Żużel. Za i przeciw: Świetna wymówka w czasach zarazy. Była metoda na wnuczka, prezesi opanują metodę na koronawirusa

WP SportoweFakty / Wiesław Wardaliński. / Na zdjęciu: Krystian Pieszczek (z lewej)
WP SportoweFakty / Wiesław Wardaliński. / Na zdjęciu: Krystian Pieszczek (z lewej)

Pandemia, brzydko pisząc, spadła w kilku miejscach z nieba. Na tacy otrzymano doskonałą wymówkę problemów finansowych. Przykrywkę, którą można teraz szlifować do perfekcji. Zasłanianie się zarazą będzie modne, a tłumaczenie się nią bardzo wygodne.

Tak żeby lepiej wdrożyć się w to, co chcę przekazać, wyjaśnijmy pokrótce o co chodzi w oszustwie metodą na wnuczka. Przestępca wydzwania do ofiary pod różnymi pretekstami np. problemów finansowych podając się za osobę z bliskiej rodziny. W ten sposób próbuje wyłudzić pieniądze. Po odbiór gotówki wysłał już jednak pośrednika, tłumacząc, że sam nie może pojawić się w umówionym miejscu. Pokrzywdzony połyka haczyk i nie badając wcześniej sprawy cierpi na swojej łatwowierności.

Ten mechanizm przypomina trochę polskich prezesów i zawodników. Ci drudzy, jak ta przysłowiowa babcia dają się nieraz podejść wnuczkowi, czyli polskiemu szefowi klubu. Różnica polega na tym, że tutaj wszystko odbywa się zgodnie z prawem, ustalenia są przerzucane papier. I wtedy do gry wchodzą tzw. kwoty z umów sponsorskich, które ciężko wyegzekwować.

Zawodnik o niczym nie marzy bardziej niż o zachowaniu płynności finansowej. On nie oczekuje gigantycznej zapłaty w grudniu hurtem za cały rok. Tymczasem, aby uregulować zaległości względem żużlowców działacze lubią podebrać sobie pieniążki z kupki na poczet nowego sezonu.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Radosław Majdan szczerze o obniżkach pensji dla piłkarzy. "Sportowcy nie mają wyjścia. Kluby przestały zarabiać"

Nie jest tajemnicą, że prezesi już tak mają, iż kochają mamić zawodników, przebijają się, wydzierają sobie ich nawzajem, oferują bajeczne kontrakty, mydlą oczy, a na koniec okazuje się, że kasa jest pusta, a zawodnik został nabity w butelkę, bo cyferki były fajne, ale wirtualne. Na przelewy czeka miesiącami i się doczekać nie może.

To nie przypadek, że kluby z Krakowa, Piły, czy Rzeszowa padły, a kilka innych od lat z mniejszymi bądź większymi wertepami balansowało na krawędzi. Jasne, nikt zawodnika nie przypala rozżarzonym węglem i nie przymusza do podpisania kontraktu. Z drugiej strony, jak nie mam, to nie oferuję. Proste.

Prezesi to cwaniacy. Mogą się obruszyć, ale wolę wyjść przed szereg i parę formułek wypowiedzieć w ich imieniu zanim ruszy sezon. Tak, żeby później nie było zaskoczenia. Pisaliśmy wcześniej, że koronawirus ich obnażył. A mnie się wydaje, że paru, to nawet pomoże wkrótce zamaskować kłopoty. Już pojawiają się tezy, że kronawirus wydrenował budżety, zwłaszcza w niższych ligach, tak jakby ktoś się nagle otrząsnął, że one nie są z gumy. Z tym, że w podobnym modelu funkcjonują od lat.

Pewnie, że negatywnych skutków pandemii doświadczymy w każdej dziedzinie życia. Sportu, żużla kryzys już nie ominął. W tym leży pies pogrzebany, żeby nie nadużywać słowa koronawirus do tworzenia tarczy służącej taniemu tłumaczeniu się, choć jest ono bardzo wygodne.

Brzydko pisząc koronawirus spadł w kilku miejscach z nieba. Na tacy otrzymano doskonałą wymówkę, przykrywkę którą można teraz szlifować do perfekcji, aby uruchomić po starcie sezonu i pierwszych meczach. Zasłanianie kłopotów materialnych zarazą będzie modne. "a, bo sponsor, który miał przelać transzę się wycofał", "a bo gospodarka leży na łopatkach", "a bo samorządy wstrzymały dotacje" "każdy odczuł negatywne skutki zarazy, więc jeśli zawodnicy chcą otrzymać zarobione pieniądze musza uzbroić się w cierpliwość" itd. Pół żartem pół serio są ośrodki, które zaraza zaczęła zżerać od środka, zanim w ogóle się narodziła. I dla nich niedobór gotówki w trakcie rozgrywek to nie nowość.

CZYTAJ TAKŻE: Maślanka: Róbmy, to co Czesi i liga ruszy
CZYTAJ TAKŻE: Ratownik medyczny z Krotoszyna. Tutaj mamy swoje Bergamo

Źródło artykułu: