robić, ale musisz nad tym pracować. Wtedy można utrzymać wiele rzeczy pod kontrolą.
W 2016 szwedzkie media oskarżyły cię o gwałt. Później okazało się, że to bzdura. Jaka była wtedy twoja pierwsza reakcja?
Normalnie powinno być tak, że media najpierw próbują zdobyć informacje na jakiś temat, a później coś piszą. Ze mną tak nie było, ale nie tylko mnie to spotkało. Media w Szwecji działały w ten sposób wiele razy, a ja byłem tym naprawdę wkurzony. Dobrze wiedziałem, co zrobiłem, a czego nie. Później ludzie przychodzili i przepraszali, ale mnie już to gó… obchodziło. Co mi po takich przeprosinach. Potrafię jednak wyciągnąć z tego też coś dobrego.
Czyli?
W tamtym czasie było mnóstwo fanów, którzy wierzyli mi przez cały czas. Takich ludzi nie brakowało między innymi w Polsce. Oni nigdy nie dali wiary w te bzdury z gazet. Zyskałem dzięki temu wiele siły. Gdy nie masz wokół siebie takich osób, to takie wydarzenia mogą bardzo zranić.
Chciałbyś coś dodać na koniec?
Chciałbym podziękować. Wszystkim kibicom z Polski za zaufanie i wsparcie. Za to, że pchali mnie do tego, bym stawał się lepszym zawodnikiem. Już teraz wiem, że będę tęsknić. Na pewno przyjadę do Polski. A teraz chciałbym was zaprosić na mój kanał na YouTubie. Niebawem startujemy. Będę tam relacjonować moje życie poza żużlem. Oglądajcie, bo będzie ciekawie. Tak jak w trakcie mojej kariery. Do zobaczenia!
Zobacz także:
Ćwierć miliona za tytuł mistrza świata
Wilki pozyskały dwóch juniorów