- Zawaliłem jeden bieg. Biorę porażkę na siebie. Zawaliłem - mówi nam niepocieszony Artiom Łaguta. Rosjanin w 13. biegu musiał uznać wyższość Patryka Dudka i Martina Vaculika, po czym Stelmet Falubaz Zielona Góra prowadził w całym meczu 42:36. Z drugiej strony gdyby Łaguta we wspomnianej gonitwie zajął choćby drugą lokatę, Robert Kempiński nie mógłby zastosować rezerwy taktycznej. A tak w 14. wyścigu MRGARDEN GKM Grudziądz wygrał 5:1.
Po nim w całym spotkaniu mieliśmy wynik 43:41, zatem o wszystkim zadecydował ostatni start. W nim biegowy remis dał meczowe zwycięstwo Stelmet Falubazowi. - Czego zabrakło? Szczęścia - stwierdza Łaguta. - Falubaz jest bardzo mocną drużyną, ale nam też nie brakuje siły. Poradzimy sobie. To dopiero początek sezonu - dodaje.
Zobacz: Gigantyczna kontrowersja po meczu Falubaz - GKM. Trener gości nie wie, co o tym myśleć
Wyjazdy są prawdziwą zmorą MRGARDEN GKM-u Grudziądz. Przed rokiem drużyna Kempińskiego była o krok od triumfu w Częstochowie (koniec końców mecz zakończył się remisem 45:45), teraz niewiele brakowało do zwycięstwa w Zielonej Górze. - Ale jest w porządku, bo potem mamy przecież rewanż u siebie. Mam nadzieję, że poradzimy sobie lepiej i wyszarpiemy bonus - przyznaje Rosjanin.
ZOBACZ WIDEO Co z żużlem w Warszawie? Problemów nie brakuje
Dla Artioma Łaguty był to dopiero pierwszy mecz PGE Ekstraligi w tym sezonie. We wcześniejszych dwóch spotkaniach nie pojechał z powodu kontuzji obojczyka. - Jeszcze nie jestem w takiej formie, jak zawsze. Muszę trochę pojeździć, ale będzie coraz lepiej - zapewnia. Mimo ligowego debiutu, po rosyjskim żużlowcu nie było widać śladów kontuzji. - Może tak wyglądało, ale na torze czasem odczuwałem ból na wirażach. Ale spokojnie, dam radę - zdradza.
- Oczywiście, że przed meczem był stres, bo to był dla mnie tegoroczny debiut. Najważniejsze, że zrobiłem swoje punkty. 11 to prawda nie 15, ale w żużlu nie zawsze się wygrywa. Zwłaszcza, że to był mecz wyjazdowy, a miejscowi zawsze lepiej sobie radzą - komentuje Artiom Łaguta.