Szymon Woźniak: Starty były naszą piętą achillesową

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Szymon Woźniak, Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Szymon Woźniak, Bartosz Zmarzlik

Szymon Woźniak w pierwszym finałowym meczu pomiędzy Cash Broker Stalą Gorzów a Fogo Unią Leszno może nie był najskuteczniejszym zawodnikiem, ale dołożył kilka bardzo istotnych punktów (7+1). Liczył jednak na nieco więcej w wykonaniu swoim i drużyny.

Zwycięstwo 46:44 na Stadionie im. Edwarda Jancarza nie do końca może cieszyć gorzowskich kibiców i zawodników. Zaledwie dwupunktowa zaliczka przed rewanżem na terenie rywala może okazać się zbyt mała. Takiego zdania jest także jeden z żużlowców Cash Broker Stali Gorzów.

- Jak się jedzie do Leszna, to fajnie byłoby mieć piątkę z przodu na koniec zawodów. To się nie udało. Twierdza Gorzów została do końca sezonu niezdobyta, ale za to medalu nie dają. Na pewno chcieliśmy tutaj wygrać większą różnicą punktową, lecz nie poddajemy się. To jest jak amen w pacierzu. Nasza jazda u siebie nie stawia nas na straconej pozycji. Jestem z takiej gliny ulepiony, że dopóki piłka jest w grze, to wszystko jest możliwe. Wierzę, że moi koledzy z drużyny mają takie samo podejście i z pełnym przekonaniem mówię, że do Leszna jedziemy wygrać i zdobyć złoty medal - przekonywał Szymon Woźniak.

Wychowanek Polonii Bydgoszcz nie miał łatwego życia w niedzielnym meczu. W 10. wyścigu zapoznał się także z nawierzchnią toru, ale była to niegroźna sytuacja z rodzaju żużlowego domina. - Po upadku wszystko w porządku. Motocykl ucierpiał i musiałem zmienić maszynę, co troszeczkę nam zaburzyło plan działania. Byłem przygotowany na dwa motocykle i były one równie szybkie, ale wiadomo, że jak się wsiada na drugi motor w trakcie meczu, to nie zawsze jest tak, jakby się chciało - przyznał.

Gorzowsko-leszczyński pojedynek należał do interesujących, ale tylko ze względu na oscylujący wokół remisu wynik. Ścigania i mijanek było niewiele. Decydował głównie start oraz rozegranie pierwszego łuku. Aczkolwiek to właśnie bydgoszczanin był jednym z niewielu, którzy zdołali wyprzedzić na dystansie. - Starty były naszą piętą achillesową, pomimo zauważalnej dobrej prędkości po trasie. Niestety jechaliśmy za rywalem i trudno było cokolwiek zrobić. Klasa rywala robiła swoje. Trzeba było wygrywać starty i pierwszy łuk rozgrywać na własną korzyść. To nam do końca nie wychodziło poza pojedynczymi przypadkami, dlatego wynik wygląda tak, a nie inaczej. Jakie były przyczyny tego, że tak się działo? Trudno w tej chwili powiedzieć. To był finał, mierzyliśmy się z zespołem, który wygrał rundę zasadniczą. O każdy metr toru trzeba było walczyć z krwią na pięściach - zauważył jeździec ekipy z Gorzowa.

ZOBACZ WIDEO Tomasz Dryła, nSport+: Widziałem w piątce Sajfutdinowa, zamiast Woffindena

Fogo Unia Leszno w sezonie zasadniczym udowodniła, że jest piekielnie mocna. Nie brakuje jednak opinii, że gorzowianie w ostatnim czasie się rozpędzili i rewanż na Stadionie im. Alfreda Smoczyka nie musi być jednostronny. - Liczę na to i tak też obstawiam. Finały to są zacięte spotkania. Unia była fantastycznie dysponowana na naszym torze. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy my byli co najmniej tak samo fantastycznie albo i nawet lepiej dysponowani w Lesznie. Historia speedwaya zna już takie przypadki. Nie z takich opresji się wychodziło - mówił 25-latek.

A jak osobiście Szymon Woźniak czuję się na leszczyńskim torze? - Generalnie lubię jeździć na torze w Lesznie. Mieliśmy tam dosyć dawno ligowe spotkanie, bo to był drugi mecz sezonu. Wtedy jeszcze ta moja forma nie była taka, jaka później. W finale może zdarzyć się wszystko. Zostało piętnaście wyścigów i ja wierzę w naszą drużynę, w moich kolegów i w to, że stać nas na to, żebyśmy w Lesznie wygrali - zakończył z optymizmem.

Źródło artykułu: