Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Jak to jest, że wszyscy wokół mówią, że koronawirus zabija nie tylko ludzi, ale i też biznes, a Sparta niemal każdego dnia wypuszcza informację o nowym sponsorze.
Andrzej Rusko, prezes Betard Sparty Wrocław: Większość naszych sponsorów to firmy, z którymi współpracujemy od lat, są z nami nie tylko dla korzyści biznesowych, ale także, a może przede wszystkim dlatego, że zbudowaliśmy mocne relacje emocjonalne. Z tego powodu dziś nie porzucają nas i chcą pomóc nam przetrwać. Oczywiście, ich również dotykają kłopoty i musimy brać pod uwagę, że nie zawsze będą mogli wywiązać się w stu procentach ze swoich deklaracji. Na razie o tym jednak nie mówimy. Czekamy na rozwój sytuacji.
Czy Sparta jest w tej chwili klubem stabilnym finansowo?
Na ten moment tak, realizujemy wszystkie zobowiązania. Nie chcemy generować problemów naszym biznesowym partnerom i dostawcom. Wstrzymaliśmy zamówienia, ale za to, co zamówiliśmy lub co zleciliśmy do wykonania, płacimy. Dotyczy to między innymi odbioru silników od tunerów czy części do motocykli, ale także zamówionych kevlarów dla zawodników czy towarów do sklepu klubowego. Wiemy, że część z tych rzeczy dzisiaj jest zbędna, ale rozumiemy, że brak zapłaty to problem dla dostawcy, który też musi regulować swoje zobowiązania i utrzymywać pracowników. To taki efekt domina.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
Słyszałem, że jako jedni z pierwszych wypłaciliście zawodnikom wszystkie pieniądze wynikające z kwot za podpis. Nie posłuchaliście apelu Ekstraligi, żeby wstrzymać się z wypłatami tych pieniędzy.
Uznaliśmy, że powinniśmy realizować zapisy kontraktowe i wypłacić tzw. kwoty na przygotowanie do sezonu w stu procentach. Tak, by zawodnicy byli w stanie uregulować swoje zobowiązania wobec tunerów i dostawców części, żeby mieli pieniądze dla siebie i swoich teamów. Nie ukrywam, że zaleciliśmy zawodnikom, by w tej trudnej sytuacji dbali o swoje teamy. Będą one im potrzebne w niedalekiej przyszłości, bo ja głęboko wierzę, że w tym sezonie rozgrywki PGE Ekstraligi się odbędą.
Pytanie, jak oni to mają zrobić, jeśli przez następne dwa, trzy miesiące będą bez stałego dopływu gotówki. Chyba że zamierzacie płacić dalej.
O dwa, trzy miesiące się nie martwię, wytrzymają. Na tyle zabezpieczyliśmy ich finansowo. Dopóki sezon nie ruszy, nie trzeba kupować części, tuningować silników, ponosić kosztów przejazdów itp. Prawdziwym problemem dla nich byłby brak rozgrywek w tym sezonie, ale wtedy problem będziemy mieć wszyscy. Polski Związek Motorowy i Ekstraliga Żużlowa wspólnie z klubami będą musiały opracować program ochrony całej dyscypliny. Musi w nim się znaleźć pomoc dla zawodników i ich teamów.
Jak w ogóle radzić sobie w takich czasach, jaką strategię działania przyjąć, gdy ma się wrażenie, że wszystko wokół się wali.
Przede wszystkim trzeba się przystosować do nowej rzeczywistości. Już na początku marca WTS przeszedł na pracę zdalną. Ustaliliśmy sposób komunikacji, dyżury w klubie i inne sprawy ważne dla bieżącego funkcjonowania. Staramy się pracować zgonie z wcześniejszym planem. Dzięki internetowym komunikatorom możemy robić burzę mózgów, na której omawiamy bieżące sprawy. Te zdalne spotkania pomagają również utrzymać formę psychiczną pracownikom, napędzamy się wzajemnie i utrzymujemy wiarę, że za chwilę to wszystko się skończy i spotkamy się na stadionie. Dodatkowo ja oczekuję od pracowników, że podczas tych spotkań panowie są ogoleni, a dziewczyny mają zrobiony makijaż.
A zawodnicy? Oni pozostają w swoich domach. To dla nich również niełatwa sytuacja.
Utrzymujemy z nim stały kontakt. Wiemy, że jest im ciężko. Martwią się o przyszłość swoją, swoich teamów, nie wiedzą jak mocno inwestować w sprzęt. Próbujemy oderwać ich od tych myśli, pomóc uwierzyć, że powoli wszystko wróci do normalności, że już niedługo spotkają się na torze. Mariusz Cieśliński (trener ds. przygotowania fizycznego - dop. red.) przekazał im wytyczne, jak bez wychodzenia z domu pracować nad podtrzymaniem formy i na bieżąco rozlicza ich z tej pracy. Nad ich psychiką pracujemy podczas wspólnych spotkań, jakie zawodnicy i sztab szkoleniowy odbywają za pośrednictwem internetowych wideokonferencji.
Uważa pan, że ligę da się przejechać w całości, razem z play-off, jeśli ruszymy w lipcu? I co by to oznaczało?
Osobiście wierzę, że liga ruszy wcześniej. Jednak nawet jeżeli wystartujemy w lipcu to damy radę. Do końca października będzie 18 weekendów, dodatkowo możemy pojechać w czwartki i soboty, które będą wolne od imprez rangi GP. Będzie to wyzwanie dla Ekstraligi Żużlowej, dla telewizji, dla klubów i oczywiście dla zawodników i ich teamów. Jednak będziemy musieli je podjąć, by nie stracić tego wszystkiego, nad czym w polskim żużlu pracujemy od lat. Liczba spotkań ligowych to przecież bezpośrednie odniesienie do naszych budżetów i zobowiązań wobec właścicieli praw telewizyjnych, sponsorów, ale też wobec kontraktów z zawodnikami.
Czy wyobraża pan sobie, że pierwsze kolejki pojedziecie bez kibiców? Ile takich kolejek są w stanie wytrzymać kluby.
Trudno mi sobie to wyobrazić, sport jest dla kibiców i jazda bez nich traci sens. Dodatkowo pamiętajmy, że przychody z dnia meczu są bardzo istotną częścią budżetu klubu. Ich brak to dodatkowo kłopot. Jednak jeśli nie będzie wyjścia, to będę musiał to zaakceptować. Jeśli od tego będzie zależało, czy w ogóle wystartujemy z meczami, musimy się na to zdecydować.
Większość waszych kibiców także dostanie po kieszeni. Czy nie obawia się pan, że będą musieli dokonywać wyboru i zamiast biletu na mecz spożytkują te pieniądze w inny sposób?
Myślę, że kibice tęsknią za emocjami, jakie daje im mecz żużlowy i nasza drużyna. Jeśli będą mogli przyjść na stadion, to pewnie to zrobią. Tym bardziej że teraz muszą maksymalnie ograniczać swoje normalne aktywności i często zostają w domach. Ta monotonia jest dla każdego z nas męcząca. Staramy się im jakoś ten czas wypełnić speedway’em. Poprzez nasze social media prowadzimy cykl #HomeEducation z #WTS i tam prowadzimy lekcje historii, techniki, języków obcych, czy WF-u. Oczywiście często z przymrużeniem oka, ale z ukierunkowaniem na żużel. Promujemy też hasło "zostań w domu", bo wiemy, że to konieczność. Staramy się angażować w projekty wspierające innych. WTS z kilkunastoma innymi klubami sportowymi z Wrocławia i naszego regionu zachęca do wsparcia Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego przy ul. Koszarowej. Tam toczy się walka o ludzkie życia, a my możemy jako środowisko sportowe dać impuls, by wspomóc lekarzy, pielęgniarki i cały personel.
Liga za wszelką cenę - w okrojonych składach, bez zagranicznych zawodników, którzy nie mieszkają w Polsce, czy to ma sens?
Alternatywą jest brak rozgrywek. Brak możliwości zarobkowania dla zawodników i ich teamów, odejście sponsorów i najlepszych fachowców z klubów. Część z nich znajdzie sobie inne źródło dochodów, wielu z nich nie wróci już do żużla. Stracimy to, co z olbrzymim trudem budowaliśmy przez kilka ostatnich lat, już nie będziemy najlepszą ligą świata. Trzeba wybierać mniejsze zło, jak nie będzie wyboru, powinniśmy jechać w składach jakimi będziemy dysponować. Nawet jeżeli zmuszeni będziemy w znacznie większym stopniu korzystać z usług juniorów.
Pytanie, czy gwiazdy przyjadą do Polski, jeśli damy im 1800 złotych za punkt?
W Szwecji jeżdżą za takie pieniądze. Zmniejszą nakłady na sprzęt, ograniczą koszty teamów i przez rok wytrzymają. Tym bardziej że walczyć będą o miejsca pracy na kolejne lata. Pamiętajmy, że żużel w Polsce jest najlepszym rynkiem pracy i w interesie wszystkich zawodników jest jego utrzymanie.
A co jak ruszymy, gdy koronawirus będzie się tlił i ktoś się zarazi. Cała drużyna będzie musiała poddać się kwarantannie i to może rozbić ligę od środka.
Myślę, że liga nie ruszy, jeśli będzie takie zagrożenie. Tu decyzje podejmują organy państwowe, które regulują podobne kwestie. My musimy się do nich dostosować. Zdrowie i bezpieczeństwo nas wszystkich jest bezwzględnym priorytetem.
Czytaj także:
Lekarz GKM-u: chcę pomóc ludziom i przeżyć
Czarne chmury nad Drabikiem. Wniosek o TUE odrzucony